Witam! Rozdział czwarty poszedł mi całkiem sprawnie i oto dzisiaj Wam go przedstawiam. Mam nadzieję, że się spodoba. Miłego czytania życzę! :D
Aranei poczuła
motylki w brzuchu, jednak starała się tego nie okazywać, więc posłuchała
ciemnoskórego i wyciągnęła z torby, zakupioną u Madame Malkin szatę. Nałożyła
ją na siebie i już po chwili poczuła, jak pociąg się zatrzymuje. Teraz chciało
jej się wymiotować. Strasznie się stresowała. Co jeśli jakiś nauczyciel się na
nią uweźmie? Albo jeśli nie poradzi sobie z materiałem? A co jeśli ktoś ją
przyłapie, jak będzie wchodziła do Komnaty Tajemnic? Z tymi wszystkimi myślami,
wyszła wraz ze Ślizgonami z przedziału. Gdy wychodzili z pociągu, ktoś „przez
przypadek” podstawił jej nogę. Obróciła się gwałtownie.
-Ups… -pisnęła Pansy Parkinson. Aranei obrzuciła ją gniewnym spojrzeniem i nie pozostając jej dłużna, przyłożyła jej w twarz z liścia. Zszokowana Ślizgonka złapała się za czerwony policzek i wyszła z pociągu.
-Ups… -mruknęła Aranei. Chłopcy, idący przed nimi nie zauważyli tej akcji. Tylko kilku pierwszoroczniaków, idących za nimi, zaśmiało się i pokazywało na obie dziewczyny palcami.
Cała czwórka ruszyła do powozu. Brunetka zauważyła, że nic go nie ciągnie. „Pewnie jest zaczarowany”, pomyślała i wsiadła. Trochę to trwało, zanim dojechali do Hogwartu. Gdy wchodzili po schodach, strach brązowookiej się nasilił. Gdy weszli do Sali Wejściowej, złapała ją szybko jakaś starsza kobieta.
-Witaj, Aranei. Jestem Minerwa McGonagall. Jestem dyrektorką Hogwartu. –przedstawiła się szybko. –Chodź za mną. Weźmiesz udział w Ceremonii Przydziału, razem z pierwszoroczniakami, którzy zaraz przypłyną łódką razem z Hagridem – naszym gajowym. –wyjaśniła i ruszyła do Wielkiej Sali, a dziewczyna pokiwała głową i podążyła za nią. Gdy dyrektorka otworzyła drzwi Wielkiej Sali, Aranei rzucił się w oczy zaczarowany dach. Rodzice jej o nim opowiadali, jednak i tak była zachwycona, ponieważ robił wrażenie. Za chwilę do sali weszła reszta uczniów, a za nimi pierwszoroczniacy, z jakimś półolbrzymem na czele, niejakim Hagridem. Minerwa kazała ustawić im się i wyjaśniła, na czym polega Ceremonia Przydziału. Dziewczyna poczuła się niezręcznie, gdyż nieco odstawała od reszty. Po chwili jakiś uczeń z jej roku, przyniósł starą tiarę, którą położył na stołku, a ta zaczęła śpiewać o czterech założycielach Hogwartu i o tym, czym każdy z domów się charakteryzuje. Gdy skończyła, profesor McGonagall rozłożyła wielki rulon pergaminu i zaczęła wyczytywać nazwiska. Na szczęście lub nieszczęście, jako uczennica siódmego roku, poszła na pierwszy ogień.
-Callidus Aranei. –wyczytała, a Aranei wstała i usiadła na stołku. Kobieta nałożyła jej wyświechtaną tiarę na głowę. Hm… Dobrze wiem, gdzie cię przydzielić… O tak, dużo ambicji, sprytu i zainteresowanie czarną magią… -rozległ się głos w jej głowie. –Poza tym jesteś wężousta i … o wielkie nieba… Jesteś dziedziczką Sal… -urwała, po czym wykrzyczała: SLYTHERIN!
Brunetka odetchnęła z ulgą, wstała ze stołka i ruszyła do stołu Ślizgonów, z którego rozległy się wiwaty i oklaski. Spojrzała na ciemnoskórego chłopaka, który darł się najgłośniej i poklepywał miejsce obok siebie. Uśmiechnęła się do niego i zajęła miejsce.
-No, to Ceremonię Przedziału masz już za sobą. –odparł beztrosko Blaise. –Jak było?
-Szczerze? Bardzo dziwna tradycja. Ta tiara… Przeraża mnie. Gadała w mojej głowie. Czułam się, jakby mogła przejrzeć moje wszystkie myśli. –wzdrygnęła się.
-Doskonale cię rozumiem. –rozległ się głos pewnego blondyna, siedzącego obok Zabiniego.
Gdy Ceremonia dobiegła końca, rozległ się po całej Sali głos dyrektorki.
