Aranei stała przez
chwilę jak spetryfikowana i patrzyła na ojca. Poprawka… Patrzyła na mężczyznę,
którego przez 17 lat uważała za swojego ojca. Patrzyła na człowieka, który
uczył ją stawiać pierwsze kroki, uczył jeździć na rowerze, opowiadał bajki, kiedy
nie mogła zasnąć. A teraz… To wszystko nagle nie miało znaczenia. Tyle lat ją
okłamywali? Niemożliwe. Nie mogła dopuścić tej myśli do głowy. Nie wierzyła w
to. To musiała być jakaś pomyłka.
-Wy… Wy żartujecie, tak? –wyjąkała wreszcie, jednak widząc poważne miny jej rodziców, znała już
odpowiedź. –Jak mogliście mnie okłamywać?! –pozwoliła dać upust swojej złości.
–Tato… Eh… Jak mam teraz do ciebie mówić?! Marcus?! Jak mogłeś udawać mojego
ojca! Och, nienawidzę was! –ryknęła i już miała pobiec do swojego pokoju, ale
ciekawość wzięła swoje. Chciała wiedzieć, kto jest jej prawdziwym ojcem.
Usiadła więc na kanapie obok swojej matki i schowała twarz w dłoniach. Kobieta
położyła córce rękę na plecach, ale brązowooka natychmiast ją zrzuciła.
-Nie dotykaj mnie! –warknęła. Po chwili trochę się uspokoiła. –Ty było zanim
byłaś z ojc… z Marcusem? –zapytała, patrząc matce w oczy. Nie potrafiła nic w
nich dostrzec. Jak jej matka się teraz czuła? Czy miała poczucie winy, że
okłamywała swoją córkę przez tyle lat?
-Nie. –Eliza spuściła wzrok. –Ja… Ja miałam romans… -powiedziała, unikając
wzroku córki.
-CO?! Jak mogłaś zdradzić ojca?! Ughh! Marcusa! –warknęła.
-To nie tak… Po prostu… Eh… Marcusie, proszę cię, czy mógłbyś zostawić nas
same? –spojrzała na męża, a ten pokiwał głową i zniknął w kuchni. Zerknęła na
córkę, po czym znów spuściła wzrok. –Zanim jeszcze Harry Potter się urodził,
zanim Lord Voldemort utracił swoją moc, ja i Marcus byliśmy śmierciożercami.
Tam zakochałam się w kimś. Niestety dopiero później dowiedziałam się, że on nie
może czuć tego samego. Miałam z nim romans. Wiedziała o tym tylko pani Zabini,
bo była wtedy moją jedyną przyjaciółką. Dlatego tylko ona wie o tobie. Kiedy
jednak dowiedziałam się, że jestem w ciąży powiedziałam mu to. Chciałam odejść
od męża i wziąć ślub z Tomem . Jednak on powiedział mi, że nigdy mnie nie
kochał i kazał usunąć dziecko. Marcus jednak mnie kochał i pomimo, że go
zdradziłam i chciałam od niego odejść, nie zostawił mnie w takiej chwili.
Powiedział, że uciekniemy, ukryjemy się, a dziecko będzie traktował jak własne.
I tak zrobiliśmy. Przez wiele lat Tom cię szukał, dlatego, dla twojego
bezpieczeństwa nie puściliśmy cię wcześniej do Hogwartu. Tom zginął w II bitwie
o Hogwart, dlatego teraz już jesteś bezpieczna. –oznajmiła. Aranei przez chwilę
milczała.
-Czyli… Byłam… wpadką? Niechcianym dzieckiem? –zapytała z rozpaczą.
-Nie, kochanie. Ja bardzo chciałam mieć dziecko z Tomem. Kochałam go i chciałam
spędzić z nim resztę życia. Ale nie byłam aż tak zaślepiona miłością, żeby cię
zabijać. Zwłaszcza, że on mnie nigdy nie kochał. Nie mógł mnie kochać…
-Jak to nie mógł? –zdziwiła się brunetka.
-Został poczęty pod wpływem eliksiru miłosnego. Nie mógł kochać. –kobieta miała
łzy w oczach, więc brązowooka nie dociekała.
