poniedziałek, 7 września 2015

XXIII


There were times in my life
When I was goin' insane
Tryin' to walk through
The pain 



 Aranei spacerowała po błoniach Hogwartu, rozkoszując się ciszą i wilgotnym powietrzem po deszczu. Tej nocy padało naprawdę sporo, co dało się zauważyć po mokrej trawie i wilgoci, wyczuwanej przez nozdrza brunetki. Ślizgonka stąpała po mokrej trawie, mocząc sobie buty, ale nie dbała o to. Zatrzymała się w pół kroku, gdy poczuła, jak pierwsza kropla spływa po jej nagim ramieniu. Spojrzała w górę na zachmurzone niebo. Kolejna kropla wylądowała na jej nosie. Aranei zamknęła oczy i wzięła głęboki wdech, rozkoszując się mżawką, która już po chwili przerodziła się w ostrą ulewę. Brunetka słyszała już tylko swój oddech i szum deszczu. Obróciła się wokół własnej osi, czując się jak pomylona. Wykonała obrót raz jeszcze i jeszcze, by po chwili stracić równowagę i upaść na mokrą trawę. Zachichotała, nadal nie otwierając oczu.
-Aranei? –usłyszała głos nad sobą. Otworzyła niechętnie oczy, by ujrzeć pochylającą się nad nią Hermionę Granger. Miała naprawdę dziwną minę. Na głowę nałożony miała kaptur od płaszcza, który miała na sobie, podczas gdy Aranei ubrana była w zaledwie bezrękawnik. –Co ty robisz? Wstawaj. –rozkazała, tak jakby Ślizgonka zamierzała jej słuchać. Callidus zachichotała.
-Zmuś mnie. –odparła z rozbawieniem, przeturlając się na bok i przyglądając się najbliższemu źdźbłu trawy.
-Będziesz chora… Już jesteś. Muszę cię zabrać do pani Pomfrey. –orzekła Hermiona, dziwiąc się samej sobie, że chce pomóc Ślizgonce. Ale co innego miałaby zrobić? Zostawić ją tak? Nie była nią.
-Jestem… -zaczęła dziewczyna, ale usłyszała jakiś szept. Aranei… Dziewczyna podniosła się do pozycji siedzącej. –Timore?
-Jesteś Timore? O czym ty mówisz? –zdziwiła się Gryfonka.
Aranei… Zróbmy to… Teraz.
-Timore, potrzebuję horkruksa. Nie zabiję na darmo. –Aranei nawet nie zauważyła, kiedy jej wypowiedź przerodziła się w syk.
-Aranei… -zaczęła Hermiona.
Jestem głodny… Potrzebuję krwi… MY potrzebujemy krwi… Harry’ego Pottera.
-NIE!
Aranei…
Aranei…
-NIE! –
Aranei zakryła uszy i zamknęła oczy, gdy zdała sobie sprawę, że głos nie wydobywa się z zewnątrz.
-Callidus! Co się dzieje? Otrząśnij się! Masz się otrząsnąć! Natychmiast! –krzyczała Hermiona, nie wiedząc co począć.
-Nie… -wydusiła z siebie Aranei, oddychając płytko. Dopiero teraz poczuła, jak bardzo jest jej zimno. Jak cała drży. Jak krople deszczu sprawiły, że była cała mokra, a jej ubrania i włosy kleiły się do niej. Jakie to było niewygodne.
Zabijmy… Harry’ego Pottera…
-Nie…
Aranei nie miała już siły. Zamknęła oczy i odpłynęła.


