wtorek, 12 sierpnia 2014

Rozdział VI

Tak, wiem. Trochę się rozpędziłam z tym rozdziałem. Będę się starała trzymać tempo, ale nie obiecuję, że mi się uda. 
Wesołego Dnia Młodzieży i Pracoholików!
R.I.P Robin Williams /*
Miłego czytania! ;D

Aranei pracowała przy jednym stanowisku razem z Draconem i Blaisem i przesadzała jakąś niezwykle odrażającą roślinkę, z którą nigdy wcześniej nie miała do czynienia. Owa roślinka wydzielała nieprzyjemny, kleisty śluz i brunetka dziękowała w duchu temu, kto wymyślił rękawice ochronne. Pansy pracowała przy stanowisku razem z Dafne Greengrass i Milicentą Bulstrode. Jaka wielka szkoda, że nie pracuję z nią przy jednym stanowisku. ,pomyślała brązowooka ze smutkiem. Tak chętnie bym ją obsmarowała tym śluzem… Z rozmyślań wyrwał ją głos pewnego blondyna.
-Co robiłaś w Łazience Jęczącej Marty? –zapytał szeptem. Ech… A ten dalej swoje. Czy on musi być taki ciekawski?!
-Mówiłam ci już. Nie mogę ci powiedzieć. –odpowiedziała cierpliwie, wywracając swoimi brązowymi oczami.
-No weź… Ślizgoni są znani z tego, że coś lubią knuć, kombinować. Mi możesz przecież powiedzieć… -upierał się Ślizgon.
-Draco! Mówiłam ci już, że ci nie powiem i skończ ten temat. –warknęła.
-Ale dlaczego? –zapytał dociekliwie Malfoy. –Co masz takiego do ukrycia? Przecież to nie może być takie straszne!
-Nie wiem, czy to jest straszne, czy nie, ale nie mogę ci powiedzieć, rozumiesz? Nawet, jakbym chciała to NIE MOGĘ!
-A chciałabyś? –zapytał blondyn, a jego kąciki ust lekko się uniosły.
-Tak. Chociażby po to, żebyś się odczepił. –warknęła, tracąc cierpliwość.
-Powiedz, to się odczepię.
  Aranei sfrustrowana wypuściła głośno powietrze.
-Ile razy mam ci jeszcze powtarzać, że ci NIE?!
  I tak było przez całą lekcję. Przez to nawet pani Sprout pozbawiła Slytherinu 20 punktów.
-Przez was straciliśmy 20 punktów… -powiedział ponuro Zabini, gdy razem z Aranei i Draconem wychodzili z cieplarni.
-To jego wina! –fuknęła brunetka. –Wtrąca się w nie swoje sprawy…
-Mówiłem ci już, że gdybyś mi powiedziała, to bym ci dał spokój. –odparł blondyn z rozbawieniem.
-Jezu, mam już was dość. –jęknął ciemnoskóry. –Draco, jeśli Aranei nie chce ci powiedzieć to znaczy, że ma swoje powody. Jasne?
-Nie to że nie chcę… Ja po prostu nie mogę… -wyjaśniła Ślizgonka. –Zresztą… Nie ważne. Po prostu daj już sobie spokój, bo i tak ci nie powiem.
  Draco obrzucił ją tylko ciekawskim spojrzeniem, ale nic się nie odezwał. 
  Reszta lekcji tego dnia przebiegła dość spokojnie. Blondyn już nie był natarczywy, a dzięki szerokiemu zakresowi wiedzy Aranei, Slytherin zyskał sporo punktów, co nieco nadgoniło wcześniejsze szkody. Gdy zakończyła się ostatnia lekcja – transmutacja, brunetka wraz z Draconem i Blaisem ruszyła na błonia Hogwartu.
-Hej! Zaczekajcie! –krzyknęła na cały regulator Parkinson, doganiając trójkę Ślizgonów. –Gdzie się tak wybieracie? –zapytała, dorównując im kroku.
-Na spacerek po błoniach. Idziesz z nami? –zapytał Blaise.
-Jasne. –odparła czarnowłosa. –No, to Callidus… -powiedziała po chwili. -…Jak tam twoje spoufalanie się z Gryfonami? –zapytała z kpiną.
-W sensie? –zdziwiła się Aranei.
-No przecież siedziałaś z nimi na eliksirach – to po pierwsze. A po drugie widziałam cię później, jak rozmawiałaś z Potterem na błoniach. –oznajmiła Pansy z szyderczym uśmiechem. Na jej słowa cała czwórka się zatrzymała.
-Kiedy? –zapytał Draco, zanim brunetka zdążyła otworzyć usta.
-Dzisiaj, jak mieliśmy czas wolny. –powiedziała czarnowłosa z zadowoleniem.
-Mówiłaś, że byłaś w bibliotece. -skierował się do Aranei blondyn.
-Bo byłam. –odparła Callidus z westchnieniem. –Jezu, rozmawiałam z nim tylko chwilę. Poprosiłam go o małą przysługę, to wszystko.
