niedziela, 14 grudnia 2014

XVI

No to łapcie nowy rozdzialik! ;)

(się rozpisałam)



  Aranei szła dumnie korytarzem Hogwartu, gdy nagle ktoś złapał ją od tyłu w pasie. Zdziwiona obróciła się raptownie i ujrzała Dracona. Uśmiechnęła się lekko, ale zrzuciła jego ręce z siebie.
-No cześć… -zaczął z uśmiechem blondyn, a brunetka przyglądnęła mu się uważnie. Był ubrany dosyć luźno, chodź na nim zwykły t-shirt i jeasny wyglądały świetnie i musiała to przyznać. Jego prawie białe włosy opadały delikatnie na czoło, chodź nie były w nieładzie. Jednym słowem, musiała przyznać, że jak zawsze wyglądał bosko.
-Cześć. –odparła, również się uśmiechając. –Ale przecież widzieliśmy się już dzisiaj na śniadaniu… -stwierdziła.
-Wolę witać się milion razy, niż żegnać raz. –oznajmił Draco nonszalancko. Aranei skrzywiła się.
-Nie znoszę pożegnań. –stwierdziła.
-Ja też… To gdzie tak pędzisz? –zapytał Ślizgon. Brunetka chwilę się zastanowiła.
-Właściwie to nigdzie. Szwendam się po korytarzach.
-Może poszwendamy się razem?
Aranei spojrzała na niego dziwnie, po czym zaśmiała się.
-Jaki podryw. Poszwendamy się razem po korytarzach? –zaśmiała się. – A ty co tutaj robisz? –zapytała z zaciekawieniem.
-Tak właściwie to szukam ciebie. –oznajmił blondyn, chowając kciuki do kieszeni jeansów.
-A do czego ja ci potrzebna?
-Chciałem cię o coś spytać… -zaczął Ślizgon, uwodzicielskim tonem. Callidus zmarszczyła brwi słysząc, w jaki sposób się do niej zwraca, ale słuchała dalej. –Pójdziesz ze mną na bal? –zapytał.
-Phiiiii…. –zabrzmiało to jak kichnięcie.  Spojrzała na niego z rozbawieniem, zbyt zaskoczona, żeby wydobyć z siebie coś więcej. –Ty tak poważnie?!
Draco lekko się zmieszał.
-Tak? –powiedział niepewnie. Aranei pokręciła głową.
-Nie ma mowy. Idę z kimś innym. –odparła. Blondyn zesztywniał.
-Z kim?! –zapytał, układając w głowie plan zabicia owego pechowca, który zaprosił Aranei.
-Z Potterem. –odparła z dumą. Ślizgon zacisnął dłonie w pięści. –Mówię poważnie.
-Niech ja go tylko… -zaczął.
-Sama go zaprosiłam. –sprostowała dziewczyna. Nie rozumiała złości przyjaciela.
-Dlaczego? –zapytał Malfoy zaskoczony. W jego głosie było słychać rozczarowanie i tłumioną złość.
Dziewczyna wzruszyła ramionami.
-Podoba mi się. –oznajmiła. Postanowiła, że najlepiej utrzymywać jedną wersję, żeby nikt nic nie podejrzewał. W Ślizgonie po tych słowach emocje sięgnęły zenitu. Zacisnął pięści tak mocno, że paznokcie wbiły mu się w skórę.
-KU*WA! –fuknął, tłukąc pięścią w ścianę, obok Aranei. Brunetka zesztywniała. Ściana lekko się skruszyła.
-Wow… -mruknęła, zbyt zaskoczona, by zareagować jakkolwiek inaczej. Po chwili zrozumiała. „Niech to szlag!”. Chciała mu wyjaśnić, żeby sobie nie robił nadziei, bo ona go uważa tylko i wyłącznie za przyjaciela, ale on już sfrustrowany pomknął szybkim krokiem korytarzem. Był taki wściekły, że jedyne, czego teraz pragnął to spotkać jakiegoś bezbronnego Gryfona i wyładować na nim całą swoją złość. Ślizgonka nie zamierzała za nim iść. Wzruszyła ramionami i ruszyła w swoim kierunku. Nadal nie mogła uwierzyć w to, że Draco się w niej zadurzył.

