sobota, 4 października 2014

XI

Cześć wszystkim (o ile ktoś tu jeszcze zagląda)! Smutno mi było, że pod poprzednim postem zastałam tylko jeden komentarz, Ilość czytelników maleje. Czy popełniłam jakiś błąd? Proszę, mówcie mi jeśli popełniam błędy, to postaram się je naprawić. Oczywiście nie będę zmieniać bloga o 180 stopni na życzenie jakiegoś wybrednego czytelnika, ale postaram się zrobić co w mojej mocy, żeby wam dogodzić. W końcu przecież piszę dla Was <3

Nagłówek zrobiłam sama, bo niestety nie doczekałam się szablonu... No trudno. Za to jestem z siebie dumna za ten nagłówek. Dla Waszej informacji: nie, ten obrazek nie był w całości, że tylko dokleiłam napis z tytułem bloga. Las był osobno, wonsz był osobno, herb i ręka ze znakiem także były osobno. :)

 Dobra. Stawiam warunek: Nowy rozdział wstawię dopiero, gdy pod tym rozdziałem będzie min. jeden komentarz. Nie ma czytelników = Nie ma bloga. Wiecie, jak to jest... Nie ma weny, a jak jeszcze człowiek nie ma dla kogo pisać, to jest jeszcze gorzej. Mam nadzieję, że rozumiecie. :)
 No to się rozpisałam xD Nie przedłużając, miłego czytania!






  Aranei wstała raptownie z łóżka i zaczęła krążyć w tę i z powrotem po dormitorium, co chwile łapiąc się za głowę i szepcząc sama do siebie „Niemożliwe…”. Pansy patrzyła na nią z niepokojem.
-Wszystko w porządku? –zapytała niepewnie. –Co jest w tym liście?! –sięgnęła po kartkę, leżącą na podłodze.
-Zostaw! –fuknęła Aranei, gdy jej współlokatorka wzięła list do ręki.
-Ale dlaczego?! –zdziwiła się Pansy, po czym rzuciła okiem na kartkę.
-NIE CZYTAJ TEGO! –warknęła brunetka, po czym rzuciła się na czarnowłosą, próbując wyrwać jej list z rąk. Ta jednak nie dawała za wygraną.
-Powiedz mi chociaż, co jest w tym liście.  –wysapała Pansy.
-Nie twój zasrany interes! –warknęła Callidus. Po jej słowach list wyślizgnął się z ręki Parkinson i upadł na podłogę, ale zanim Pansy zdążyła po niego sięgnąć, brunetka wyciągnęła różdżkę i wycelowała w kartkę. –Incendio!
Gdy papier zapłonął, czarnowłosa odskoczyła od kartki.
-Zwariowałaś?! –fuknęła oburzona.
-Może, ale przynajmniej nie czytam cudzych listów, zwłaszcza kiedy adresat sobie tego nie życzy. –warknęła z jadem w głosie, który zadziwił Pansy, po czym wyszła z dormitorium, trzaskając drzwiami. Co jej odbiło?, pomyślała czarnowłosa, zszokowana zachowaniem współlokatorki.
-*-
- Co jest?! –krzyknął Blaise w kierunku Aranei, gdy ta szła szybkim krokiem przez pokój wspólny, w kierunku wyjścia z lochów. –Aranei! Zaraz cisza nocna!