-Jaką przysługę? –zaciekawił się Zabini.
-Na Merlina, to nic ważnego! –roześmiała się brązowooka.
-Więc dlaczego nie chcesz nam powiedzieć? –ciągnęła Pansy, nadal uśmiechając się szyderczo.
-Przestańcie się wtrącać w sprawy, które was nie dotyczą! –fuknęła Aranei. Na te słowa pozostała trójka wymieniła zdziwione spojrzenia.
-Dobra, pieprz się… -warknął blondyn.
-Słucham?! –zdziwiła się Ślizgonka.
-Idź sobie do Pottera. –dodał i ruszył w stronę szkoły. Pozostała trójka patrzyła na niego z zaciekawieniem.
-O co mu chodzi?! Znamy się krótko, a on chce, żebym mu wszystko mówiła! –fuknęła brunetka.
-Bo ja wiem… Może chodzi mu o to, że obiecał twoim rodzicom, że cię będzie trzymał z dala od nieodpowiedniego towarzystwa, a ty tu się pospolitujesz z Potterem i tymi jego przyjaciółmi – szlamcią Granger i zdrajcą krwi Weasleyem? –zaśmiała się szyderczo Parkinson.
-Na Salazara, ja zaraz dostanę jakiejś kurwicy! –warknęła Callidus, wznosząc oczy ku niebu. –Na eliksirach siedziałam z nimi, bo oczywiście ty musiałaś się wpierdzielać tam, gdzie cię nie chcą, a na błoniach gadałam z Potterem, bo miałam do niego maleńką prośbę! Czy to od razu znaczy, że się z nimi przyjaźnię?!
-No już, już… Uspokój się… -powiedział z rozbawieniem Blaise, klepiąc Aranei po ramieniu. Pansy prychnęła.
-Nie wpierdzielam się tam, gdzie mnie nie chcą, jak to ujęłaś. –oznajmiła czarnowłosa. –Przyjaźnię się z Blaisem i Draco już od jakiegoś czasu, a ty myślisz, że możesz tak wszystko niszczyć? Jesteś nowa, dlatego się tobą interesują! Nowa zabawka! Niedługo się tobą znudzą! –zakpiła. Na te słowa Aranei zamachnęła się i uderzyła dziewczynę z liścia w twarz. I wtedy się zaczęło. Najpierw Parkinson w lekkim szoku, złapała się za policzek i patrzyła z osłupieniem na Ślizgonkę. Potem szybko wyciągnęła różdżkę i wycelowała nią w Aranei, a ta zrobiła to samo. Ślizgon stanął między nimi mówiąc „Uspokójcie się!”, ale one nie słuchały. Pansy tylko popchnęła go i warknęła „Odsuń się Blaise”, po czym rzuciła w Aranei Drętwotą. Brunetka jednak szybko zareagowała i obroniła się, po czym rzuciła na Parkinson zaklęcie rozbrajające. Pansy nie zdążyła zareagować, więc różdżka wyleciała jej z ręki i wylądowała parę metrów dalej.
-Accio! –Aranei przywołała do siebie różdżkę czarnowłosej i teraz mając już dwie różdżki, a jedną z nich celując w Pansy, zbliżała się do dziewczyny, uśmiechając się z wyższością. Zacmokała.
-I co teraz panienko Parkinson? Może małe przeprosiny?
-Za co? Za prawdę? –prychnęła Pansy.
-Aranei, uspokój się! –próbował uspokoić sytuację ciemnoskóry, gdy nagle odezwał się drugi głos.
-CO TU SIĘ DZIEJE?! –fuknęła profesor McGonagall, zbliżając się do trójki Ślizgonów. Brązowooka natychmiast schowała swoją różdżkę, a tą należącą do Parkinson rzuciła właścicielce, na co dziewczyna nie była przygotowana, więc patyk uderzył ją prosto w twarz.
-Au… -Pansy dźwignęła się z ziemi, jedną ręką trzymając się za nos, a w drugiej ściskając odzyskaną różdżkę. Brunetka wstrzymała wybuch śmiechu.
-Pani profesor… -zaczęła, ale Minerwa natychmiast jej przerwała.
-Cała trójka do mojego gabinetu! –rozkazała, a Ślizgoni potulnie ruszyli na profesorką. Szli w milczeniu, aż doszli do posągu chimery, strzegącego wejścia do gabinetu dyrektora Hogwartu. McGonagall wypowiedziała hasło tak cicho, że tylko posąg je usłyszał. Odsunął się i ukazał wejście do gabinetu. Dyrektorka weszła do środka i usiadła przy biurku, a uczniowie ruszyli za nią i stanęli parę metrów od niej, wpatrując się w posadzkę.
-Nowa uczennica, a już rozrabia. Tego jeszcze nie było… -powiedziała Minerwa, kręcąc głową z dezaprobatą. –Pani Parkinson… Nic dodać, nic ująć… Ale pan Zabini. Tego bym się po panu nie spodziewała…