-*-


  Draco wyszedł na błonia, trącając wszystkich po drodze. Właściwie szukał kogoś ze Świętej Trójcy. Najbardziej zależało mu na znalezieniu Pottera, ale ostatecznie zadowoliłby się tym nieudacznikiem Weasley’em. Jednak na swojej drodze napotkał Hermionę Granger.

  Hermiona nie mogła pozbierać myśli. Co teraz zrobić? Czy ona jest w stanie zrobić to, co zamierza zrobić? Gryfonka jeszcze nie znała jej na tyle, by to stwierdzić. Miała nadzieję, że wszystko się jakoś rozstrzygnie. Ale jak? Przecież tylko ona o tym wiedziała! Musiała z tym się uporać sama. Nawet nie zauważyła, że do południa chodziła po błoniach i rozmyślała. Lecz nagle z rozmyślań wybił ją pewien wkurzający Ślizgon.
-Hej Granger! –zaczął, a jego ton wskazywał na to, że miał zaraz rzucić jakąś kąśliwą uwagę. Hermiona obróciła się niechętnie i postanowiła, że posłucha głupot, które blondyn ma jej do powiedzenia. –Och, biedna mała szlamcia szwenda się po błoniach, bo nie ma z kim pójść na bal. Co? Weasley cię rzucił dla tej pustej lali, Potter idzie na bal z Aranei, więc ty nie masz się z kim zabrać? Jakież to smutne… -zakpił. Hermiona nie miała pojęcia, o co mu może chodzić. Co go obchodzi z kim ona idzie na bal? Zaraz chwila „Potter idzie z Aranei”… I wszystko jasne.
-Wiesz Malfoy, to że Aranei odrzuciła twoje zaproszenie i idzie na bal z twoim największym wrogiem, to już nie moja sprawa. –odgryzła się.  Blondyn zesztywniał i zrobił wściekłą minę.
-Dla twojej informacji mogę iść z każdą inną dziewczyną na bal! Żadna mi nie odmówi! Z tobą już inna sprawa. Nie masz Pottera, Weasley’a. Nie ma kto się już nad tobą zlitować! –zakpił. –Chyba, że odrobisz za niego pracę domową, albo dasz mu się przelecieć… Nie, wróć. To drugie nie. Na pewno nikt by cię nie chciał…
Miarka się przebrała. Hermiona zrobiła się czerwona ze złości. Nie wiedziała, że ktoś potrafi ją aż tak zdenerwować w zaledwie dwie sekundy.
-TY… TY! –warknęła. Nie mogła znaleźć słów, jakie by go opisywały. Idioto? Świnio? Zadufana w sobie fredko? Nadęty arystokrato?
-Och, widzę że trafiłem w czuły punkt. –stwierdził z satysfakcją Malfoy. –Co? Weasley cię nie puknął? A może byłaś taka słaba, że cię zostawił? Może wolał pieprzyć tamtą francuzkę… –zakpił z pogardą. Normalnie rzadko odzywał się w ten sposób, zwłaszcza do dziewczyn, ale teraz był wściekły. A zresztą… Granger była dla niego zaledwie nic nie znaczącą szlamą.
-Kretyn! –warknęła. –Nie masz za grosz szacunku do innych! Może i teraz wszystkie dziewczyny się za tobą uganiają, ale zobaczysz, że za kilka lat, kiedy minie młodość i uroda, będą ważne uczucia, których ty nie masz! Zostaniesz kiedyś sam ze sobą, ty zadufany w sobie dupku! –ostatnie słowa powiedziała przez łzy. Nie wiedziała skąd u niej ten wybuch, ale chyba najwyraźniej Draco wybrał niewłaściwą chwilę na sprzeczki. Blondyn zrobił zaskoczoną minę. Co ona powiedziała?
-Słucham? –zapytał nagle, jakby się otrząsnął. Granger dalej była czerwona ze złości.
-Już nie ważne… -mruknęła, próbując również się uspokoić, a jej skóra już po woli wracała do swojego dawnego odcienia. „Na Godryka! Znowu dałam się wyprowadzić z równowagi!” – skarciła się w duchu.
-Draco! –usłyszała brunetka i spojrzała w stronę, z którego dochodził dźwięk. Blondyn również tam zerknął i zobaczył biegnącą w jego stronę Pansy Parkinson.
-Na Salazara, Draco! Wyglądasz, jakbyś miał gorączkę! –krzyknęła wystraszona Ślizgonka, po czym podeszła delikatnie do przyjaciela i wyciągnęła rękę, aby sprawdzić, czy ma gorące czoło, ale Draco odepchnął jej rękę, minął ją i odszedł nerwowym krokiem. Pansy popędziła za nim, pytając co się dzieje. Hermionie momentalnie zrobiło się szkoda Ślizgonki. Od niepamiętnych czasów zabiega o jego względy, a on nawet nie jest dla niej miły. Zastanawiała się, czy to ze względu na jej głupotę, czy Pansy naprawdę coś czuje do owego Ślizgona. Bądź co bądź, łazi za nim krok w krok od kilku lat i na pewno wie, z kim ma do czynienia.
  Hermiona westchnęła głęboko. „Miłość jest ślepa” –stwierdziła, po czym ruszyła w kierunku szkoły. „I wybacza wszystko” –odezwał się głosik w jej głowie.