-Jak wiecie, zostałam mianowana nowym dyrektorem Hogwartu. Chciałabym powitać pierwszoroczniaków, którzy pokonali progi naszej szkoły pierwszy raz, jak również uczniów starszych klas, którzy zdecydowali się wrócić, po jakże trudnej sytuacji dla Świata Magicznego. Mam nadzieję, że wakacje minęły wam przyjemnie i że ten rok szkolny przyniesie wam wiele radości i przyswoi sporo wiedzy. Jak zawsze robił to profesor Dumbledore, chciałabym poinformować pierwszoroczniaków i przypomnieć uczniom pozostałych klas, że wejście do Zakazanego Lasu jest zakazane… -brązowooka słuchała przemowy dyrektorki z uwagą, podczas gdy większość Ślizgonów, najzwyczajniej się nudziła, jednak nikt się nie odzywał. –…Tak więc życzę wam smacznego! –zakończyła Minerwa, a na stołach pojawiły się różnego rodzaju rozmaite potrawy. Aranei nałożyła sobie skrzydełko i zaczęła je jeść, bardzo kulturalnie, jakby była w jakiejś wyjątkowo ekskluzywnej restauracji i co jakiś czas delikatnie wycierała serwetką kąciki ust, na co siedząca obok Dracona, Pansy Parkinson, parsknęła śmiechem, jednak nikt nie zwrócił na nią uwagi.
Gdy zakończyła się uroczysta kolacja, rozpoczynająca rok szkolny, uczniowie opuścili Wielką Salę i Ślizgoni ruszyli do lochów. Gdy weszli do pokoju wspólnego Slytherinu, brunetka rozejrzała się po całym pomieszczeniu. Draco uśmiechnął się, ponieważ Aranei wyglądała teraz, jak szczeniak, który znalazł nowy dom i zapoznaje się z terenem. Oczywiście nie obwąchiwała wszystkiego, jednak rejestrowała każdy mebel z osobna wzrokiem. Blondyn szturchnął ją lekko, a ona podskoczyła.
-Ładnie tu… -mruknęła.
-A coś ty myślała? Że pokój wspólny Slytherinu to jakaś nora? To, że znajduje się w lochach nie znaczy… -zaczął Blaise, ale przerwała mu Pansy.
-To, że sama mieszkasz w norze nie znaczy, że wszędzie musi być tak szkaradnie. –rzuciła. Na jej słowa Zabini i Malfoy wybuchli śmiechem.
-To… akurat nie była… trafna uwaga… -wydusił z siebie ciemnoskóry. Parkinson zrobiła tylko naburmuszoną minę i usiadła na kanapie razem z grupą Ślizgonek.
-Chcesz zobaczyć sypialnię chłopców, czy od razu idziesz do swojej? –zapytał Blaise.
-Chyba nie mogę iść do sypialni chłopców… -zdziwiła się Aranei. –Ale nie idę na razie do swojej.
-To może usiądziemy? –zaproponował blondyn i cała trójka znalazła jakąś kanapę w kącie pokoju. Ślizgonka usiadła pomiędzy Zabinim, a Draconem.
-Co jest nie tak z tą Pansy? –zapytała prosto z mostu, gdy usiedli. –Wydaje mi się, że… Jakoś mnie nie lubi…
-Po prostu ci zazdrości. –zaśmiał się Blaise.
-Niby czego?
-Jesteś ładna, bogata, pewien blondyn, który jej się podoba, pożera cię wzrokiem… -wymieniał Diabeł. Przy tym ostatnim Draco walnął go z całej siły w ramię, a ciemnoskóry wybuchł śmiechem.
-Nie słuchaj go. On… Czasem zapomina, do czego służy mózg… -wypalił blondyn, jednak Ślizgonka dostrzegła w półmroku, jaki panował w pokoju wspólnym, że się zarumienił. Nie udało jej się powstrzymać szerokiego uśmiechu, który wpełzł na jej usta. W tym momencie, między nią a Malfoy’a, wcisnęła się Parkinson.
-Co ci się stało Draco? –przyłożyła mu rękę do czoła, gdyż rumieniec jeszcze nie zszedł chłopakowi z twarzy. –Masz gorączkę? –zapytała z troską, na co Blaise zaczął się dusić ze śmiechu. Draco natomiast raptownie wstał i ruszył do dormitorium.
-Co mu jest? –zdziwiła się czarnowłosa.
-Chyba zrobił się śpiący. –odparła brunetka z rozbawieniem.
-No, ja chyba też się już położę. Aranei, masz ze mną dormitorium, jak coś. –„No pięknie”, pomyślała Ślizgonka. Parkinson wstała z kanapy i zwróciła się znowu do brunetki. –Nie idziesz?
-Idę. –mruknęła Aranei i razem z Mopsicą poszła do dormitorium. Jej rzeczy były przy jednym z łóżek. Nagle coś sobie przypomniała, gdy spojrzała na klatkę ze szczurem.
-Pansy, a można jeszcze o tej porze wychodzić? –zapytała współlokatorkę.
-Jasne. –odparła Ślizgonka, chodź prawda była inna. Brunetka wyjęła szczura z klatki i schowała go do kaptura swojej szaty.