-Ale ja nic… -zaczął się tłumaczyć ciemnoskóry, ale dyrektorka uciszyła go uniesieniem ręki.
-Słucham. Co się wydarzyło? –zapytała McGonagall, patrząc na trójkę Ślizgonów z wyraźnym zawodem.
-No więc najpierw Callidus…
-No więc najpierw Parkinson…
Zaczęły równocześnie obie Ślizgonki.
-Po kolei! –uciszyła je kobieta. –Najpierw panna Callidus. Proszę. –wskazała ręką na Aranei.
-No więc najpierw Parkinson zaczęła mnie obrażać bez podania konkretnego powodu. Uderzyłam ją w twarz. Wie pani, odruchowo. To po prostu z nerwów. Chciałam ją przeprosić, ale ona wtedy wyciągnęła różdżkę i zaczęła rzucać we mnie zaklęciami. Chciałam się bronić, więc wyciągnęłam swoją, odbiłam zaklęcia i rzuciłam zaklęcie rozbrajające, po czym przywołałam jej różdżkę, żeby do niej nie sięgnęła, bo mogłaby mnie znowu zaatakować. I wtedy przyszła pani. –oznajmiła brunetka.
-O ile dobrze pamiętam, kiedy przyszłam, celowałaś różdżką w pannę Parkinson. Skoro nie miała już swojej różdżki, to nie byłaś w niebezpieczeństwie. –zauważyła dyrektorka. –Więc pytam, co jeszcze chciałaś uczynić?
-Ja… Chciałam… Bo… Ona… Mogła się przecież na mnie rzucić… Tak… Bo… Nie tylko różdżką można zaatakować czarodzieja… Po niej się można wszystkiego spodziewać.
-Rozumiem. –odparła profesor McGonagall. –Teraz panna Parkinson.
-To od początku… Najpierw powiedziałam Callidus pewien fakt. Tak, fakt, ponieważ nie przypominam sobie, żebym użyła jakiegokolwiek wyzwiska wobec niej… Potem Aranei mnie uderzyła, więc ja odruchowo sięgnęłam po różdżkę. Ona uczyniła to samo, więc w panice strzeliłam ją JEDNYM, NIEGROŹNYM zaklęciem. A ona wtedy się obroniła i zaczęła we mnie rzucać zaklęciami, jak oszalała. Z jej umiejętnościami, trafiła na szczęście tylko jednym, więc wytrąciła mi różdżkę z ręki. Potem ją przywołała i wycelowała we mnie swoją różdżką. Właśnie chciała we mnie rzucić jakimś złowrogim zaklęciem, kiedy przyszła pani. –powiedziała czarnowłosa.
-Aha. A skąd wiedziałaś, co chciała uczynić panna Callidus?
-No… Tak to wyglądało…
-Cudownie. Teraz pan Zabini.
-Ja byłem tylko świadkiem… -zaczął Blaise.
-AŻ świadkiem, panie Zabini. Jak dotąd usłyszałam dwie, różniące się od siebie wersje. Mam nadzieję, że będzie pan bezstronny i opowie mi pan, co się tak naprawdę tam wydarzyło.
-Tak więc, szliśmy sobie we czwórkę…
-Czwórkę? –zdziwiła się profesorka.
-Był jeszcze Draco Malfoy.
-Rozumiem. Mów dalej… -zachęciła go.
-Tak więc, szliśmy sobie we czwórkę, kiedy Pansy zaczęła zarzucać Aranei pewne oskarżenia i kpiła z niej. Draco poszedł, a Pansy kontynuowała. Aranei zdenerwowała się, więc uderzyła Pansy. Pansy wtedy wyciągnęła różdżkę, a Ar zrobiła to samo. Wtedy Pans rzuciła drętwotą, Ar się obroniła, rzuciła zaklęciem rozbrajającym i przywołała różdżkę Pansy, po czym wycelowała swoją różdżką w Mopsicę… -na to słowo Minerwa podniosła jedną brew, a Parkinson się skrzywiła. –Przepraszam, wycelowała różdżką w Pansy i wtedy przyszła pani. Koniec. Mogę już iść? –zapytał zniecierpliwiony ciemnoskóry.
-Tak. Cała wasza trójka może już iść. Panna Parkinson i panna Callidus dostaną jutro na śniadaniu informacje, dotyczące ich szlabanu…
-CO?! –zapytały równocześnie obie Ślizgonki.
-To moje ostatnie słowo. –oznajmiła dyrektorka stanowczo. –Do widzenia.
-Do widzenia. –odparły ponuro Ślizgonki.
-Do widzenia, pani dyrektor. –odparł Blaise z uśmiechem.
-Ach i jeszcze jedno. –zatrzymała ich dyrektorka. –Panna Callidus ma się stawić jutro u mnie w gabinecie. Porozmawiamy o zaliczeniu materiału z poprzednich lat. Teraz możecie iść. –oznajmiła, a uczniowie pokiwali głowami i wyszli z gabinetu.