-Ron? –odezwała się niepewnie Gryfonka. Rudzielec siedział na kanapie w pokoju wspólnym Gryfonów i gawędził o czymś z Harrym. Gdy usłyszał głos Hermiony natychmiast podskoczył i nie mógł uwierzyć własnym uszom. Odezwała się do niego? Ona? Z własnej woli?
Odwrócił się niepewnie i ujrzał Hermionę, patrzącą na niego spokojnie, chodź niepewnie. „Piękna jak zawsze” -stwierdził.
-Możemy porozmawiać? –zapytała po chwili. Ron pokiwał głową, bo w tej chwili nie mógł zdobyć się na nic innego i razem z Hermioną skierował się do wyjścia.

-Wiesz… -zaczęła w końcu, gdy spacerowali po błoniach. Nie chciała rozmawiać z nim w szkole, bo bała się że ktoś podsłucha i rozsieje jakieś głupie plotki, a ona nienawidziła nieporozumień.  –Ja chciałam ci powiedzieć… że… -wzięła głęboki oddech. –że ci wybaczam. –oznajmiła w końcu.
Ron próbował przetworzyć sobie to, co przed chwilą powiedziała brunetka. Po chwili doszła do niego pewna informacja.
-Wybaczasz mi tylko dlatego, że nie masz z kim iść na bal. Harry się nie zgodził, a Neville zaprosił Lunę. –stwierdził. Hermiona wstrzymała oddech. „Co on powiedział?!”.
-C… Co?! –zapytała, zszokowana. Postanowiła mu wybaczyć zdradę, a on… Nie potrafi tego przyjąć?! Uważa, że próbuje go wykorzystać do własnych celów?! O co im wszystkim chodzi?! Czy to prawda, że nikt nie chce z nią iść na bal? Najwyraźniej, skoro wszyscy jej to mówią…
-To, co słyszałaś. Myślałaś, że Harry mi nie powie? Mówimy sobie wszystko.
Hermiona uniosła jedną brew.
-Prawie wszystko… -sprostował.
-Ron… Jak ty możesz być taki głupi?! –zapytała w końcu, zrezygnowana. Nie wiedziała, jak inaczej zareagować.
-No wiesz… Nie wszyscy mają Wybitny ze wszystkich przedmiotów. –oburzył się Rudzielec. Hermiona westchnęła sfrustrowana.
-Wiesz, że nie o to mi chodzi, Ronaldzie.
-Wiem dobrze o co ci chodzi. –oznajmił Gryfon. –Wybaczasz mi, bo Harry nie zgodził się iść z tobą na bal i chcesz mnie wykorzystać, żeby Harry był zazdrosny. Od kiedy on  ci się podoba? A może to od samego początku chodziło o niego! –wywnioskował w końcu. Brunetka patrzyła na niego z szeroko otwartymi oczami.
-Poważnie?! Przecież wiesz, że Harry jest dla mnie jak brat!
-Nie tłumacz się już… -odparł Ron, po czym oddalił się parę kroków, by ruszyć w stronę szkoły.
-Ronaldzie Biliusie Weasley! –warknęła za nim Hermiona. –Wybaczyłam ci! Zdradę! Rozumiesz to?! Wybaczyłam! A ty nie dość, że nie potrafisz tego docenić, to jeszcze oskarżasz mnie o wykorzystywanie cię?! Jesteś Idiotą, Ronaldzie! –fuknęła. Ron spojrzał na nią, równie zaskoczony, co wściekły.
-Ciekawe, że wybaczyłaś mi dopiero po tym, jak Harry odrzucił twoje zaproszenie na bal! –warknął, po czym przyspieszył kroku i ruszył w stronę szkoły. W normalnych okolicznościach Hermiona by za nim pobiegła, ale teraz uznała, że nie ma zamiaru ubiegać się o jego względy. To koniec. Tyle przez niego płakała, wreszcie byli razem, zdradził ją, ona mu wybaczyła, a on nie potrafi tego docenić. Tyle razy mu wybaczała. Tego zarzutu już mu nie wybaczy. Będzie uparta. „Przeżyję bez niego. Bo jakżeby inaczej, prawda?” –pomyślała „Tego kwiatu jest pół światu” –dodała w myślach, nawet nie zauważając, że po jej policzkach strumieniem spływają łzy. 