-Tom był dziedzicem Slytherina? –zapytała Aranei po chwili. Kobieta pokiwała
głową.
-Tak. To dlatego możesz rozmawiać z wężami i masz umiejętność otworzenia
Komnaty Tajemnic. –odparła Eliza. –Mam do ciebie jedną prośbę. –w końcu
podniosła wzrok i spojrzała na córkę. Dziewczyna pokiwała głową, na znak, że
słucha. –Proszę, nie odtrącaj Marcusa. On już wiele przecierpiał. Traktuje cię,
jak własną córkę. Wiem, że nie jesteś z jego krwi, ale to on cię wychował i był
zawsze był przy tobie.
-Tak, wiem. –westchnęła brunetka. –Idę wziąć gorącą kąpiel. Muszę trochę
ochłonąć. –oznajmiła, po czym ruszyła do pokoju. Gdy nalała wody do wanny,
zrzuciła z siebie ubrania i zanurzyła się po samą szyję. Dopiero teraz
pozwoliła łzom spłynąć. Bolało ją to, że była wynikiem romansu, że ojciec jej nie
chciał, że kazał jej matce usunąć ciążę. Ale najbardziej bolało ją to, że jej
własna matka przez 17 lat ją okłamywała. Z drugiej strony była też bardzo
zdziwiona. Nie wyobrażała sobie kochać kogoś tak, jak Marcus jej matkę. Gdyby
to ona była na jego miejscu, zostawiłaby Elizę, żeby radziła sobie sama.
Wiedziałaby wtedy, że źle zrobiła i miałaby nauczkę. Ale on zrobił inaczej.
Został z nią, pomógł jej, wychował dziecko - owoc zdrady, jak własne i odszedł
od Czarnego Pana, co pewnie miałoby okropne skutki , gdyby ktokolwiek
powiedział mu, gdzie się ukrywają. Zapewne on zabiłby jej rodziców, a Tom
zabiłby ją. Nie chciała sobie zaprzątać już głowy tymi przerażającymi myślami,
więc wyszła z wody, wytarła się w ręcznik, ubrała w koszulę nocną, wyszła z
łazienki i od razu padła na łóżko. Momentalnie coś przepełzło obok, a Aranei
spojrzała w przerażające, żółte oczy jej przyjaciela.
-Płakałaś. –stwierdził.
-Nie chcę teraz o tym rozmawiać. Wybacz, Timore. –odparła i przewróciła się na
drugi bok.
-Jutro mi powiesz. –oznajmił i wrócił do siebie. Aranei przewróciła się na
plecy i spojrzała w biały sufit. „Jeszcze trzy dni”, pomyślała. Tysiąc myśli
zaprzątało jej głowę. O jej ojcu, jej matce, Marcusie, Hogwarcie… „Nie zasnę”.
Podniosła się i sięgnęła do szufladki po Eliksir Słodkiego Snu. Wypiła całą
zawartość fiolki, po czym położyła się i już po chwili zapadła w sen.
Przez dwa dni,
poprzedzające wyjazd Aranei do Hogwartu, dziewczyna unikała kontaktu ze swoimi
rodzicami. Wołała skrzaty, by przynosiły jej jedzenie do pokoju i tam zazwyczaj
przesiadywała cały dzień. Nie winiła
Marcusa, bo wiedziała już, że robił to wszystko ze względu na jej matkę. Nie
miała okazji jednak mu tego powiedzieć przez te dwa dni, ponieważ unikała
Elizy, a mężczyzna nie odpuszczał jej na krok. W przeddzień wyjazdu, musiała
jednak zejść do salonu, ponieważ jej matka ją zawołała, mówiąc, że to pilne.
Dziewczyna zeszła niechętnie po schodach, pod którymi już czekała na nią kobieta,
z wyraźnym zniecierpliwieniem.
-Wołałam cię 15 minut temu… -warknęła. –Dlaczego nie zeszłaś od razu?
-Nie chciało mi się. –odparła dziewczyna i wzruszyła ramionami. –O co chodzi?