-To przez ciebie. –warknęła Aranei do czarnowłosej, gdy szli w stronę lochów.
-Gdybyś mnie nie uderzyła…
-Gdybyś nie zaczęła dogryzać Ar, ona by cię nie uderzyła. –przerwał Ślizgonce Zabini, a Aranei uśmiechnęła się z wyższością.
-Skąd wiedziałam, że ma takie słabe nerwy? –prychnęła Mopsica.
-Dajcie już spokój… I tak już macie szlaban i nic tego nie zmieni. A jeśli chodzi o mnie, to uważam, że wina leży po obu stronach. –oznajmił spokojnie ciemnoskóry, gdy wchodzili do pokoju wspólnego.

-*-

   Co jest nie tak z tą Aranei? Dlaczego akurat Potter? Chyba dałem jej już wystarczająco do zrozumienia, że to nie jest towarzystwo dla niej. ,myślał Draco sfrustrowany, wchodząc do szkoły. Nagle na kogoś wpadł, co go jeszcze bardziej poddenerwowało.
-Uważaj, jak chodzisz! –warknął do dziewczyny, która po zderzeniu przewróciła się na posadzkę. Okazała się nią Hermiona Granger.
-To ty na mnie wpadłeś! –odfuknęła, podnosząc się niezdarnie.
-Nie takim tonem, Granger. –warknął blondyn i omijając zdenerwowaną Gryfonkę, ruszył w stronę lochów.
  Hermiona chciała mu jakoś odpyskować, ale wtedy pomyślała: To tylko Malfoy. Tylko Malfoy. Nie daj się sprowokować. Tak więc wstała i ruszyła do biblioteki. Nic tak nie poprawiało jej humoru, jak czytanie i przyswajanie wiedzy z zakurzonych, bezcennych książek należących do szkoły, na których przestudiowanie pozostał jej już tylko niecały rok.