-Ach, i jeszcze jedno… Gdzie jest łazienka Jęczącej Marty? –zapytała, a czarnowłosa wytłumaczyła jej dokładnie położenie łazienki, nie pytając o nic. Gdy skończyła, Callidus podziękowała jej krótko, po czym wyszła z dormitorium i zanim ktokolwiek zdążył ją zatrzymać, wyszła z pokoju wspólnego. Ruszyła korytarzami, starając się nie zapomnieć wskazówek, których udzieliła jej współlokatorka. Po chwili błądziła po korytarzach Hogwartu. „No to cudownie!”, pomyślała „Ta idiotka mnie oszukała! Jak mogłam jej zaufać?!”. W pewnym momencie wpadła na kogoś i przewróciła się, a na nią upadła jakaś niewidzialna siła i przytłoczyła ją do posadzki. Timore wyskoczył z kaptura dziewczyny. Brązowooka próbując się podnieść, złapała się jakiegoś materiału i po chwili okazało się, że właśnie zdjęła pelerynę-niewidkę nikomu innemu, jak Harry’emu Potterowi, który po chwili niezdarnie podniósł się i pomógł wstać Ślizgonce.
-Co ty tu robisz o tej porze? –zdziwił się Harry.
-Właśnie szłam do Łazienki Ję… znaczy… A co cię to interesuje, Potter? –warknęła. Chłopak nieco zdziwił się jej zachowaniem. Wcześniej była dla niego miła, a teraz wyraźnie się to zmieniło. Pomyślał, że może mieć to związek z jej towarzystwem.
-Bo wiesz… O tej porze nie można wychodzić z dormitoriów. Filch cię złapie, a wtedy będziesz miała szlaban. –ostrzegł.
-Ugh… Ta suka mi mówiła, że można wychodzić! –fuknęła brunetka.
-Kto? –zdziwił się Wybraniec.
-Eh… Nie ważne. A ty co tu robisz? –spytała zaciekawiona. Ona miała prawo nie wiedzieć, że nie może wychodzić o tej porze. Była nowa. Ale on? On dobrze wiedział, co robi.
-Ja… Właśnie szedłem do Łazienki Jęczącej Marty… -odparł, zanim zdążył ugryźć się w język.
-Po co? Przecież to toaleta dla dziewcząt. –zadrwiła.
-Miałem swoje powody. –bąknął Potter. Tak naprawdę chciał sprawdzić, czy dalej ma możliwość otworzenia Komnaty Tajemnic. Skoro Ron i Hermiona ją otworzyli, to on chyba tym bardziej.
-Wiesz może, którędy do lochów? –zapytała niepewnie Aranei.
-Zgubiłaś się?
-Och, to przez tą Parkinson! Jeszcze się z nią policzę! To wiesz, czy nie?! –warknęła.
-Ciszej, chyba słyszę kroki… -uciszył ją i podniósł z ziemi pelerynę. –Schowaj się.
Potter narzucił na nich pelerynę-niewidkę.
-Timore… -szepnęła, a szczur podbiegł do niej i również schował się pod peleryną. Po chwili kroki ucichły, a Aranei wyszła spod peleryny.
-Zabierasz szczura na nocną przechadzkę? –zdziwił się Harry, gdy zobaczył białe stworzonko.
-Ee… Tak… To dziwne?
-Trochę.
-To wiesz, którędy do lochów, czy nie? –zniecierpliwiła się Callidus.
-Jasne. Schowaj się pod pelerynę. Zaprowadzę cię. –zaproponował Wybraniec, a dziewczyna posłuchała. Wzięła szczura na ręce i schowała się pod pelerynę.
Aranei najpierw miała zapytać Harry’ego o drogę do Łazienki Jęczącej Marty, ale wolała nie ryzykować, skoro on też tam zmierzał. Zresztą była cisza nocna. Nie znałaby drogi powrotnej do lochów, a nie prześpi nocy w Komnacie Tajemnic.
Droga do lochów nie trwała długo, ale Ślizgonce bardzo się dłużyła. Gdy wreszcie dotarli do lochów, dziewczyna rozglądnęła się, czy nikt nie idzie i wyślizgnęła się spod peleryny.
-No to… Cześć. I… dzięki. –mruknęła brązowooka.
-Drobiazg. Dobranoc. –uśmiechnął się Harry i opatulił się szczelnie peleryną. Callidus wypowiedziała hasło i już po chwili znalazła się w pokoju wspólnym Slytherinu, gdzie już nie było nikogo. Dziewczyna weszła do dormitorium, gdzie pewna pusta dziewczyna spała sobie w najlepsze. Aranei wzięła koszulę nocną i nałożyła ją na siebie, po czym po cichutku wślizgnęła się do łóżka.
„Jakby tu się zemścić… Hm… Może obudzić ją nieprzyjemnie? A może umalować ją w nocy? Nie… słabe… Może przywiązać ją niewidzialnymi linami do łóżka tak, że gdy rano się obudzi nie będzie mogła się poruszyć? O... To by było dobre.” – myślała. Uśmiechnęła się sama do siebie i zasnęła, myśląc o zemście.
Obudziła się sama z siebie. Spojrzała na zegarek. 8:00. Nigdy wcześniej nie budziła się tak wcześnie. Może ta idiotka przestawiła jej zegarek. Spojrzała na łóżko Parkinson. Mopsica spała sobie spokojnie. Aranei uśmiechnęła się i poszła do łazienki, gdzie znalazła kubek do mycia zębów. Wróciła po różdżkę i przetransmutowała kubek w wiadro. Nalała do wiadra zimnej wody i chlusnęła nią na smacznie śpiącą Pansy. Ta zerwała się jak oparzona i usiadła na łóżku, cała morka. Jej mina była bezcenna. Spojrzała na Aranei i warknęła ze wściekłości.