-*-

  Aranei siedziała razem z Blaisem w pokoju wspólnym Ślizgonów i oglądała swoje paznokcie. Blaise opierał brodę o rękę i patrzył na nią z zażenowaniem.
-Masz może pilniczek? –zapytała po chwili.
-No jasne! –ożywił się ciemnoskóry. –Czekaj, wyciągnę ze swojej torebki! –oznajmił, po czym sięgnął pod nogi. –Cholera! Zostawiłem ją w pokoju… -westchnął ze zrezygnowaniem. Aranei parsknęła śmiechem.
-A to pech… -stwierdziła. W tym momencie do pokoju wszedł zdenerwowany Draco, a za nim przejęta Pansy. Malfoy usiadł pomiędzy Aranei, a Blaisem na kanapie i oparł się nonszalancko, jakby nic go w tym momencie nie obchodziło. Aranei spojrzała na niego z oburzeniem.
-Postoję. –oznajmiła Pansy, jakby kogokolwiek to obchodziło. Aranei spojrzała na nią z niesmakiem. Czy ona nie rozumie, że tylko naprzykrza się Draconowi? Dlaczego jeszcze sobie nie dała spokoju? Czy naprawdę jest taka głupia?
-Co jest, Smoku? –zapytał Blaise. Aranei spojrzała w inną stronę, jakby nagle zaciekawiły ją Astoria i Dafne Greengrass. Dafne opowiadała o czymś Milicencie, która słuchała z uwagą, co jakiś czas wydając okrzyk zaskoczenia, a Astoria patrzyła na nie ze znużeniem.
-Idę po ten pilniczek. –oznajmiła w końcu Aranei, gdy stwierdziła, że nie ma zamiaru obserwować denerwujących Ślizgonek. Blaise spojrzał na nią, marszcząc brwi. Brunetka wstała z miejsca i skierowała się do dormitorium. Pansy usiadła na jej miejsce.
-Co się stało, Draco? –zapytała z troską.
-Nie twoja sprawa. –warknął. Parkinson zamknęła oczy, starając się nie rozpłakać. Zawsze to robił. Zawsze ją olewał. Ale ona wierzyła, że w końcu to minie i chłopak przejrzy na oczy. Wystarczy odrobina cierpliwości.
-Pansy? –zapytał po chwili, spokojniej. Jego ton był przepraszający. Parkinson spojrzała na niego z uwielbieniem. –Z kim idziesz na bal?
-Jeszcze nie wiem… -zaczęła. Miała cichą nadzieję, że blondyn zmierza do tego, o czym myśli.
-Pójdziesz ze mną? –zapytał obojętnie. Pansy poczuła, jak fala radości przepływa przez nią i dopływa do mózgu. Chciała krzyknąć, ale opamiętała się.
-Jasne. –Ślizgonka starała się, aby jej ton brzmiał obojętnie, ale niemal zapiszczała. Blaise parsknął śmiechem. Draco spojrzał na niego wzorkiem, który mówił „Później ci powiem”. Zabini uniósł brwi, ale pokiwał głową. 