-W tym roku na liście rzeczy, które musi zabrać ze sobą uczeń Hogwartu,
widnieje jeszcze jedna rzecz, której wcześniej nie zauważyłam. Uroczysty strój.
–oznajmiła. Brunetka powstrzymała się, od rzucenia złośliwej uwagi, na temat
niedopatrzenia matki.
-Mam dużo uroczystych stroi. –westchnęła. –Wybiorę coś i powiem skrzatom, żeby
to dopakowały do mojego kufra. –oznajmiła, po czym zaczęła wspinać się po
schodach.
-W porządku… –rzuciła sucho Eliza, której relacje z córką osłabły, jak nigdy
wcześniej, przez zaledwie dwa dni.
-*-
Dziewczynę obudził budzik, stojący na
szafce nocnej. Aranei wyciągnęła leniwie rękę i wyłączyła denerwujące urządzenie.
„Chwileczkę… Nigdy wcześniej nie miałam budzika.”, pomyślała, po czym zerwała
się i usiadła na łóżku. Po chwili ogarnęła
myśli i doszła do wniosku, że kazała Skrzatkowi obudzić się dziś
wcześniej, a że skrzat wystraszył się ostatnio reakcji dziewczyny, kiedy sam ją
budził, wymyślił nowy, bezpieczniejszy dla niego sposób. Brunetka przeciągnęła
się leniwie, ale pomimo oporów wstała i zajrzała do szafy, z której wyciągnęła
czarną sukienkę, z długimi rękawami, która sięgała jej powyżej kolan i czarne buty
na obcasie. Po chwili zniknęła w łazience, gdzie wzięła nadzwyczaj szybką
kąpiel, jak na nią, ubrała się w przygotowane wcześniej ubrania i wychodząc
zawołała Skrzatka.
-Zrób mi naleśniki. –oznajmiła, gdy stworzenie pojawiło się w pokoju
nastolatki. Ten ukłonił się i zniknął, lecz po chwili znów się pojawił, z tacą
pełną naleśników. Aranei położyła tacę na szafce, z której zrzuciła budzik i
zabrała się za jedzenie. Skrzat zaczął zbierać potłuczony budzik z podłogi,
który okazał się być szklanym. Dziewczyna zostawiła kilka naleśników, po czym
umyła zęby. W ostatniej chwili coś jej się przypomniało. Wyciągnęła różdżkę, w
stronę jeszcze śpiącego węża, po czym wymówiła zaklęcie, ze stuprocentowym
skupieniem. Otworzyła klatkę, stojącą obok łóżka i zawołała do niego zwierzę,
które obudziło się i już nie wypełzło, lecz wybiegło z akwarium, na swoich
niewielkich łapkach i wlazło do klatki. Brunetka podniosła klatkę do góry i
przyjrzała się swojemu dziełu. Wpatrywała się w nią para maleńkich, czerwonych
oczek, należących do białego, dosyć uroczego, szczura.
-Wyglądasz świetnie. –oznajmiła z uśmiechem, a zwierzątko zapiszczało w
odpowiedzi, lecz dziewczyna pierwszy raz nie zrozumiała tego, co miał jej do
powiedzenia przyjaciel. Objęła dłonią uchwyt klatki i wychodząc z nią pokoju,
rzuciła do skrzata, który kończył zamiatać szkło:
-Jak skończysz, to znieś mój kufer na dół!
Gdy zeszła ze schodów, w o wiele
lepszym humorze, niż przez ostatnie dwa dni, uśmiech zagościł również na
twarzach jej rodziców.
-Moja córeczka jedzie do Hogwartu. –powiedział uradowany Marcus, po czym
przytulił mocno Aranei. Nastolatkę bardzo zdziwiło zachowanie Mracusa. Przecież
ona nie jest jego córką i on doskonale o tym wie. Nie odezwała się jednak,
tylko oderwała się od mężczyzny i uśmiechnęła do niego szeroko. Skrzatek
właśnie taszczył po schodach kufer i gdy skończył, przejął go Marcus i cała
trójka czarodziejów wyszła z posiadłości i ruszyła w stronę kominka. W pewnej
chwili, Eliza się zatrzymała.