-Ojej, obudziłam cię? –zapytała Ślizgonka, udając zdziwienie i odłożyła wiadro z powrotem do toalety.
-Ty suko! –ryknęła Pansy i właśnie chciała się rzucić na Aranei z pazurami, gdy ta wyjęła różdżkę.
-Tylko spróbuj mnie tknąć. –uśmiechnęła się szyderczo, na co Mopsica ryknęła ze wściekłości.
-ZAPŁACISZ MI ZA TO! –wydarła się tak, że chyba cały Hogwart ją usłyszał. Sięgnęła do szafki nocnej po różdżkę i wycelowała nią w brunetkę.
-No śmiało. Popisz się znajomością zaklęć w praktyce. –zakpiła brązowooka. Nagle do pokoju wpadli Blaise i Draco.
-Co się stało? Słyszeliśmy krzyki... –zaczął Blaise, ale widząc rozgrywającą się przed nim scenę urwał. –Ohoho… Co tu się wyprawia? –zaśmiał się.
-ONA WYLAŁA NA MNIE WIADRO LODOWATEJ WODY! –ryknęła jeszcze mokra czarnowłosa. Ciemnoskóry zaśmiał się.
-Ponieważ… Zapytałam wczoraj Pansy, czy można jeszcze wychodzić na korytarz, a ona odparła, że tak. –zaczęła tłumaczyć brunetka. –A potem zapytałam ją o drogę do Łazienki Jęczącej Marty. Obie odpowiedzi były fałszywe. –warknęła, wciąż celując różdżką w Parkinson.
-Draco, weź jej coś powiedz… -jęknęła rozpaczliwie Pansy.
-Gratulacje. –powiedział Draco do Aranei, śmiejąc się.–Też bym tak zrobił.
-Ughh!! Nie o to mi chodziło!! –ryknęła czarnowłosa.
-Dobra, uspokójcie się! Opuście różdżki i przebierajcie się. Zaraz idziemy na śniadanie. Chyba, że wolicie głodować… –uspokoił sytuację Blaise. Dziewczyny tylko rzuciły sobie nawzajem mordercze spojrzenia i sięgnęły do swoich kufrów. Aranei wyciągnęła swoją szatę, spódnicę, koszulę i krawat i ruszyła do łazienki. Przebrała się szybko i umyła zęby. Wychodząc z łazienki zauważyła, że Blaise i Draco nadal stoją w drzwiach.
-Idziemy? –zapytał Zabini, a brązowowłosa pokiwała głową i ruszyła wraz ze Ślizgonami na śniadanie, zostawiając czarnowłosą z miną, jakby właśnie ktoś ją kopnął w twarz.
Na śniadaniu dostali swoje dzisiejsze plany zajęć.
-Och… Pierwsze są eliksiry z Gryfonami… -jęknął blondyn, patrząc na swoją kartkę.
-No, niestety. Ej, słuchałeś McGonagall wczoraj na kolacji? –zapytał ciemnoskóry.
-Nie, a co? –odpowiedział Draco pytaniem na pytanie, marszcząc brwi.
-Aranei, a ty? –Zabini skierował się do brązowookiej, ignorując pytanie przyjaciela. Callidus kiwnęła głową. –A wiesz może kto uczy nas w tym roku elków?
-Janse. Jakiś Slughort chyba… -odparła Śizgonka.
-Slughorn. –poprawiła ją Pansy, która właśnie podeszła do stolika i usiadła obok blondyna.
-O, to ten co nas uczył w szóstej klasie! Ciekawe, czy i tym razem powoła ten swój Klub Ślimaka… -powiedział Blaise z entuzjazmem.
-Oby nie… A nawet jeśli, to nie zapominaj o Lidze Quidditcha. W dodatku, chyba komuś obiecałeś lekcje latania. –oznajmił Malfoy, wstając od stolika i kierując się do lochów. Parkinson, która dopiero co usiadła i nałożyła sobie coś na talerz, wstała i popędziła za nim, mrucząc coś, co brzmiało jak „Nie jestem głodna”.
-Ach, no oczywiście. To kiedy masz czas? –zapytał ciemnoskóry, gdy dwójka Ślizgonów opuściła stolik.
-W sumie to zawsze, kiedy nie mamy lekcji. –odparła Aranei z uśmiechem.
-No to widzimy się jutro po lekcjach na boisku. Pasuje?
-Oczywiście. –powiedziała dziewczyna i razem ze Ślizgonem ruszyła na eliksiry.
-Ups… -pisnęła Pansy Parkinson. Aranei obrzuciła ją gniewnym spojrzeniem i nie pozostając jej dłużna, przyłożyła jej w twarz z liścia. Zszokowana Ślizgonka złapała się za czerwony policzek i wyszła z pociągu.