-Miała wysoką gorączkę. –usłyszała jakiś głos. –Dałam jej odpowiedni eliksir i niedługo powinna wrócić do siebie.
-Co ona do kurwy robiła o tej porze i w taką pogodę na błoniach?! –warknął Draco.
-Język, panie Malfoy.
-Parkinson! A ty gdzie kurwa byłaś?!
-Ja… Spałam… -wymamrotała niepewnie Pansy.
-Na Salazara, przestańcie się kłócić. Próbuję spać. –bąknęła Aranei, przewracając się na drugi bok. Blondyn otworzył usta, by coś powiedzieć, ale po chwili ponownie je zamknął i podszedł do łóżka przyjaciółki.
-Aranei… Jak się czujesz? –zapytał z troską. Brunetka spojrzała na niego leniwym wzrokiem.
-Cudownie. A jak mam się czuć? To tylko mugolska gorączka, a ty zachowujesz się, jakbym oberwała Sectumsepmrą. –wymamrotała, podnosząc się na łokciach. Blondyn spojrzał na nią niepewnie, ale po chwili pocałował ją delikatnie w czoło. Aranei się skrzywiła. –Nic mi nie jest. –warknęła, odsuwając się.
-Granger mówiła, że… -zaczął Ślizgon.
-Nie chcę o tym rozmawiać. –przerwała mu natychmiast Callidus, odwracając wzrok. –Już w porządku.
Pani Pomfrey podeszła do Aranei, by podać jej jakiś eliksir o nieprzyjemnym zapachu. Dziewczyna bez zbędnych ceregieli po prostu go wypiła i usiadła na brzegu łóżka.
-Posiedzisz tu jeszcze pół godzinki i będziesz mogła iść na lekcje, kochanieńka. –oznajmiła uprzejmie Poppy. Aranei odpowiedziała jej uśmiechem, po czym znów przybrała pokerową twarz.
-Ktoś jeszcze wie? –skierowała się do Draco. Chłopak pokręcił głową.
-Granger powiedziała tylko mi.
-Och, więc wkrótce dowie się też Potter, Weasley, a zaraz po nich cała szkoła. –bąknęła dziewczyna, upijając łyka wody ze szklanki, która stała na szafce przy jej łóżku.
-Nie sądzę. –Ślizgon pokręcił głową. –Jeśli Granger miałaby komuś powiedzieć, to ewentualnie Potterowi, bo z Weasley’em ostatnio są w separacji.
Brunetka spojrzała na niego z uśmiechem znad szklanki.
-Cóż, a kiedy nie są? Tak czy inaczej, Potter może mu powiedzieć.
-Wbrew wszystkiemu, jestem przekonany, że jednak nie. –odparł Draco pewnym tonem.
-Tak właściwie to gdzie poszła Pansy? –zainteresowała się Ślizgonka.
-Spać? Nie wszyscy mają w zwyczaju błąkać się po Hogwacie o czwartej nad ranem, jak ty czy Granger.
Nastąpiła krótka cisza, która wcale nie wydała się żadnemu z nich niezręczna.
-Właściwie nie wiem, co się wtedy stało. –orzekła Aranei. Draco spojrzał na nią z konsternacją. –Nie śniło mi się nic. A może jednak… Ja chyba wciąż spałam… -zaczęła, nie wiedząc jak to ubrać w słowa.
-Lunatykowałaś? –zapytał Ślizgon.
Aranei spojrzała na blondyna z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
-Nie wiem. Nigdy wcześniej to mi się nie zdarzało. Kiedy już byłam na błoniach, byłam rozbudzona, a może i nawet coś więcej. Chciałam dotknąć powietrza, otulić się nim, a nie było mi zimno. I… chciałam w nim zatańczyć, wiesz. I być sama i tak już zawsze. To było takie piękne, że schowałam się przed światem… -brunetka zamknęła oczy z rozmarzeniem. Draco patrzył na nią ze zdziwieniem. Nie rozumiał o czym mówiła. Nie rozumiał jej zachowania. Jak można się zmienić aż tak bardzo w ciągu dwóch dni? Aranei była dla niego wielką, tajemniczą niewiadomą, którą nie wiedzieć czemu chciał poznać, nawet jeśli ona nie znała sama siebie.
-To uczucie, kiedy tańczysz w deszczu… -kontynuowała dziewczyna, mając wciąż zamknięte oczy. –Kiedy lawirujesz między kroplami, wiesz… Pokochałbyś to.
-Pokaż mi. –nakazał krótko Draco, oddając się bez reszty tej szalonej wersji jego przyjaciółki. Aranei otworzyła oczy i uśmiechnęła się przebiegle. Wstała raptownie z łóżka i chwyciła Dracona za rękę, ciągnąc go w stronę drzwi.
-Już się lepiej czujesz, kochanie? –zapytała Poppy, widząc ją zmierzającą w stronę drzwi.
-Znacznie lepiej. –Aranei posłała kobiecie uśmiech, po czym wybiegła z pomieszczenia, ciągnąc oniemiałego Dracona za sobą.
-Może weź sweter, czy coś… -powiedział, ale dziewczyna tylko się roześmiała, biegnąć przed siebie. Po chwili oboje wylądowali znów na błoniach, gdzie lało jak z cebra, ale brunetce wcale to nie przeszkadzało.
-Spójrz. –Aranei puściła jego rękę, po czym pobiegła kilka metrów dalej i spojrzała w niebo. –Widzisz? –wskazała palcem w górę. Blondyn spojrzał we wskazanym przez nią kierunku. Były tam tylko ciemne chmury. Nie podobała mu się ta pogoda. Było mu zimno i był cały mokry, lecz jakaś cząstka jego sprawiła, że nie miał zamiaru protestować.
-Nie. –odparł szczerze.
-Są wszędzie. –oznajmiła brunetka, rozpościerając ręce i zamykając oczy. Wykonała obrót wokół własnej osi, po czym ponownie otworzyła oczy i uśmiechnęła się szeroko do przyjaciela.
-Poczuj je… –wyszeptała, lawirując. Blondyn patrzył na nią jak zaczarowany. Wyglądała nieziemsko, kiedy tak tańczyła w deszczu. Ciężkie krople sprawiły, że była cała mokra, włosy przylepiły jej się do twarzy, a jej oczy wyrażały czyste szaleństwo, ale i tak dla niego wyglądała pięknie. Draco bez zastanowienia podszedł do niej i złapał ją za rękę.
-Umiesz tańczyć?
-A nie widać? –zachichotała brunetka, wyrywając mu rękę i znów się obracając. Draco zaśmiał się.
-Nie tak… -pouczył, po czym znów złapał ją za rękę, potem drugą i ustawił odpowiednio. –Tak. –oznajmił, robiąc krok, potem drugi, a brunetka podążyła za jego śladem, tańcząc niby-walca. Aranei spojrzał w stalowoniebieskie oczy Ślizgona. On także się jej bacznie przyglądał.
-Nie mamy muzyki. –stwierdziła, nie przestając tańczyć.
-Nie słyszysz jej? –zapytał blondyn, puszczając jej jedną rękę, a drugą obracając dziewczynę. Aranei wsłuchała się w szum deszczu.
-Teraz tak. –odparła, zamykając oczy, lecz nie przestając tańczyć. Po chwili znów je otworzyła. Draco nadal się w nią wpatrywał. Jego oczy lśniły jakimś blaskiem, którego nie potrafiła zrozumieć, ale coś ją przyciągnęło, coś spowodowało, że uczyniła to, co uczyniła. Bez namysłu podniosła się na palcach i złapała za szyję Ślizgona, by mógł się do niej nachylić i przyciągnęła go do siebie, łącząc ich usta w pocałunku. Draco podrzucił ją, a Aranei oplotła nogi wokół jego talii, żeby nie musiał się już nachylać. Ich pocałunek był delikatny, a jednak dynamiczny i na swój sposób pałał jakąś dziwną magią. Po chwili oderwali się od siebie.
-Kocham cię. –wyparował Ślizgon. Aranei odchyliła głowę do tyłu, dając upust rozbawieniu, po czym znów spojrzała na zdziwionego Dracona.
-Nie, nie prawda. –oznajmiła pewnie, kręcąc głową. Malfoy nie wiedział co odpowiedzieć. Przez chwilę patrzył na nią w osłupieniu.
-Jestem tego pewien.
-A… -Callidus chwilę się zastanowiła. -…zabiłbyś dla mnie?
Blondyn chwilę patrzył w jej oczy, z których nie mógł nic wyczytać. Po chwili pokiwał głową.
-Tak… -oznajmił, przyciągając ją z powrotem do pocałunku.


