poniedziałek, 24 listopada 2014

XIV

  Rozdział dedykuję Ired. ;)
Wstawiam rozdzialik dlatego, że chyba źle mnie zrozumiałas. Chodziło mi o dwa komentarze od dwóch innych czytelników, nie mniej jednak, żeby cię nie zawieść, wstawiam rozdział (ja taka kochana xd). Dziękuję, że czytasz moje wypociny. :*
Pod tym rozdziałem mam jednak nadzieję na komentarz od dwóch czytelników. ;) Piszę przecież dla Was! :*

Co do rozdziału: Tak wiem... Hermiona podsłuchuje rozmowę Aranei z Timorem i ich rozumie, chociaż powinni syczeć. Nie, absolutnie nie chcę Hermiony uczynić wężoustą. Co to, to nie. Po prostu najpierw to napisała, a potem se myślę: Kurde. przecież ona nie powinna tego rozumieć. Ale to tylko mały szczególnik. Mam nadzieję, że Wam to nie przeszkadza. ;)

  Kolejne dni września minęły uczniom Hogwartu spokojnie, chodź dosyć ciężko. Po bitwie o Hogwart nauczyciele bardziej uwzięli się na uczniów i chcąc uczynić pierwszy rok po odbudowaniu szkoły idealnym, uczynili go nieznośnym. Przynajmniej tak większość szkoły oceniła pierwszy miesiąc nauki.
Pewnej październikowej soboty Aranei rano wymknęła się z pokoju, kiedy Pansy jeszcze spała. Brunetka chciała sama pospacerować po błoniach i pomyśleć, a nie chciała niepotrzebnych pytań i towarzystwa, a wiedziała, że Mopsica na pewno chciałaby pójść z nią. Tak więc Ślizgonka po cichu przebrała koszulę nocną na jasnoróżowy sweter i jeansy, po czym wzięła kurtkę i wyszła z pokoju, nie budząc przy tym Parkinson.
  Gdy dziewczyna przemierzała korytarze Hogwartu, zauważyła że chyba jedyna wstała o tej porze. Korytarze były puste, nigdzie żywego ducha. Wszyscy najwyraźniej w weekendy odsypiali za wszystkie nieprzespane godziny w ciągu tygodnia.
  Wychodząc na błonia, Ślizgonka poczuła chłodne, jesienne powietrze, więc schowała ręce do kieszeni kurtki. Przechodząc przez trawę, mokrą od porannej rosy, dziewczyna kopała napotkane liście, które spadły z drzew. W pewnym momencie Aranei stanęła, zamknęła oczy i wzięła głęboki oddech. Nikt nigdy jej nie rozumiał, ale naprawdę lubiła jesień. Była taka ciemna, mroczna, a zarazem kolorowa i wesoła. Otwierając oczy zauważyła, że przecież tak właśnie jest. Mroczność jesieni polega na chłodnym powietrzu i porannej mgle, a jej wesołość na kolorowych liściach, niesionych delikatnie na wietrze  i opadających na mokrą trawę. Obserwując naturę nawet nie zauważyła, że ktoś do niej podszedł.
-Widzę, że nasza Tarantula się zawiesiła… -zakpiła Weasley’ówna. Aranei obróciła się raptownie, gotowa zoabczyć rudą w gronie przyjaciółek, aby zemścić się na niej za Hermionę, jednak ku swojemu zdziwieniu, zauważyła że Gryfonka jest sama. A jednak odważyła się ją obrazić.  „Ach ci Gryfoni… Są odważni nawet wtedy, gdy jest to najbardziej niestosowne. „ –pomyślała brązowooka.