Ślizgonka jednak nie zareagowała, więc ciemnoskóry wstał, a razem z nim Draco i pobiegli za dziewczyną do wyjścia. W korytarzu udało się im ją zatrzymać.
-Hej, co się dzieje? –zapytał z troską blondyn, łapiąc brązowooką za ramię. Zatrzymała się, jednak nie odwróciła się w jego stronę.
Aranei sama nie wiedziała, co ma o tym wszystkim myśleć. Czy się cieszyć? Czy płakać? Czy to powód do dumy? Czy wstydu? Zależy jak kto woli, a ona jeszcze nie wiedziała, co woli. Dlatego wolała teraz znaleźć miejsce, gdzie żaden człowiek nie będzie zadawał niepotrzebnych i niewygodnych pytań. Tym miejscem była Komnata Tajemnic. Tam się teraz chciała udać. Usiąść na mokrej, zimnej posadzce i wygadać się najlepszemu przyjacielowi, jakim był jej wąż, Timore.
-Nic… -odpowiedziała cicho, nadal się nie odwracając.
-Aranei…
-Powiedziałam! Nic się nie dzieje! –krzyknęła na cały korytarz, tym razem się odwracając. Szarooki, zdziwiony jej nagłym wybuchem, zabrał dłoń z jej ramienia i odskoczył na bezpieczną odległość. Co jak co, ale miał doświadczenie i dobrze wiedział, że od wkurzonych dziewczyn najlepiej trzymać się z daleka. Nastała chwila krępującej ciszy, podczas której chłopcy wpatrywali się w brązowooką z niemałym szokiem, a Callidus piorunowała ich wzrokiem. Była zdenerwowana, że odkąd przekroczyła mury Hogwartu, wszystkich interesują jej prywatne sprawy.
Na krzyk brunetki oczywiście momentalnie zareagował woźny i już po chwili człapał ku nim krzycząc „Uczniowie nie są w łóżkach!”.
-Spadaj stąd zapyziały cwelu! –warknęła brązowooka na charłaka. Ten zatrzymał się w półkroku i z rozdziawionymi ustami wpatrywał się w uczennicę. Pozostała dwójka parsknęła śmiechem.
-Nie słyszałeś? No już, zmykaj! –powiedział Zabini, starając się ukryć rozbawienie. Woźny patrzył jeszcze przez chwilę na Ślizgonów, po czym machnąwszy z lekceważeniem ręką, odszedł, mrucząc pod nosem „Powiem o wszystkim opiekunowi Ślizgonów. Wtedy nie będzie wam do śmiechu” .
-To jak? Powiesz nam o co chodzi? –zapytał Blaise, patrząc z wyczekiwaniem na Aranei.
Dziewczyna chwilę się zastanowiła, po czym odparła stanowczo „Nie”. Zabini patrzył na nią przez chwilę, po czym pokiwał głową i odszedł.
-Aranei… -zaczął Draco, ale brunetka mu natychmiast przerwała.
-Nie. Zrozum to: Chcę pobyć sama i ty powinieneś to uszanować. –oznajmiła stanowczo.
-Ja to szanuję, ale zrozum, że kiedy będziesz potrzebowała się komuś wygadać…
-Mam się komu wygadać. –odparła pewnie brązowooka. Blondyn przez chwilę patrzył na nią z zaciekawieniem, po czym bez słowa odszedł. Dziewczyna odetchnęła z ulgą i skierowała się do Łazienki Jęczącej Marty.