  Harry siedział na parapecie w dormitorium i przyglądał się kroplom deszczu, spływającym po szybie.
-Co jest, stary? –szepnął Ron, przysiadając się obok. Reszta ich współlokatorów jeszcze spała.
-Nic. Po prostu nie mogłem spać. –odparł Harry, patrząc jak kolejna pojedyncza kropla znika pod oknem.
-Ja też. To chyba ta pogoda…
Okularnik spojrzał na łóżka ich współlokatorów, którzy nadal smacznie spali.
-Im chyba nie przeszkadza. –stwierdził Harry. Za oknem wyłoniła się postać Aranei, która zaczęła lawirować. Chwilę później podszedł do niej Draco. Harry w dalszym ciągu patrzył na śpiących Gryffonów.
-Zazdroszczę im. –oznajmił Ron, wpatrując się z utęsknieniem w śpiących kolegów. –Jak ja dzisiaj będę funkcjonował? Przecież na historii magii to ja zasnę! –oburzył się. Draco i Aranei zaczęli tańczyć, podczas gdy Weasley się użalał.
-Nie oszukujmy się, Ron. I tak to robisz. –odparł Harry. Blondyn obrócił Ślizgonką wokół jej własnej osi.
-Tym razem akurat miałem zamiar uważać. Muszę się przykładać do nauki, odkąd Hermiona nie pisze za mnie esejów. –bąknął z niesmakiem. W tym samym czasie Aranei przyciągnęła Dracona do pocałunku. Harry prychnął.
-Taa.. Już to widzę…
-Naprawdę. To nasz ostatni rok, stary. Muszę go ukończyć z jak najlepszymi stopniami.
-Wiesz, że i tak masz załatwioną posadę w Ministerstwie za zasługi dla Świata Magii? –zapytał z ironią czarnowłosy.
-Wiem, ale chciałbym, żeby to nie było takie… wiesz… wykorzystywanie przywilejów.
-Wybacz Ron, ale z twoimi stopniami, wykorzystywanie przywilejów jest konieczne. –oznajmił Harry, odwracając się w stronę okna w tym samym czasie, co Aranei i Draco zawinęli się z powrotem do zamku.
-Nie mniej jednak. –bąknął oburzony Rudzielec. 

___________________________________________________
Były momenty w moim życiu,
kiedy popadałem w szaleństwo,
starając się przebrnąć przez ból.

Tak, ja żyję xD
Wiem, że rozdział krótki i może trochę niezrozumiały. Wiecie, zachowanie Aranei... Ale nie myślcie sobie, że jest to zachowanie "nienaturalne", czy wymuszone. Po prostu dziewczyna jest zagubiona i bipolarna. ;)
No to życzę miłego czytania.