-Tarantula? –zapytała, unosząc jedną brew. Ruda wzruszyła ramionami.
-Czyżbyś nie wiedziała, że „Aranei” to po łacinie „pająki”? Chyba powinnaś wiedzieć…
-Wiem. –urwała Ślizgonka przypominając sobie, jak bardzo nienawidzi pająków. –Ktoś jeszcze tak na mnie mówi?
-Na razie tylko ja. –Ginny uśmiechnęła się szeroko, na co Callidus się skrzywiła. –Co tu robisz o tej porze?
-Nie twoja sprawa. Zresztą mogłabym zapytać cię o to samo. –odparła Ślizonka, unosząc brodę.
-Tylko pytam...
„Durna, ciekawska Gryfonka” –pomyślała Aranei.
-Coś jeszcze? –zapytała z zażenowaniem brunetka. Ginny spojrzała na nią ze zdziwieniem.
-Nie?
-Tak więc żegnam. –powiedziała Callidus, mijając Gryfonkę i wracając w stronę szkoły.
-Właściwie to… -zaczęła Weasley’ówną, a Aranei przystanęła, wiedząc już, co ruda zamierza zrobić i uśmiechając się pod nosem. –Chciałam cię przeprosić…
Ślizgonka odwróciła się. Ginny, widząc jej uśmiech, pożałowała swoich słów, ale skoro już zaczęła to nie chciała stchórzyć, więc ciągnęła dalej:
-Chciałaś pogodzić się z Hermioną, a ja na ciebie naskoczyłam… I na Hermionę…
-Ją musisz osobno przeprosić. –pouczyła ją brunetka.
-Wiem… -odparła z zażenowaniem Gryfonka. –I wiedz, że przeproszę.
-Nie musiałam tego wiedzieć, ale niech będzie, że dziękuję za tę cenną informację. –odparła Aranei z kpiną.
-Czy ty zawsze musisz być taka wredna? –warknęła ruda, powtarzając sobie w myślach, że drugi raz ta Ślizgonka już jej nie wytrąci z równowagi. Callidus udała, że się zastanawia.
-Tak… Chyba tak… -powiedziała po chwili z uśmiechem.
-Wiesz, że przez to nikt cię nie lubi? –zapytała po chwili Weasley’ówna. Aranei spojrzała na nią pobłażliwie.
-Wszyscy mnie lubią.
-Tak ci się zdaje…
-Ach tak? Nikt mi nic nie odmawia. –odparła z wyższością Ślizonka.
-Jesteś pewna? –zapytała z kpiną Ginny.
-Ależ naturalnie. Udowodnić?-spytała brunetka, po czym chwilę się zastanowiła, obmyślając w głowie genialny plan. - Zaproszę Blaise’a na bal. Ciekawe, jak się będziesz czuła. Harry już się nad tobą nie zlituje.
Ruda otworzyła usta ze zdumienia.
-Proszę?
-Dobrze słyszałaś. Ja wiem wszystko, kochaniutka. Wiem, że zostawiłaś Pottera dla Blaise’a. Ale z kolei Blaise niczego mi nie odmówi. A tobie… To już inna sprawa. –powiedziała Aranei. Tak naprawdę wiedziała, że Ginny teraz za wszelką cenę postara się zaprosić Diabła pierwsza i w ten sposób dogada się z Zabinim i będą żyć długo i szczęśliwie. „Jaka ja dobroduszna” – pochwaliła się w duchu.
-Jeszcze zobaczymy. –odparła Ginny, mrużąc oczy, po czym popędziła w stronę szkoły.
„I do tego genialna… I sprytna…”
Aranei spojrzała na zegarek i zauważyła, że niedługo śniadanie, tak więc wolnym krokiem skierowała się w stronę szkoły. 