-*-
 
-Spróbuj coś sobie przypomnieć, Harry. –zachęciła Pottera po raz setny brunetka. Specjalnie dla Ginny, Hermiona nagięła tej nocy zasady i razem z przyjaciółką, skryta pod peleryną niewidką przekradła się do Skrzydła Szpitalnego, by odwiedzić Harry’ego.
-Ale ja naprawdę nic nie pamiętam, Hermiono. I mówiłem to już setki razy: wam, McGonagall, pani Pomfrey…
-Spokojnie, Harry. My cię nie naciskamy. –uspokoiła go Ginny, splatając jego palce ze swoimi. –Hermiona po prostu miała na myśli to, że kiedy coś sobie przypomnisz, to powiadom nas o tym.
-Wiem, Ginny. Obiecuję, że kiedy coś sobie przypomnę, wy pierwsze się o tym dowiecie. –odparł okularnik z uśmiechem, a Gryfonka odwzajemniła gest.
-Dobra. My się już zbieramy. –oznajmiła Hermiona. –Dobranoc Harry.
-Dobranoc. –powiedziała Ginny, po czym ucałowała chłopaka w czoło w opiekuńczym geście i razem z Granger schowała się pod peleryną.
-Dobranoc. –odparł Harry z uśmiechem. Nie widział już Gryfonek, ale słyszał kroki oddalające się od jego łóżka. Gdy kroki ucichły, okularnik westchnął głośno i przewrócił się na bok. Źle się czuł z tym, że nie mówił o wszystkim przyjaciołom i że ich okłamywał. Tak naprawdę pamiętał, że zamiast iść na kolację, nie kierował się do Hagrida, lecz w całkiem inne miejsce. Szedł wtedy do Łazienki Jęczącej Marty, aby sprawdzić, czy potrafi jeszcze otworzyć wejście do Komnaty Tajemnic. Nie miał pojęcia, jakim cudem znalazł się pod Zakazanym Lasem i nie wierzył też do końca w historyjkę Aranei. Nie zamierzał jednak mówić o tym nikomu. Tą zagadkę zamierzał wybadać sam.
-*-
Aranei szła przez Komnatę, tupiąc głośno butami o posadzkę, gdy nagle coś za nią syknęło.
-Szukasz może kogoś? –zapytał wąż z rozbawieniem, po czym widząc minę przyjaciółki, spoważniał. –Coś się stało?
-Zapytałam matki w liście kto jest moim ojcem. -powiedziała dziewczyna, patrząc prosto w ślepia węża.
-I?
-I jest nim sam… -brunetka przełknęła głośno ślinę. - …Lord Voldemort.
Wąż przez chwilę milczał, wpatrując się w buty Callidus.
-Wiesz… Byłem dzisiaj na spacerze w Zakazanym Lesie… -odezwał się po chwili, jakby nie zwracając uwagi na to, że przed chwilą jego przyjaciółka wyznała mu, że jest córką potężnego czarnoksiężnika, który zabił miliony ludzi i chciał zawładnąć Światem Magii. –I dowiedziałem się czegoś niebywale ciekawego o tych twoich horkruksach. Przede wszystkim, aby stworzyć horkruksa należy zabić.
-Żaden problem. –odparła szybko brązowooka.
-Znakomicie. Dowiedziałem się również, że Lord… eh… twój ojciec miał ich aż siedem. W tym pięć z nich to były drogocenne przedmioty, jeden to jego wąż, a ostatni to czarodziej… Harry Potter. –ostatnie słowo wyszeptał. Aranei patrzyła na przyjaciela w milczeniu.
-Tak sobie myślę… -odezwała się po chwili. - Słyszałam, że mój ojciec przez całe życie dążył do zabicia Harry’ego Pottera. Więc… chyba właśnie wybrałam czarodzieja, którego zabiję do uzyskania pierwszego horkruksa. –powiedziała, po czym uśmiechnęła się szeroko. –Ma się rozumieć, że będziesz moim horkruksem?
-Nawet, gdybym się nie zgodził, to i tak prędzej, czy później byś mnie do tego przekonała. –odparł gad.
-Podoba mi się twoje podejście.
-*-
    Harry przebywał w Skrzydle Szpitalnym jeszcze tydzień. Gdy wyszedł od razu wziął się za nadrabianie materiału. Pomimo, że Hermiona codziennie przynosiła mu na bieżąco notatki, nie potrafił nadążyć za materiałem. Dopiero po pierwszym tygodniu od wyjścia ze Skrzydła zaczął brać się za rozwiązywanie zagadki. Przyglądał się Aranei, kiedy tylko mógł i szpiegował ją czasem, ale nie robiła nic szczególnego. 19 września razem z Ronem szedł do biblioteki po książki niezbędne do odrobienia zadania z transmutacji. Niestety nie mogli liczyć na pomoc Hermiony. Od rana była na nich obrażona, a gdy zapytali ją o co chodzi, tylko prychnęła.
-Naprawdę nie wiecie? –zapytała poirytowana. Gdy pokręcili głowami, tylko westchnęła, po czym razem z Ginny odeszła bez słowa. Chłopcy tylko wzruszyli ramionami.
-Może ma okres. –powiedział Ron ze zrezygnowaniem. –Wiesz, jak to jest z dziewczynami.
-Hermiona nie jest jak inne dziewczyny i ty dobrze o tym wiesz. –odparł Harry, ale właśnie doszli do biblioteki, więc nie drążyli już dłużej tego tematu.