poniedziałek, 1 grudnia 2014

XV

Przepraszam, że nie dodawałam rozdziału. Po prostu nie zauważyłam, że są dwa komentarze. xD Mój błąd. Ale dzisiaj wstawiam nowy rozdział i spodziewam się pod nim znów 2 komentarzy.
Życzę miłego czytania i pozdrawiam! ;)


  Hermiona wpadła do pokoju wspólnego Gryfonów niczym burza. Przez całą drogę do salonu emocje w niej się wzbierały, aby w końcu sięgnąć zenitu. Ku swojej uldze zobaczyła Harry’ego siedzącego przy jednym ze stolików razem z… „Na Godryka… Tylko nie on…” –pomyślała Hermiona, widząc znajomą rudą czuprynę. Ostatnio starała się go unikać, przez co była zmuszona unikać też Harry’ego, a ten natomiast nie kwapił się by zapytać ją sam na sam o co chodzi. Nie miała jednak tego przyjacielowi za złe. Wiedziała, że zbiera się jeszcze po zerwaniu z Ginny. W dodatku brunetka nie poznała jeszcze powodu zerwania tej dwójki. Za każdym razem, gdy próbowała zapytać o to przyjaciółkę, ta zmieniała temat, bądź udawała, że ma coś ważnego do zrobienia, albo mówiła, że powie jej później. Hermiona wyczuwała, że Weasley’ówna coś ukrywa. Ale przed nią? To nie do pomyślenia! Przecież one sobie mówią wszystko.
Wstrzymując oddech i próbując okiełznać wszystkie emocje, Hermiona szturchnęła okularnika w ramię.
Ten obrócił się i gdy zobaczył Hermionę, nieco się zdziwił.
-Coś się stało Hermiono? –zapytał, widząc zaniepokojenie przyjaciółki.
-Właśnie się czegoś dowiedziałam… -zaczęła trzęsącym się głosem i natychmiast urwała. Przecież nie powie mu tego przy wszystkich Gryfonach.
-Czego się dowiedziałaś? –spytał Harry, ale widząc znaczącą minę Gryfonki, pokiwał głową ze zrozumieniem, po czym wstał. Ron spojrzał na niego z wyrzutem, ale chłopak już tego nie zauważył, ponieważ razem z Granger wyszedł z pokoju wspólnego.
-O co chodzi? –zapytał Potter, gdy stali przed portretem Grubej Damy. Kobieta spojrzała na dwójkę Gryfonów, szykując się, aby złapać jakąś nową plotkę. Hermiona spojrzała na nią z dezaprobatą.
-Może przejdziemy się po błoniach? –zapytała, a Harry zrozumiał.
-Jasne. Tylko wrócę po kurtkę. –odparł chłopak, a brunetka uznała, że ona też tak zrobi. Gdy weszli do pokoju wspólnego do Harry’ego natychmiast podbiegł Weasley.
-O co jej chodziło? –zapytał zaciekawiony, ściszonym głosem.
-Jeszcze nie wiem, Ron. –odparł okularnik, nieco zażenowany ciekawością przyjaciela. 