-*-

  Blaise szedł razem z Draconem na śniadanie. W którymś momencie podbiegła do niego Ginny, której kamień spadł z serca, gdy zobaczyła, że nie ma z nimi Aranei.
-Możemy porozmawiać? –zapytała.
Draco spojrzał znacząco na przyjaciela.
-E… Teraz? –spytał zdziwiony ciemnoskóry.
-Najlepiej… -odparła ruda. Blaise spojrzał na blondyna oczekując bezgłośnej rady. Jednak się jej nie doczekał.
-Niech będzie. –powiedział w końcu, po czym przeprosił Dracona i razem z Gryfonką skierował się z dala od uczniów, którzy zmierzali właśnie na śniadanie.
-Coś się stało? –zapytał z troską Ślizgon. Ginny przewróciła oczami. Nie lubiła, gdy ktoś się o nią troszczył. Z jednej strony to słodkie, ale z drugiej strony czuła się wtedy słaba.
-Tak właściwie to chciałam cię zaprosić na bal… -zaczęła.
-Ty?! Zapraszasz mnie?! –zdziwił się chłopak. –To ja miałem ciebie zaprosić!
Ruda uśmiechnęła się szeroko wiedząc, że to znaczy „tak”. „Pieprz się Callidus” – pomyślała.
-Rozumiem, że to oznacza potwierdzenie? –upewniła się.
-No tak, ale… Teraz się czuję po nie-dżentelmeńsku…
Gryfonka przewróciła z zażenowaniem oczami.
-Jakby ktoś pytał, to ty mnie zaprosiłeś… -powiedziała, po czym się zamyśliła. –Chyba, żeby to była Aranei. Jej możesz powiedzieć, że to ja cię zaprosiłam.
-Aranei? –zdziwił się Zabini.
-Nieważne… -odparła szybko ruda, nie chcąc niewygodnych pytań. –Chodźmy już lepiej na śniadanie. Wchodząc do Wielkiej Sali, Gryfonka zauważyła Aranei. Właśnie chciała zobaczyć jej zawiedzioną minę i pokazać środkowy palec, ale zamiast tego ku swojemu zdziwieniu zobaczyła, że Ślizgonka uśmiecha się z satysfakcją i szturcha siedzącego obok niej Dracona. „Czyżby ona to wszystko zaplanowała?” –pomyślała ruda, siadając przy swoim stoliku. „Nie… Na pewno nie. Przecież nie byłaby na tyle mądra…”. Po chwili Weasley’ówna rozglądnęła się po Sali i zauważyła, że na śniadaniu nie ma Hermiony…
-Kto jest geniuszem? –zapytała Aranei, szturchając Dracona, gdy Ginny weszła razem z Blaisem do Wielkiej Sali, trzymając się za ręce. Blondyn spojrzał najpierw na nich, potem na przyjaciółkę.
-Ty?
-A jakże by inaczej! –ucieszyła się Callidus.
-Nie wiem, jak to zrobiłaś, ale gratuluję. –pochwalił ją Ślizgon.
-Za co jej gratulujesz? –zaciekawiła się Pansy. –I dlaczego Diabeł trzyma się z Weasley za ręce?! Widzieliście to?! To oburzające! Co tu jest grane?!
Malfoy złapał się za głowę.
-Czy ona zawsze musi być tak cholernie wkurzająca? –zapytał, kierując się do Aranei.
-Że kto?! –fuknęła Parkinson. –Że niby ja?!
-Uznaj to za tak… -powiedziała bezgłośnie Aranei, a blondyn pokiwał głową. W tym momencie obok Pansy usiadł Blaise.
-Co to było?! –zapytała go od razu Mopsica. –Dlaczego trzymałeś się z tą Zdrajczynią Krwi za ręce?! O co tu chodzi?!
Zabini spojrzał na nią, próbując ukryć rozbawienie.
-Ja i Ginny jesteśmy teraz razem. –odparł spokojnie.
-CO?! –fuknęła Pansy.
-Wooohoooo! –krzyknęła Aranei, klaskając w ręce. Połowa uczniów zebranych w Wielkiej Sali na nią spojrzała, ale ona nie zwróciła na to uwagi.
-No, gratulacje. –pochwalił go Malfoy.
-Czy to jest jakiś żart? –ciągnęła Mopsica.
-Da się ją jakoś wyłączyć? –zapytała Callidus.
-Niestety chyba tylko avadą… -odparł Blaise ze smutkiem. Pansy zrobiła oburzoną minę, ale już do końca śniadania nie odezwała się ani słowem.