-Ups… -mruknęła Aranei. Chłopcy, idący przed nimi nie zauważyli tej akcji. Tylko kilku pierwszoroczniaków, idących za nimi, zaśmiało się i pokazywało na obie dziewczyny palcami.
Cała czwórka ruszyła do powozu. Brunetka zauważyła, że nic go nie ciągnie. „Pewnie jest zaczarowany”, pomyślała i wsiadła. Trochę to trwało, zanim dojechali do Hogwartu. Gdy wchodzili po schodach, strach brązowookiej się nasilił. Gdy weszli do Sali Wejściowej, złapała ją szybko jakaś starsza kobieta.
-Witaj, Aranei. Jestem Minerwa McGonagall. Jestem dyrektorką Hogwartu. –przedstawiła się szybko. –Chodź za mną. Weźmiesz udział w Ceremonii Przydziału, razem z pierwszoroczniakami, którzy zaraz przypłyną łódką razem z Hagridem – naszym gajowym. –wyjaśniła i ruszyła do Wielkiej Sali, a dziewczyna pokiwała głową i podążyła za nią. Gdy dyrektorka otworzyła drzwi Wielkiej Sali, Aranei rzucił się w oczy zaczarowany dach. Rodzice jej o nim opowiadali, jednak i tak była zachwycona, ponieważ robił wrażenie. Za chwilę do sali weszła reszta uczniów, a za nimi pierwszoroczniacy, z jakimś półolbrzymem na czele, niejakim Hagridem. Minerwa kazała ustawić im się i wyjaśniła, na czym polega Ceremonia Przydziału. Dziewczyna poczuła się niezręcznie, gdyż nieco odstawała od reszty. Po chwili jakiś uczeń z jej roku, przyniósł starą tiarę, którą położył na stołku, a ta zaczęła śpiewać o czterech założycielach Hogwartu i o tym, czym każdy z domów się charakteryzuje. Gdy skończyła, profesor McGonagall rozłożyła wielki rulon pergaminu i zaczęła wyczytywać nazwiska. Na szczęście lub nieszczęście, jako uczennica siódmego roku, poszła na pierwszy ogień.
-Callidus Aranei. –wyczytała, a Aranei wstała i usiadła na stołku. Kobieta nałożyła jej wyświechtaną tiarę na głowę. Hm… Dobrze wiem, gdzie cię przydzielić… O tak, dużo ambicji, sprytu i zainteresowanie czarną magią… -rozległ się głos w jej głowie. –Poza tym jesteś wężousta i … o wielkie nieba… Jesteś dziedziczką Sal… -urwała, po czym wykrzyczała: SLYTHERIN!
Brunetka odetchnęła z ulgą, wstała ze stołka i ruszyła do stołu Ślizgonów, z którego rozległy się wiwaty i oklaski. Spojrzała na ciemnoskórego chłopaka, który darł się najgłośniej i poklepywał miejsce obok siebie. Uśmiechnęła się do niego i zajęła miejsce.
-No, to Ceremonię Przedziału masz już za sobą. –odparł beztrosko Blaise. –Jak było?
-Szczerze? Bardzo dziwna tradycja. Ta tiara… Przeraża mnie. Gadała w mojej głowie. Czułam się, jakby mogła przejrzeć moje wszystkie myśli. –wzdrygnęła się.
-Doskonale cię rozumiem. –rozległ się głos pewnego blondyna, siedzącego obok Zabiniego.
Gdy Ceremonia dobiegła końca, rozległ się po całej Sali głos dyrektorki.
-Jak wiecie, zostałam mianowana nowym dyrektorem Hogwartu. Chciałabym powitać pierwszoroczniaków, którzy pokonali progi naszej szkoły pierwszy raz, jak również uczniów starszych klas, którzy zdecydowali się wrócić, po jakże trudnej sytuacji dla Świata Magicznego. Mam nadzieję, że wakacje minęły wam przyjemnie i że ten rok szkolny przyniesie wam wiele radości i przyswoi sporo wiedzy. Jak zawsze robił to profesor Dumbledore, chciałabym poinformować pierwszoroczniaków i przypomnieć uczniom pozostałych klas, że wejście do Zakazanego Lasu jest zakazane… -brązowooka słuchała przemowy dyrektorki z uwagą, podczas gdy większość Ślizgonów, najzwyczajniej się nudziła, jednak nikt się nie odzywał. –…Tak więc życzę wam smacznego! –zakończyła Minerwa, a na stołach pojawiły się różnego rodzaju rozmaite potrawy. Aranei nałożyła sobie skrzydełko i zaczęła je jeść, bardzo kulturalnie, jakby była w jakiejś wyjątkowo ekskluzywnej restauracji i co jakiś czas delikatnie wycierała serwetką kąciki ust, na co siedząca obok Dracona, Pansy Parkinson, parsknęła śmiechem, jednak nikt nie zwrócił na nią uwagi.
Gdy zakończyła się uroczysta kolacja, rozpoczynająca rok szkolny, uczniowie opuścili Wielką Salę i Ślizgoni ruszyli do lochów. Gdy weszli do pokoju wspólnego Slytherinu, brunetka rozejrzała się po całym pomieszczeniu. Draco uśmiechnął się, ponieważ Aranei wyglądała teraz, jak szczeniak, który znalazł nowy dom i zapoznaje się z terenem. Oczywiście nie obwąchiwała wszystkiego, jednak rejestrowała każdy mebel z osobna wzrokiem. Blondyn szturchnął ją lekko, a ona podskoczyła.