-Mam tylko jedną prośbę, córeczko… –zaczęła. Brunetka pokiwała głową. –W szkole
nikomu nie mów, że jesteś dziedziczką Slytherina. To może ci przysporzyć
kłopotów…
-Jasne. –odparła dziewczyna i wrzuciła proszek do kominka. Już po chwili cała
trójka wylądowała w posiadłości Zabinich.
-Hej, Aranei! Jak humorek? –przywitał ją ciepło Diabeł.
-Całkiem nieźle. –odparła dziewczyna z szerokim uśmiechem. Rodzina Callidus,
razem z panią Zabini i Blaisem, teleportowała się na dworzec King’s Cross.
Wylądowali w jakimś ciemnym kącie, gdzie żaden mugol nie zwrócił na nich uwagi,
po czym rozglądnęli się, czy nikt nie patrzy i weszli między barierkę
oddzielającą peron 9 od 10. Aranei rozglądnęła się po peronie. Wokół było pełno
czarodziejów ze swoimi dziećmi w różnym wieku, które pchały wózki ze swoimi
kuframi i klatkami, w których były różne zwierzęta: ropuchy, różne gatunki sów,
szczury. Uwagę brunetki przykuła jednak maleńka sóweczka, która pohukiwała ze
szczęścia w klatce jakiegoś Rudzielca. Aranei bez zastanowienia, podbiegła
niczym małe dziecko do rudego nieznajomego i zaświergotała:
-Jaka urocza sówka! Twoja?
Gdy rudzielec się obrócił, w pierwszej
chwili brunetka dostrzegła na jego twarzy poirytowanie, jednak gdy spojrzał na
dziewczynę, jedynie rozdziawił usta i wybełkotał ochryple „Ee”. Aranei
skrzywiła się, ale w tym momencie do chłopaka podszedł Harry.
-Co jest Ron? –zdziwił się, widząc osłupienie kolegi. Gdy ujrzał brunetkę, od
razu się ożywił. –Cześć, Aranei!
-Hej, Harry. –odparła Aranei z szerokim uśmiechem i chciała przytulić
znajomego, ale jakaś ręka ją złapała w pasie i odciągnęła od okularnika.
Odwróciła się raptownie i ujrzała… Dracona Malfoy’a, patrzącego na Rona z
odrazą.
-Em… Cześć, Draco… -powiedziała niepewnie i zrzuciła jego rękę ze swojej talii.
-Zamknij tą mordę Weasley, bo ci muchy wlecą. –rzucił złośliwie Malfoy do
Rudzielca. Ten natychmiast się ocknął i zamknął usta.
-A ty czego chcesz od niej, Malfoy? –warknął Harry. Aranei poczuła się bardzo
niezręcznie. Czyżby zakolegowała się z wrogami Dracona?
W tym momencie obok Rona pojawiła się jakaś ładna dziewczyna o kręconych,
kasztanowych włosach, a obok blondyna stanął Blaise.
-Co tu się dzieje? –zdziwiła się dziewczyna w kręconych włosach. Aranei
rozglądnęła się, by zobaczyć, gdzie są jej rodzice. Po chwili ujrzała ich,
stojących z rodzicami Dracona i panią Zabini.
-Cześć, jestem Aranei. –dziewczyna przerwała krępującą ciszę i wyciągnęła rękę
do nieznajomej, ale blondyn złapał ją za nadgarstek i szepnął do ucha „To
mugolaczka…”, nie wiedząc, jak brunetka zareagowałaby na słowo „szlama”, a
Aranei w pierwszej chwili nie wiedząc, jak zareagować, po prostu zabrała rękę.
-Hermiona Granger, Ron Weasley i Harry Po… –przedstawił ich Blaise, wskazując
na każdego po kolei głową, gdyż Gryfoni, nic się nie odzywali, jakby nabrali wody w usta.
-Harry’ego znam. –przerwała mu brunetka.
-Och, naprawdę? –odezwał się Draco z kpiną.
-Czy ktoś może mi wyjaśnić o co chodzi?! –wybuchła wreszcie brunetka.