Po śniadaniu Aranei skierowała się w przeciwną stronę, niż jej przyjaciele.
-A ty dokąd? –zdziwił się Draco.
-Do… biblioteki… -odparła brunetka, po czym popędziła do Łazienki Jęczącej Marty. Ktoś jednak, skryty pod peleryną-niewidką, poszedł za nią. 


-Najlepiej to zrobić w czasie balu… Bal będzie na wiosnę, więc będziemy mogli jeszcze dopracować szczegóły. –zaczęła brunetka.
-Zwabimy Pottera do Komnaty. Wtedy ty robisz swoje, a ja stanę się twoim horkruksem. –dokończył za nią gad. Hermiona obserwowała całe zdarzenie zza jednego z filarów. Co ją poprowadziło do tego, aby pójść za Ślizgonką? Czysta ciekawość. Dziewczyna ostatnio dziwnie się zachowywała. Jednak to, co Gryfonka zobaczyła i usłyszała, okazało się być jeszcze dziwniejsze.
-Więc co zrobisz teraz? –zapytał wąż.
-Proste: Zaproszę Pottera na bal, zanim zrobi to ktoś inny. Nie byłoby przyjemnie, jakby jakaś lala się za nim tutaj przypałętała. Byłoby o jedną ofiarę więcej, a tego nie chcemy… -oznajmiła Callidus, udając smutną.
Hermiona zakryła ręką usta. To, co właśnie usłyszała wyraźnie nią wstrząsnęło. Starała się opanować wszystkie emocje, jakie nią targały. Dopiero co wybaczyła Aranei, a tymczasem ona planuje zabić Harry’ego i stworzyć horkruksa… Nie wiedziała, co ujrzy idąc za dziewczyną, ale na pewno nie spodziewała się TEGO. Już sam fakt, że Ślizgonka otworzyła Komnatę Tajemnic okazał się być przerażający. I ten nieludzki syk, który z siebie wydała, próbując otworzyć wejście do Komnaty. Słyszała to już, kiedy robił to Harry, ale w ustach Aranei wydawało to się być o wiele bardziej przerażające. Hermiona starała się opanować emocje, aby móc myśleć racjonalnie i po chwili zrozumiała pewien fakt. Aranei mówi w języku wężów. Aranei musi być potomkiem Salazara Slytherina, bądź kolejnym horkruksem. Obie opcje były równie przerażające. Albo Aranei jest córką Lorda Voldemorta, albo Czarny Pan nadal żyje, a jedna jego cząstka duszy może pomóc mu odrodzić się na nowo.
Gryfonka wzięła głęboki oddech.
„Myśl racjonalnie Hermiono…” – pomyślała. „Przecież Voldemort mógł mieć brata… Albo siostrę… Albo kuzyna… Nie musi to od razu być takie przerażające… Dobra… To i tak jest przerażające…” .
Próbując się opanować, Gryfonka dalej słuchała rozmowy.
-Sprytny plan. Jesteś genialna. –syknął Timore. Hermiona usłyszała jedynie syk.
-Oczywiście, że jestem. –odparła Aranei. –Mam to po tatusiu. Córka Lorda Voldemorta musi być przecież geniuszem.
Hermiona powtrzymała się, aby nie krzyknąć „A jednak!”.
Po tych słowach Aranei pożegnała się z wężem i opuściła Komnatę Tajemnic.
Gryfonka po chwili namysłu, poszła cicho za nią, modląc się, aby wąż nie usłyszał jej butów, stukających delikatnie o posadzkę.
                                                                                                                                                     

2 komentarze:

  1. Rozdział super:) Wiem o co Ci chodziło, co miałaś na myśli tylko specjalnie tak napisałam bo nie mogłam się doczekać kolejnego rozdziału :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja też nie mogę się doczekać następnego rozdziału więc pisz szybko :)

    OdpowiedzUsuń