-Ładnie tu… -mruknęła.
-A coś ty myślała? Że pokój wspólny Slytherinu to jakaś nora? To, że znajduje się w lochach nie znaczy… -zaczął Blaise, ale przerwała mu Pansy.
-To, że sama mieszkasz w norze nie znaczy, że wszędzie musi być tak szkaradnie. –rzuciła. Na jej słowa Zabini i Malfoy wybuchli śmiechem.
-To… akurat nie była… trafna uwaga… -wydusił z siebie ciemnoskóry. Parkinson zrobiła tylko naburmuszoną minę i usiadła na kanapie razem z grupą Ślizgonek.
-Chcesz zobaczyć sypialnię chłopców, czy od razu idziesz do swojej? –zapytał Blaise.
-Chyba nie mogę iść do sypialni chłopców… -zdziwiła się Aranei. –Ale nie idę na razie do swojej.
-To może usiądziemy? –zaproponował blondyn i cała trójka znalazła jakąś kanapę w kącie pokoju. Ślizgonka usiadła pomiędzy Zabinim, a Draconem.
-Co jest nie tak z tą Pansy? –zapytała prosto z mostu, gdy usiedli. –Wydaje mi się, że… Jakoś mnie nie lubi…
-Po prostu ci zazdrości. –zaśmiał się Blaise.
-Niby czego?
-Jesteś ładna, bogata, pewien blondyn, który jej się podoba, pożera cię wzrokiem… -wymieniał Diabeł. Przy tym ostatnim Draco walnął go z całej siły w ramię, a ciemnoskóry wybuchł śmiechem.
-Nie słuchaj go. On… Czasem zapomina, do czego służy mózg… -wypalił blondyn, jednak Ślizgonka dostrzegła w półmroku, jaki panował w pokoju wspólnym, że się zarumienił. Nie udało jej się powstrzymać szerokiego uśmiechu, który wpełzł na jej usta. W tym momencie, między nią a Malfoy’a, wcisnęła się Parkinson.
-Co ci się stało Draco? –przyłożyła mu rękę do czoła, gdyż rumieniec jeszcze nie zszedł chłopakowi z twarzy. –Masz gorączkę? –zapytała z troską, na co Blaise zaczął się dusić ze śmiechu. Draco natomiast raptownie wstał i ruszył do dormitorium.
-Co mu jest? –zdziwiła się czarnowłosa.
-Chyba zrobił się śpiący. –odparła brunetka z rozbawieniem.
-No, ja chyba też się już położę. Aranei, masz ze mną dormitorium, jak coś. –„No pięknie”, pomyślała Ślizgonka. Parkinson wstała z kanapy i zwróciła się znowu do brunetki. –Nie idziesz?
-Idę. –mruknęła Aranei i razem z Mopsicą poszła do dormitorium. Jej rzeczy były przy jednym z łóżek. Nagle coś sobie przypomniała, gdy spojrzała na klatkę ze szczurem.
-Pansy, a można jeszcze o tej porze wychodzić? –zapytała współlokatorkę.
-Jasne. –odparła Ślizgonka, chodź prawda była inna. Brunetka wyjęła szczura z klatki i schowała go do kaptura swojej szaty.
-Ach, i jeszcze jedno… Gdzie jest łazienka Jęczącej Marty? –zapytała, a czarnowłosa wytłumaczyła jej dokładnie położenie łazienki, nie pytając o nic. Gdy skończyła, Callidus podziękowała jej krótko, po czym wyszła z dormitorium i zanim ktokolwiek zdążył ją zatrzymać, wyszła z pokoju wspólnego. Ruszyła korytarzami, starając się nie zapomnieć wskazówek, których udzieliła jej współlokatorka. Po chwili błądziła po korytarzach Hogwartu. „No to cudownie!”, pomyślała „Ta idiotka mnie oszukała! Jak mogłam jej zaufać?!”. W pewnym momencie wpadła na kogoś i przewróciła się, a na nią upadła jakaś niewidzialna siła i przytłoczyła ją do posadzki. Timore wyskoczył z kaptura dziewczyny. Brązowooka próbując się podnieść, złapała się jakiegoś materiału i po chwili okazało się, że właśnie zdjęła pelerynę-niewidkę nikomu innemu, jak Harry’emu Potterowi, który po chwili niezdarnie podniósł się i pomógł wstać Ślizgonce.
-Co ty tu robisz o tej porze? –zdziwił się Harry.
-Właśnie szłam do Łazienki Ję… znaczy… A co cię to interesuje, Potter? –warknęła. Chłopak nieco zdziwił się jej zachowaniem. Wcześniej była dla niego miła, a teraz wyraźnie się to zmieniło. Pomyślał, że może mieć to związek z jej towarzystwem.
-Bo wiesz… O tej porze nie można wychodzić z dormitoriów. Filch cię złapie, a wtedy będziesz miała szlaban. –ostrzegł.