-E… My się… nie lubimy… -wyjaśnił Harry, nie wiedząc, jak to ubrać w słowa.
-Rozumiem… Ale co JA mam do tego?!
-Twoi rodzice kazali nam trzymać cię z daleka od nieodpowiedniego towarzystwa. –szepnął
jej do ucha Draco tak, żeby tylko ona słyszała. W tym momencie podbiegła do
nich jakaś czarnowłosa dziewczyna i rzuciła się na szyje Draconowi, który skrzywił
się na jej widok.
-Och, Draco! Ty też wróciłeś na siódmy rok?! Ależ cudownie! –świergotała. Po
chwili zobaczyła, że blondyn jeszcze trzyma nadgarstek Aranei. Brunetka
powędrowała za nią wzrokiem i sama też dopiero teraz to zauważyła, więc wyrwała
się raptownie. –A ty to… Kto? –warknęła.
-Aranei Callidus. –przedstawiła się.
-Aranei, to jest Pansy Parkinson. –przedstawił czarnowłosą Blaise, gdyż
dziewczyna sama najwyraźniej nie miała zamiaru się przedstawiać. Patrzyła tylko
na Aranei z groźnie przymrużonymi oczami. Brunetka uznała, że to bardzo
niezręczna sytuacja. Na szczęście przerwała ją Eliza.
-Dlaczego nie wsiadacie do pociągu? –zdziwiła się, podchodząc do córki. Tuż za
nią szli Narcyza i Lucjusz Malfoy oraz pani Zabini i Marcus. –Zajmijcie jakiś
przedział.
-Och, jasne… -odparła brązowowłosa, w głębi duszy dziękując matce, za
przerwanie tej chorej sytuacji. Po chwili Ślizgoni, wraz z Aranei, odeszli bez
słowa od Gryfonów i weszli do pociągu. Od razu znaleźli wolny przedział i
usiedli w nim. Dziewczyna położyła klatkę ze szczurem na podłodze i spojrzała
na zegarek, który Blaise miał na ręce. Wskazywał równo 11:00, a brunetka czuła
pod nogami, że pociąg właśnie wyrusza ze stacji. Szybko wybiegła z przedziału i
wyciągnęła głowę przez okno. Ujrzała swoją matkę z Marcusem, wpatrujących się w
nią z troską. Wyciągnęła rękę za szybę i pomachała im, a małżeństwo
odwzajemniło gest. Gdy już straciła ich z zasięgu wzroku, schowała się z
powrotem do pociągu i weszła do pociągu. Usiadła obok Blaise’a, na własne
nieszczęście naprzeciw Pansy, która wpatrywała się w nią, jakby chciała ją
zabić wzrokiem. Aranei spróbowała to zignorować.
-To… ten… Co się tak właściwie stało między wami, a Potterem i jego
przyjaciółmi? –zapytała z ciekawości. Przez chwilę wszyscy milczeli, gdy
wreszcie odezwał się, siedzący obok Parkinson, Draco:
-Tak właściwie, to Gryfoni i Ślizgoni z natury się nie lubią…
-A poza tym, na pierwszym roku, Smok chciał się zakumplować z Potterem, ale ten
odrzucił jego propozycję, co uraziło jego wielkie ego. –zaśmiał się Zabini.
Blondyn spiorunował go wzrokiem, więc Aranei domyśliła się, że czarnoskóry
mówiąc „Smok”, miał na myśli jego. Pokiwała więc głową na znak, że rozumie.
-A później już przez te wszystkie lata były między nami różne kłótnie… -kontynuował
Blaise. –Mniejsze i większe.
-Poza tym, Potter przyjaźni się ze zdrajcą krwi i szlamą.-wyparowała Pansy,
pierwszy raz odzywając się do brunetki.
-Ale rok temu, uratowali życie Draconowi i Gregory’emu… -widząc pytające
spojrzenie dziewczyny dodał –Gregory Goyle. Nie wrócił na siódmy rok…
-Mniejsza o to. –urwał Malfoy. –Jak samopoczucie przed wstąpieniem do nowej
szkoły? –zmienił temat.