-*-

-Powiesz mi wreszcie o co chodzi? –zapytał Gryfon, gdy razem z Hermioną wyszli na błonia. Dziewczyna rozglądnęła się i ujrzała biegnącą w ich stronę Aranei.
-Pójdziesz ze mną na bal? –zapytała szybko, improwizując.
-Co? –zdziwił się okularnik. Hermiona nigdy nie zapraszała go na bal. Zwłaszcza, że chłopak myślał, że ma mu do przekazania jakąś cenną informację. Tymczasem…
-Pójdziesz, czy nie? –warknęła Granger, a Potter spojrzał na nią ze zdziwieniem. W tym momencie dobiegła do nich Ślizgonka.
-Mogę pożyczyć Harry’ego na sekundkę? –zapytała przesłodzonym głosem.
-Nie. –warknęła Hermiona. Callidus aż podskoczyła, widząc zdenerwowanie Gryfonki. Przecież się pogodziły. Tak czy nie?
-Jasne. Przepraszam na chwilę, Hermiono. –powiedział spokojnie Potter, którego dziwiła postawa przyjaciółki. Granger piorunowała go wzrokiem, gdy rozmawiał ze Ślizgonką, kilka kroków od niej.  „Jakiż on jest głupi!” –pomyślała. Po chwili Harry wrócił do niej, a zadowolona Callidus skierowała się w stronę szkoły.
-Przepraszam Hermiono, ale idę z kimś innym… Nie gniewasz się, prawda? Możesz zaprosić Neville’a. On na pewno się zgodzi…
-Idiota! –fuknęła brunetka, nie wiedząc co ze sobą zrobić. „Jeśli plan Aranei się powiedzie…” – pomyślała.  „Och, ona nie może…”
-Spokojnie, Hermiono… -próbował  ją uspokoić Potter. –Jest jeszcze Ron…
-Nie o to chodzi, Harry. –powiedziała ze zrezygnowaniem Hermiona. –Ona chce cię zabić.
Chłopak spojrzał na nią zaskoczony, po czym parsknął śmiechem.
-Prima aprilis jest dopiero 1 kwietnia. –odparł po chwili. -A zresztą… Żart i tak nieudany…
-Mówię poważnie, Harry! Właśnie to chciałam ci powiedzieć! –powiedziała z przejęciem brunetka. „Jak on może mi nie wierzyć?!” – pomyślała. –Po śniadaniu zakradłam się za nią - pożyczyłam od ciebie pelerynę-niewidkę, nie gniewaj się – i poszłam za nią, nie uwierzysz, do Komnaty Tajemnic! Tak! Ona ją otworzyła! Zna język wężów!
-Hermiono… -zaczął Harry, ale jego przyjaciółka dalej ciągnęła na jednym wdechu.
-I ma własnego węża! Rozmawiała z nim! Obmyślili plan, aby cię zwabić, kiedy wszyscy będą na balu, zabić cię i stworzyć w ten sposób jej własnego horkruksa, którym będzie jej wąż. –skończyła, po czym wzięła głęboki wdech. –Wierzysz mi, prawda? –zapytała po chwili, już spokojniej.
Harry dotknął ręką jej czoła.
-Nie masz przypadkiem gorączki? –zapytał z troską. Hermiona westchnęła.
-Mówię poważnie. Wszystko widziałam. Proszę, uwierz mi Harry.–powiedziała błagalnym tonem.
-Hermiono… Wiem, że ty i Aranei za sobą nie przepadacie…
Granger przewróciła oczami.
-Nie o to chodzi. –urwała dziewczyna, tracąc cierpliwość. Nie wiedziała, jak Harry przyjmie jej wiadomość, ale nie spodziewała się, że jej nie uwierzy. Owszem, brała pod uwagę to, że na początku będzie bardzo zaskoczony, ale przecież Gryfon ją znał i powinien wiedzieć, że brunetka nigdy nie wygaduje głupot. –Mówię prawdę, Harry. Przecież mnie znasz. Nie wymyśliłabym sobie czegoś takiego…
-Tak, masz rację. Znam cię Hermiono, ale wiem też że Aranei nie byłaby do czegoś takiego zdolna. A teraz poważnie: O co chodziło? Co chciałaś mi powiedzieć?
-To poważna sprawa, Harry! Co mam zrobić, żebyś mi uwierzył?! 
Harry przyjrzał się uważnie Gryfonce. Czy to możliwe, żeby była aż tak dobrą aktorką?
-Hermiono… -zaczął, po czym przerwał i westchnął. –O co tak naprawdę chodzi? I dlaczego nie odzywasz się do mnie i do Rona? Co się ostatnio z tobą dzieje?
-Unikam tylko Rona, a to że wszędzie z nim łazisz, to już twoja sprawa. A jeśli o to chodzi, to powinieneś jego o to zapytać. I powtarzam po raz setny: Mówię prawdę. –oznajmiła dobitnie, po czym zamilkła. Harry wyglądał, jakby wszystko właśnie sobie układał w głowie.
-Ale to niemożliwe Hermiono…
-Jakbyś nie zauważył, to odkąd dowiedziałeś się, że jesteś czarodziejem, dzieją się rzeczy, które wcześniej uznałbyś za niemożliwe. To jest jedna z tych rzeczy. Aranei jest bardzo sprytna i otumaniła cię! Przecież jest w Slytherinie! To coś znaczy, prawda?