-Ugh… Ta suka mi mówiła, że można wychodzić! –fuknęła brunetka.
-Kto? –zdziwił się Wybraniec.
-Eh… Nie ważne. A ty co tu robisz? –spytała zaciekawiona. Ona miała prawo nie wiedzieć, że nie może wychodzić o tej porze. Była nowa. Ale on? On dobrze wiedział, co robi.
-Ja… Właśnie szedłem do Łazienki Jęczącej Marty… -odparł, zanim zdążył ugryźć się w język.
-Po co? Przecież to toaleta dla dziewcząt. –zadrwiła.
-Miałem swoje powody. –bąknął Potter. Tak naprawdę chciał sprawdzić, czy dalej ma możliwość otworzenia Komnaty Tajemnic. Skoro Ron i Hermiona ją otworzyli, to on chyba tym bardziej.
-Wiesz może, którędy do lochów? –zapytała niepewnie Aranei.
-Zgubiłaś się?
-Och, to przez tą Parkinson! Jeszcze się z nią policzę! To wiesz, czy nie?! –warknęła.
-Ciszej, chyba słyszę kroki… -uciszył ją i podniósł z ziemi pelerynę. –Schowaj się.
Potter narzucił na nich pelerynę-niewidkę.
-Timore… -szepnęła, a szczur podbiegł do niej i również schował się pod peleryną. Po chwili kroki ucichły, a Aranei wyszła spod peleryny.
-Zabierasz szczura na nocną przechadzkę? –zdziwił się Harry, gdy zobaczył białe stworzonko.
-Ee… Tak… To dziwne?
-Trochę.
-To wiesz, którędy do lochów, czy nie? –zniecierpliwiła się Callidus.
-Jasne. Schowaj się pod pelerynę. Zaprowadzę cię. –zaproponował Wybraniec, a dziewczyna posłuchała. Wzięła szczura na ręce i schowała się pod pelerynę.
Aranei najpierw miała zapytać Harry’ego o drogę do Łazienki Jęczącej Marty, ale wolała nie ryzykować, skoro on też tam zmierzał. Zresztą była cisza nocna. Nie znałaby drogi powrotnej do lochów, a nie prześpi nocy w Komnacie Tajemnic.
Droga do lochów nie trwała długo, ale Ślizgonce bardzo się dłużyła. Gdy wreszcie dotarli do lochów, dziewczyna rozglądnęła się, czy nikt nie idzie i wyślizgnęła się spod peleryny.
-No to… Cześć. I… dzięki. –mruknęła brązowooka.
-Drobiazg. Dobranoc. –uśmiechnął się Harry i opatulił się szczelnie peleryną. Callidus wypowiedziała hasło i już po chwili znalazła się w pokoju wspólnym Slytherinu, gdzie już nie było nikogo. Dziewczyna weszła do dormitorium, gdzie pewna pusta dziewczyna spała sobie w najlepsze. Aranei wzięła koszulę nocną i nałożyła ją na siebie, po czym po cichutku wślizgnęła się do łóżka.
„Jakby tu się zemścić… Hm… Może obudzić ją nieprzyjemnie? A może umalować ją w nocy? Nie… słabe… Może przywiązać ją niewidzialnymi linami do łóżka tak, że gdy rano się obudzi nie będzie mogła się poruszyć? O... To by było dobre.” – myślała. Uśmiechnęła się sama do siebie i zasnęła, myśląc o zemście.
Obudziła się sama z siebie. Spojrzała na zegarek. 8:00. Nigdy wcześniej nie budziła się tak wcześnie. Może ta idiotka przestawiła jej zegarek. Spojrzała na łóżko Parkinson. Mopsica spała sobie spokojnie. Aranei uśmiechnęła się i poszła do łazienki, gdzie znalazła kubek do mycia zębów. Wróciła po różdżkę i przetransmutowała kubek w wiadro. Nalała do wiadra zimnej wody i chlusnęła nią na smacznie śpiącą Pansy. Ta zerwała się jak oparzona i usiadła na łóżku, cała morka. Jej mina była bezcenna. Spojrzała na Aranei i warknęła ze wściekłości.
-Ojej, obudziłam cię? –zapytała Ślizgonka, udając zdziwienie i odłożyła wiadro z powrotem do toalety.
-Ty suko! –ryknęła Pansy i właśnie chciała się rzucić na Aranei z pazurami, gdy ta wyjęła różdżkę.
-Tylko spróbuj mnie tknąć. –uśmiechnęła się szyderczo, na co Mopsica ryknęła ze wściekłości.
-ZAPŁACISZ MI ZA TO! –wydarła się tak, że chyba cały Hogwart ją usłyszał. Sięgnęła do szafki nocnej po różdżkę i wycelowała nią w brunetkę.
-No śmiało. Popisz się znajomością zaklęć w praktyce. –zakpiła brązowooka. Nagle do pokoju wpadli Blaise i Draco.
-Co się stało? Słyszeliśmy krzyki... –zaczął Blaise, ale widząc rozgrywającą się przed nim scenę urwał. –Ohoho… Co tu się wyprawia? –zaśmiał się.