-Jak oni mogli zapomnieć o moich urodzinach? –bąknęła Hermiona, gdy razem z Ginny przechadzały się po błoniach. Ruda, gdy tylko brunetka otworzyła z rana oczy, już czekała z tortem i życzeniami, a Harry i Ron? Nic. Zupełnie nic.
-Masz urodziny, Granger? –Gryfonki usłyszały za sobą znienawidzony głos pewnej Ślizgonki. Obróciły się i spojrzały na nią z niesmakiem. Stała na czele grupki Ślizgonek, wśród których dziewczyny rozpoznały siostry Greengrass i Pansy Parkinson. Wszystkie dziewczyny stały z założonymi rękami na wysokości klatki piersiowej. –Wszystkiego najlepszego. –powiedziała dziewczyna, jednak dało się słyszeć kpinę w jej głosie i Gryfonki były pewne, że życzenia nie są szczere. –Najlepszych ocen, chociaż to już masz… Ładniejszej buźki… Och, to ci się przyda.. –na te słowa pozostałe Ślizgonki zachichotały, a Ginny przewróciła oczami. Hermiona tylko zacisnęła pięści i lekko poczerwieniała ze złości. Nie daj się sprowokować. Nie w urodziny… Ona ci nie zepsuje tego dnia…,wmawiała sobie. –No i chłopaka… Chociaż to niemalże niemożliwe, skoro nawet taki nieudacznik Weasley cię zostawił… -na te słowa Hermiona nie wytrzymała. Miarka się przebrała. Rzuciła się na Ślizgonkę i zaczęła ją szarpać i drapać, nim Ginny zdążyła ją powstrzymać. Pozostałe Ślizgonki cofnęły się o krok. Aranei postanowiła, że nie pozwoli sobie na coś takiego i wymierzyła dziewczynie cios z pięści prosto w nos. Brunetka złapała się za krwawiący nos i spojrzała ze złością na Callidus. Ta uśmiechnęła się kpiąco, na co Gryfonka popchnęła ją tak, że nie spodziewająca się tego brunetka runęła na ziemię. Gryfonka przygwoździła ją do ziemi i zaczęła zadawać ciosy w jej dłonie, którymi dziewczyna zakrywała twarz. Nagle jakaś niewidzialna siła odepchnęła dziewczyny do siebie. Brunetki natychmiast spojrzały w górę i ujrzały… Dracona Malfoy’a z uniesioną różdżką. Gdy opuścił różdżkę, natychmiastowo przykląkł przy, teraz już siedzącej na ziemi Callidus. Hermiona przewróciła oczami, po czym również podniosła się do pozycji siedzącej i otarła wierzchem rękawa, wciąż krwawiący nos. Kręciło jej się w głowie i miała mroczki przed oczami. Ginny podbiegła do niej i przykucnęła przy niej.
-W porządku? –zapytała z troską.
-Boli… -powiedziała tylko Granger, po czym opadła lekko na trawę.
-Ty szmato! –wypluła ruda w stronę Callidus, którą teraz Draco głaskał po włosach. Rzuciłaby się w stronę Ślizgonki, gdyby nie czyjeś mocne ręce, które ją przytrzymały.
-Spokojnie Wiewiórko. Jeśli tylko ją dotkniesz, będziesz miała ze mną do czynienia. –szepnął jej do ucha Blaise Zabini, pochylając się nad nią. Weasley’ówną natychmiast od niego odskoczyła i wstała.
-Co wy w niej widzicie?! –fuknęła. –Ona jest tylko pustą, arogancką, egoistyczną, napuszoną Ślizgonką z ładną buzią! –warknęła, zapominając o tym, że jej przyjaciółka zemdlała.
-Dla twojej informacji, jest na pewno mądrzejsza od ciebie. W dodatku nie jest egoistką. Nie wiesz o niej wszystkiego. –powiedział spokojnie ciemnoskóry, chowając ręce do kieszeni. –A ładną buzie to ona ma, fakt. –dodał z uśmiechem, puszczając oczko Aranei.
-I tak nie poruchasz. –odezwał się za nim głos Rona Weasley’a, który właśnie się do nich zbliżał razem z Harrym. Gdy tylko okularnik zobaczył leżącą Hermionę, od razu do niej podbiegł.
-Trzeba ją zanieść do pani Pomfrey! –powiedział Harry, biorąc delikatnie brunetkę na ręce.
-Mnie też! –zawołała Aranei, podnosząc rękę. Draco wziął ją na ręce, a brązowooka uśmiechnęła się szeroko.
-Wiesz… Że twoje zachowanie było nieodpowiednie, młoda damo. –powiedział Malfoy, niosąc ją w kierunku Skrzydła Szpitalnego. 
-Nie wiem co we mnie wstąpiło. –powiedziała ku jego zaskoczeniu brunetka, spuszczając wzrok. Blondyn zamrugał.
-Co dokładnie się tam wydarzyło? –zapytał spokojnie. Aranei westchnęła i oparła głowę o jego pierś.
-Później ci powiem. –odparła, zamykając oczy. Draco uśmiechnął się lekko.
-Zdradzasz mnie? –zapytał naburmuszony Blaise, który szedł koło nich.
-Nie, no coś ty! –odparła Aranei takim tonem, jakby grała w jakiejś telenoweli. –To nie tak jak myślisz!
-Nie mówiłem do ciebie, tylko do Smoka! –odparł Blaise z uśmiechem, a Callidus i Malfoy zachichotali.
-Wstrętne szumowiny. Potrafią się śmiać nawet w tak poważnej sytuacji. –bąknęła Ginny, która szła obok Harry’ego niosącego Hermionę. Ślizgonki, towarzyszące Aranei podczas kłótni z Gryfonką uciekły, gdy tylko zobaczyły Rona i Harry’ego. Ginny i tak miała zamiar je podać McGonagall, jako świadków owego zdarzenia, gdy tylko zgłoszą całą sprawę dyrektorce. Miała nadzieję, że Aranei poniesie srogą karę za swoje zachowanie.