-*-

  Aranei leżała na swoim łóżku w dormitorium i czytała jedną z książek, które zdobyła w Dziale Ksiąg Zakazanych.
-O mój boże! –zachwyciła się Parkinson. Callidus na chwilę oderwała się od książki, by spojrzeć, co Ślizgonka poczynia. Czarnowłosa również leżała na swoim łóżku i czytała, jednakże nie książkę, a jakiś magazyn. Brunetka tylko rzuciła jej poirytowane spojrzenie i ponownie zatopiła się w lekturze. –O jejusiu! –czarnowłosa jakby specjalnie co jakiś czas wyrażała swój zachwyt, żeby zrobić na złość Aranei.
-Czy możesz wreszcie przestać?! –ryknęła w końcu brązowooka, tracąc cierpliwość.
-Oj przepraszam, że nie mogę już poczytać sobie we własnych pokoju… -mruknęła Pansy.
-Po pierwsze nie we WŁASNYM pokoju, bo dzielisz pokój ze mną. A po drugie czytać możesz, ale zamknij ten ryj. –rzuciła brązowooka, po czym powróciła do czytania.
-Nie uciszaj mnie! Mam prawo do odzywania się w moim dormitorium! Potrzebujesz ciszy? Idź do biblioteki! –odfuknęła czarnowłosa, przewracając kartkę.
-Ughh… -warknęła Ar, po czym wzięła książkę i ruszyła do łazienki, zatrzaskując za sobą drzwi, a Pansy uśmiechnęła się z wyższością.

-*-

-Co słychać? –zapytał Blaise, wchodząc do dormitorium i zastając przyjaciela, leżącego na swoim łóżku z rękami założonymi pod głową.
-W tej chwili słyszę ciebie. –bąknął blondyn.
-Co, Smoczek nie w humorku? –zacmokał Zabini.
-Jak widać…
-No weź. O co ci chodzi? –zapytał w końcu Diabeł.
-Po prostu… Ta Aranei mnie strasznie wkurza. Co ona sobie wyobraża, bratając się z tym całym Potterem?
-Na Merlina, ona tylko z nim rozmawiała…. –odparł ciemnoskóry.
-Tak? A mówiła chociaż PO CO z nim rozmawiała? –spytał Draco, unosząc jedną brew.
-„Miała do niego maleńką prośbę” –zacytował Ślizgon.
-Skoro to taka „maleńka” prośba, to dlaczego nam nie chciała powiedzieć o co chodziło?
-Nie wiem… Ja się tam nie wtrącam w jej sprawy…
-Przestań ją bronić. –prychnął Malfoy. –Zastanawia mnie jeszcze to, co robiła w Łazience Jęczącej Marty? A może to też ma jakiś związek z Potterem… Nie wiem. Wiem tylko, że ona coś ukrywa. I muszę się dowiedzieć co. –oznajmił.
-Może i masz rację… Ale dlaczego jesteś taki zazdrosny o Pottera? –zapytał Blaise z szerokim uśmiechem.
-Nie jestem zazdrosny! –fuknął Ślizgon. –Ja po prostu go nie lubię. Okay? A ona nie powinna się z nim zadawać…
-Jest zbawcą Świata Magicznego. A o ile się nie mylę, sławne osoby to dobre towarzystwo.
-Ale nie dla niej! –warknął Draco. –Zresztą… Nie ważne… -mruknął, po czym sięgnął do barku po Ognistą. Nic tak nie uspokaja jego nerwów, jak dobry trunek.

3 komentarze:

  1. Hmm nareszcie pojawiła się Hermiona, szkoda tylko, że na tak krótko... :)
    Irytuje mnie, że Draco tak zajmuje się Aranei. (zazdrosny Draco :DDD) w tym rozdziale znowu zrobiła się taka nieprzyjemna... Zachowuje się jakby wszystko jej było wolno i jak jakaś rozpuszczona lala...
    No, ale tyle o Aranei - spodobała się mi się natomiast postawa Blaisa, on jako jedyny z całej czwórki zachował się dorośle xDD
    I wstawiaj rozdziały tak jak teraz. Fajnie jest coś przeczytać szybko :D Na serio :D
    Liczę na więcej Hermiony xDDD

    OdpowiedzUsuń
  2. Supcio, z resztą jak zawsze...

    Ciekawski Draco i wkurzona Aranei - wyczuwam kłopoty. :O niech Ar zrobi z Timore (tak to się chyba pisze) drugiego potworka, co straszy plastiki, typu Greengrass itp... Życie od razu byłoby piękniejsze... :) ale nie ma tak dobrze...
    Teleportuje się do następnego rozdziału :D

    Pozdrawiam serdecznie
    Felix Felicis ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. Hahah Blaise mnie rozwala ;)

    OdpowiedzUsuń