-ONA WYLAŁA NA MNIE WIADRO LODOWATEJ WODY! –ryknęła jeszcze mokra czarnowłosa. Ciemnoskóry zaśmiał się.
-Ponieważ… Zapytałam wczoraj Pansy, czy można jeszcze wychodzić na korytarz, a ona odparła, że tak. –zaczęła tłumaczyć brunetka. –A potem zapytałam ją o drogę do Łazienki Jęczącej Marty. Obie odpowiedzi były fałszywe. –warknęła, wciąż celując różdżką w Parkinson.
-Draco, weź jej coś powiedz… -jęknęła rozpaczliwie Pansy.
-Gratulacje. –powiedział Draco do Aranei, śmiejąc się.–Też bym tak zrobił.
-Ughh!! Nie o to mi chodziło!! –ryknęła czarnowłosa.
-Dobra, uspokójcie się! Opuście różdżki i przebierajcie się. Zaraz idziemy na śniadanie. Chyba, że wolicie głodować… –uspokoił sytuację Blaise. Dziewczyny tylko rzuciły sobie nawzajem mordercze spojrzenia i sięgnęły do swoich kufrów. Aranei wyciągnęła swoją szatę, spódnicę, koszulę i krawat i ruszyła do łazienki. Przebrała się szybko i umyła zęby. Wychodząc z łazienki zauważyła, że Blaise i Draco nadal stoją w drzwiach.
-Idziemy? –zapytał Zabini, a brązowowłosa pokiwała głową i ruszyła wraz ze Ślizgonami na śniadanie, zostawiając czarnowłosą z miną, jakby właśnie ktoś ją kopnął w twarz.
Na śniadaniu dostali swoje dzisiejsze plany zajęć.
-Och… Pierwsze są eliksiry z Gryfonami… -jęknął blondyn, patrząc na swoją kartkę.
-No, niestety. Ej, słuchałeś McGonagall wczoraj na kolacji? –zapytał ciemnoskóry.
-Nie, a co? –odpowiedział Draco pytaniem na pytanie, marszcząc brwi.
-Aranei, a ty? –Zabini skierował się do brązowookiej, ignorując pytanie przyjaciela. Callidus kiwnęła głową. –A wiesz może kto uczy nas w tym roku elków?
-Janse. Jakiś Slughort chyba… -odparła Śizgonka.
-Slughorn. –poprawiła ją Pansy, która właśnie podeszła do stolika i usiadła obok blondyna.
-O, to ten co nas uczył w szóstej klasie! Ciekawe, czy i tym razem powoła ten swój Klub Ślimaka… -powiedział Blaise z entuzjazmem.
-Oby nie… A nawet jeśli, to nie zapominaj o Lidze Quidditcha. W dodatku, chyba komuś obiecałeś lekcje latania. –oznajmił Malfoy, wstając od stolika i kierując się do lochów. Parkinson, która dopiero co usiadła i nałożyła sobie coś na talerz, wstała i popędziła za nim, mrucząc coś, co brzmiało jak „Nie jestem głodna”.
-Ach, no oczywiście. To kiedy masz czas? –zapytał ciemnoskóry, gdy dwójka Ślizgonów opuściła stolik.
-W sumie to zawsze, kiedy nie mamy lekcji. –odparła Aranei z uśmiechem.
-No to widzimy się jutro po lekcjach na boisku. Pasuje?
-Oczywiście. –powiedziała dziewczyna i razem ze Ślizgonem ruszyła na eliksiry.
Świetny rozdział!
OdpowiedzUsuńAle Draco :o jak mogłeś się zarumienić??? Aranei, lepiej uważaj bo znów znajdziesz się wśród średnio lubianych XD
Znów wyłapałam parę powtórzeń "czarnowłosa" ale poza tym nic :3
Pansy... eh osobiście ją lubię, więc mam nadzieje, że się opamięta...
A Draco... ciekawe jak potoczy się sytuacja między nim a Aranei.
Czekam na więcej - Lumos
Bardzo ciekawe, świetnie piszesz :)
OdpowiedzUsuńMam tylko jedną uwagę - chłopcy w Hogwarcie nie mogą wchodzić do dormitorium dziewcząt... Chyba, że coś się zmieniło xD
OdpowiedzUsuńPoza tym bardzo podoba mi się opowiadanie, zabieram się za kolejny rozdział :)
Właśnie się nad tym zastanawiałam, ale uznałam, że mogli wziąć przebywanie tych dwóch dziewczyn w jednym pokoju za niemalże śmiertelne zagrożenie. :D
UsuńDziękuję za przeczytanie. ;)
Hej!
OdpowiedzUsuńJestem troszkę do tyłu z twoim opowiadaniem, ale nie miałam czasu :(
Rozdział jak zawsze zajebiaszczy, ale Twoja Pansy mnie irytuje tak bardzo, że mam ochotę wejść w monitor i ją strzelić, lecz Aranei mnie wyprzedziła. :D zakochałam się w tym blogu i mam nadzieję, że nie będzie potrzeby zawieszenia go, bo chyba bym zwariowała :D
To by było na tyle. Jak dodam rozdział, to powiadomię :)
Pozdrawiam serdecznie
Felix Felicis :*
Draco <3
OdpowiedzUsuń