-Co z tego, że jest w Slytherinie? To nie oznacza od razu, że jest na wskroś zła. –powiedział spokojnie Harry. Dalej stawał przy swoim i nie zamierzał wierzyć w głupoty, które wygadywała jego przyjaciółka. Chłopak jeszcze nie wiedział, w jakim celu Hermiona to robi, ale wiedział, że dowie się tego prędzej, czy później.
-O kim rozmawiacie i dlaczego Hermiona wygląda, jak tykająca bomba zegarowa? –zapytała Aranei, która nagle znikąd pojawiła się obok nich. Hermiona podskoczyła, po czym nieco się otrząsnęła i poprawiła włosy, jak gdyby nigdy nic.
-O pogodzie… -odparła, udając obojętność, co jednak niezbyt jej się udało. Aranei zmierzyła ją badawczym wzrokiem, po czym skierowała się do okularnika.
-Pogoda nie jest na wskroś zła? –zapytała ze zdziwieniem. Hermiona z ogromną ulgą stwierdziła, że Ślizgonka usłyszała tylko ostatnie zdanie ich rozmowy.
-No… przecież nie pada… -odparła Granger, której kłamanie nie wychodziło zbyt naturalnie. Zwykle była uczciwa i kłamała tylko w nagłych sytuacjach, ale nie zawsze wyglądało to tak, jak tego dnia. Zawsze miała wszystko przemyślane, zanim zabrała się do czynu.  Ślizgonka spojrzała na nią dziwnie. Nie do końca jej wierzyła i po chwili namysłu uznała, że na pewno rozmowa Gryfonów dotyczyła jej osoby. Zdając sobie sprawę, że Harry bronił jej w kwestii „bycia złą” uśmiechnęła się szeroko.
-Mam coś na twarzy? –spytała Hermiona, widząc uśmiech Callidus.
-Możemy porozmawiać? –zapytała brunetkę po chwili wahania Aranei. Granger chwilę się zastanowiła i spojrzała na Harry’ego.
-Właściwie, to ja już muszę iść… ten… Odrobić… to zadanie… z … no właśnie… tego tam... –powiedział Harry, po czym skierował się szybkim krokiem do szkoły. Bał się, że Hermiona dogoni go po rozmowie z Aranei i będzie mu dalej wciskała ten kit, a nie chciał się z nią pokłócić.
-Tak więc… -zaczęła Ślizgonka, gdy Harry oddalił się o spory kawałek. –Wiem że rozmawialiście o mnie.
Hermiona otworzyła szeroko oczy ze zdumienia. A więc jednak słyszała. Tylko… ile zdołała podsłuchać?
-Och, widzę że mam rację… -powiedziała z uśmiechem Callidus, widząc minę Gryfonki. –Swoją drogą… Nie widziałam cię na śniadaniu… -stwierdziła podejrzliwie. Hermiona spojrzała na nią badawczo, ale z jej twarzy nic nie p0trafiła odczytać. „Czy ona… Nie niemożliwe… Nie mogłaby mnie zauważyć w Komnacie… Przecież wtedy by na pewno zabiła mnie na miejscu…” –pomyślała Gryfonka.
-Nie, kochana. Nie widziałam cię w Komnacie. –powiedziała Aranei, zakładając ręce na wysokości klatki piersiowej. Domyśliła się, co zrobiła Gryfonka. Wcześniej nie sądziła, że ta grzeczna mugolaczka byłaby zdolna do czegoś takiego, jak śledzenie jej, ale jej zachowanie było jednoznaczne. Zważając na ostatnie zdanie jej rozmowy. I na to, że Hermiona stała razem z Harrym, gdy Aranei zapraszała Gryfona na bal. Czyżby poznała jej plan i próbowała ją ostrzec?
Granger przeszedł dziwny dreszcz. Czy ona to powiedziała na głos?
-Ja… Nie wiem o czym mówisz… -powiedziała po chwili, zdając sobie sprawę, że przecież nie wypowiedziała tamtych słów na głos. Wiedziałaby o tym.
-Och nie, brudna mugolaczko, doskonale wiesz o czym mówię. –warknęła Aranei, a Hermiona zauważyła, że dziewczyna nie użyła słowa „szlama”.
-Nie, naprawdę nie wiem. Ale… Jakiej Komnacie? Mówisz o Komnacie Tajemnic?! Jak się tam dostałaś? –zapytała Hermiona, udając zdziwienie, po czym uniosła dumnie brodę. –Powiem o wszystkim McGonagall. –mówiąc to, odwróciła się na pięcie, by skierować się w stronę szkoły.
-Och, niestety nie powiesz… -zaczęła Aranei z uśmiechem. –Albo któryś z twoich przyjaciół skończy swoje życie trochę wcześniej, niż ktoś tam na górze zaplanował. –dodała obojętnie, bawiąc się różdżką.
Hermiona zamarła.
-I tak masz zamiar zabić Harry’ego. –stwierdziła.
-I zrobię to. –oznajmiła Aranei. –Ale jeśli komuś powiesz, to on i tak zginie. Ale po nim jeszcze wszyscy, których kochasz, a na końcu ty. –powiedziała chłodno dziewczyna, a jej ton wykazywał, ze mówiła całkowicie poważnie. Gryfonkę przeszedł dreszcz. Po tym, co usłyszała w Komnacie myślała, że już bardziej ta dziewczyna jej nie zaskoczy. A jednak…  