-Nieźle. Przynajmniej mam już pierwszych znajomych. –uśmiechnęła się szeroko, a
blondyn odwzajemnił uśmiech. Parkinson parsknęła śmiechem.
-Mnie nie licz. –prychnęła.
-Nie miałam zamiaru. –odparła brunetka, nadal się uśmiechając. Coś w klatce
zapiszczało. Dziewczyna spojrzała tam. No jasne, Timore próbował się zaśmiać
lub nawet zaśmiał się w szczurzym języku, jednak ona tego nie zrozumiała.
Reszta podróży przebiegła całkiem
spokojnie. Ślizgoni opowiadali jej dużo o Hogwarcie, o przedmiotach, o
nauczycielach i o różnych miejscach w szkole.
-Przebierz się w szatę. –oznajmił Blaise, wstając i sięgając do swojej torby.
–Dojeżdżamy na miejsce.
Haha, wczoraj pytałam o nowy rozdział, wchodzę sobie z ciekawości i patrzę i JEST!
OdpowiedzUsuńNo cóż, wyszedł świetnie! To chyba na razie mój ulubiony rozdział z tego opowiadania. Historia Elizy bardzo ciekawa, naprawdę przyjemnie mi się czytało. I fajne spotkanie Ślizgonów z Gryfonami :) jednak mogłaś je przedstawić trochę dynamiczniej - w sensie, że wcisnąć jakąś akcje albo jakiś odpał wspólny dla Gryfonów i Ślizgonów. Mam nadzieje, że tak będzie, chętnie bym takie coś przeczytała :D Wyłapałam trochę powtórzeń, ale poza tym chyba wszystko gra. Ciekawi mnie, co będzie gdy Harry dowie się, kim jest Aranei...
A tak btw fajny szablon! :D
Pozdrawiam
(licząca na jakieś Dramione ) Lumos Maxima :*
No właśnie zobaczyłam twój komentarz, kiedy nowy rozdział, więc postanowiłam, że trochę się pomęczę z tym 'mega szybkim' internetem, ale dodam ;D No i przy okazji udało mi się wstawić ten nagłówek :)
UsuńDziekuję, sama robiłam :D
A jak ci się podoba "modelka" wybrana na Aranei? Pokrywa się z twoim wyobrażeniem tejże osóbki, czy raczej niezbyt? :)
Tak, Szczególnie to pierwsze zdjęcie, gdy tylko je zobaczyłam pomyślałam " o to Aranei"
UsuńA wiesz, że zaczynam ją lubić ? :o
j, to ZNÓW ja! :D
OdpowiedzUsuńUbawiła mnie scenka z tym szczurkiem i Pansy. Osobiście lubię Parkinson mimo jej upierdliwego charakteru, więc mam nadzieję, że jakoś poprawisz ich stosunki :) Nooo... Choć ociupinkę!!!! Podoba mi się również stosunek Aranei oraz Marcusa i Elizy, po dowiedzeniu się prawdy. Muszę powiedzieć, że z każdym rozdziałem piszesz coraz lepiej i nic, tylko z niecierpliwością czekać na następne, aby w końcu przeczytać epilog. :P
Pozdrawiam serdecznie i przesyłam wiadro weny (a może dwa??)
W wolnym czasie zapraszam do mnie:
slytherin-wladza-i-potega.blog.pl
Felix Felicis
Właśnie ja też lubię Pansy, ale ostatnio czytając księcia półkrwi kłóciłam się z książką, kiedy była scena w pociągu.
Usuń"Malfoy usiadł nagle, odtrącając rękę Pansy."
-DOBRZE! Nie kładź się z powrotem, nie kładź się!
"Malfoy ponownie opadł na jej podołek i pozwolił gładzić sobie włosy."
-A weź wyjdź...
Nie mniej jednak mam zamiar poprawić stosunki Aranei i Pansy, ale JESZCZE nie :D
Do ciebie oczywiście wpadam ciągle i czekam na nowy rozdzialik ;)
o no i Haary,Ron i Hermiona są <3
OdpowiedzUsuń