-*-

-I o co chodziło Hermionie? Czy miało to związek ze mną? –zapytał od razu Ron, gdy Harry wkroczył do dormitorium. Okularnik popatrzył na niego z lekkim zdziwieniem. „Dlaczego to miałoby mieć związek z nim?” – pomyślał. „Unikam tylko Rona, a to że wszędzie z nim łazisz, to już twoja sprawa. A jeśli o to chodzi, to powinieneś jego o to zapytać.
-Nie… Chciała mnie zaprosić na bal…
Ron otworzył usta ze zdumienia.
-Poważnie?! Żartujesz!
-Serio. Mówię poważnie. Ale Aranei też mnie zaprosiła, więc się zgodziłem, ale wtedy Hermiona się zdenerwowała i zaczęła wygadywać głupoty, że Aranei chce mnie zabić. –zaśmiał się chłopak. Ron spojrzał na niego dziwnie.
-To do niej niepodobne… -mruknął, po czym się zamyślił. –Może ktoś dosypał jej czegoś do soku dyniowego?
-Weź przestań, Ron. Nawet nie było jej na śniadaniu. –powiedziawszy to, chłopak przemyślał swe słowa. –Właśnie. Gdzie ona była na śniadaniu?
-Może zaspała… -zarzucił Ron, po czym oboje przyjaciele spojrzeli na siebie. Po chwili obydwoje wybuchli głośnym śmiechem.
-Więc gdzie ona mogła być? –zastanowił się Harry na głos.
-A może ona mówiła prawdę? –zarzucił nagle Weasley. Okularnik spojrzał na niego z niedowierzaniem, po czym pokręcił głową.
-Nie… Na pewno nie… Aranei miałaby chcieć mnie zabić? Taa… Jasne. A ja jestem wielkim, różowym słoniem.
 Harry nawet nie wiedział, że właśnie powinien  zmienić się w wielkiego, różowego słonia.