niedziela, 14 grudnia 2014

XVI

No to łapcie nowy rozdzialik! ;)

(się rozpisałam)



  Aranei szła dumnie korytarzem Hogwartu, gdy nagle ktoś złapał ją od tyłu w pasie. Zdziwiona obróciła się raptownie i ujrzała Dracona. Uśmiechnęła się lekko, ale zrzuciła jego ręce z siebie.
-No cześć… -zaczął z uśmiechem blondyn, a brunetka przyglądnęła mu się uważnie. Był ubrany dosyć luźno, chodź na nim zwykły t-shirt i jeasny wyglądały świetnie i musiała to przyznać. Jego prawie białe włosy opadały delikatnie na czoło, chodź nie były w nieładzie. Jednym słowem, musiała przyznać, że jak zawsze wyglądał bosko.
-Cześć. –odparła, również się uśmiechając. –Ale przecież widzieliśmy się już dzisiaj na śniadaniu… -stwierdziła.
-Wolę witać się milion razy, niż żegnać raz. –oznajmił Draco nonszalancko. Aranei skrzywiła się.
-Nie znoszę pożegnań. –stwierdziła.
-Ja też… To gdzie tak pędzisz? –zapytał Ślizgon. Brunetka chwilę się zastanowiła.
-Właściwie to nigdzie. Szwendam się po korytarzach.
-Może poszwendamy się razem?
Aranei spojrzała na niego dziwnie, po czym zaśmiała się.
-Jaki podryw. Poszwendamy się razem po korytarzach? –zaśmiała się. – A ty co tutaj robisz? –zapytała z zaciekawieniem.
-Tak właściwie to szukam ciebie. –oznajmił blondyn, chowając kciuki do kieszeni jeansów.
-A do czego ja ci potrzebna?
-Chciałem cię o coś spytać… -zaczął Ślizgon, uwodzicielskim tonem. Callidus zmarszczyła brwi słysząc, w jaki sposób się do niej zwraca, ale słuchała dalej. –Pójdziesz ze mną na bal? –zapytał.
-Phiiiii…. –zabrzmiało to jak kichnięcie.  Spojrzała na niego z rozbawieniem, zbyt zaskoczona, żeby wydobyć z siebie coś więcej. –Ty tak poważnie?!
Draco lekko się zmieszał.
-Tak? –powiedział niepewnie. Aranei pokręciła głową.
-Nie ma mowy. Idę z kimś innym. –odparła. Blondyn zesztywniał.
-Z kim?! –zapytał, układając w głowie plan zabicia owego pechowca, który zaprosił Aranei.
-Z Potterem. –odparła z dumą. Ślizgon zacisnął dłonie w pięści. –Mówię poważnie.
-Niech ja go tylko… -zaczął.
-Sama go zaprosiłam. –sprostowała dziewczyna. Nie rozumiała złości przyjaciela.
-Dlaczego? –zapytał Malfoy zaskoczony. W jego głosie było słychać rozczarowanie i tłumioną złość.
Dziewczyna wzruszyła ramionami.
-Podoba mi się. –oznajmiła. Postanowiła, że najlepiej utrzymywać jedną wersję, żeby nikt nic nie podejrzewał. W Ślizgonie po tych słowach emocje sięgnęły zenitu. Zacisnął pięści tak mocno, że paznokcie wbiły mu się w skórę.
-KU*WA! –fuknął, tłukąc pięścią w ścianę, obok Aranei. Brunetka zesztywniała. Ściana lekko się skruszyła.
-Wow… -mruknęła, zbyt zaskoczona, by zareagować jakkolwiek inaczej. Po chwili zrozumiała. „Niech to szlag!”. Chciała mu wyjaśnić, żeby sobie nie robił nadziei, bo ona go uważa tylko i wyłącznie za przyjaciela, ale on już sfrustrowany pomknął szybkim krokiem korytarzem. Był taki wściekły, że jedyne, czego teraz pragnął to spotkać jakiegoś bezbronnego Gryfona i wyładować na nim całą swoją złość. Ślizgonka nie zamierzała za nim iść. Wzruszyła ramionami i ruszyła w swoim kierunku. Nadal nie mogła uwierzyć w to, że Draco się w niej zadurzył.

-*-


  Draco wyszedł na błonia, trącając wszystkich po drodze. Właściwie szukał kogoś ze Świętej Trójcy. Najbardziej zależało mu na znalezieniu Pottera, ale ostatecznie zadowoliłby się tym nieudacznikiem Weasley’em. Jednak na swojej drodze napotkał Hermionę Granger.

  Hermiona nie mogła pozbierać myśli. Co teraz zrobić? Czy ona jest w stanie zrobić to, co zamierza zrobić? Gryfonka jeszcze nie znała jej na tyle, by to stwierdzić. Miała nadzieję, że wszystko się jakoś rozstrzygnie. Ale jak? Przecież tylko ona o tym wiedziała! Musiała z tym się uporać sama. Nawet nie zauważyła, że do południa chodziła po błoniach i rozmyślała. Lecz nagle z rozmyślań wybił ją pewien wkurzający Ślizgon.
-Hej Granger! –zaczął, a jego ton wskazywał na to, że miał zaraz rzucić jakąś kąśliwą uwagę. Hermiona obróciła się niechętnie i postanowiła, że posłucha głupot, które blondyn ma jej do powiedzenia. –Och, biedna mała szlamcia szwenda się po błoniach, bo nie ma z kim pójść na bal. Co? Weasley cię rzucił dla tej pustej lali, Potter idzie na bal z Aranei, więc ty nie masz się z kim zabrać? Jakież to smutne… -zakpił. Hermiona nie miała pojęcia, o co mu może chodzić. Co go obchodzi z kim ona idzie na bal? Zaraz chwila „Potter idzie z Aranei”… I wszystko jasne.
-Wiesz Malfoy, to że Aranei odrzuciła twoje zaproszenie i idzie na bal z twoim największym wrogiem, to już nie moja sprawa. –odgryzła się.  Blondyn zesztywniał i zrobił wściekłą minę.
-Dla twojej informacji mogę iść z każdą inną dziewczyną na bal! Żadna mi nie odmówi! Z tobą już inna sprawa. Nie masz Pottera, Weasley’a. Nie ma kto się już nad tobą zlitować! –zakpił. –Chyba, że odrobisz za niego pracę domową, albo dasz mu się przelecieć… Nie, wróć. To drugie nie. Na pewno nikt by cię nie chciał…
Miarka się przebrała. Hermiona zrobiła się czerwona ze złości. Nie wiedziała, że ktoś potrafi ją aż tak zdenerwować w zaledwie dwie sekundy.
-TY… TY! –warknęła. Nie mogła znaleźć słów, jakie by go opisywały. Idioto? Świnio? Zadufana w sobie fredko? Nadęty arystokrato?
-Och, widzę że trafiłem w czuły punkt. –stwierdził z satysfakcją Malfoy. –Co? Weasley cię nie puknął? A może byłaś taka słaba, że cię zostawił? Może wolał pieprzyć tamtą francuzkę… –zakpił z pogardą. Normalnie rzadko odzywał się w ten sposób, zwłaszcza do dziewczyn, ale teraz był wściekły. A zresztą… Granger była dla niego zaledwie nic nie znaczącą szlamą.
-Kretyn! –warknęła. –Nie masz za grosz szacunku do innych! Może i teraz wszystkie dziewczyny się za tobą uganiają, ale zobaczysz, że za kilka lat, kiedy minie młodość i uroda, będą ważne uczucia, których ty nie masz! Zostaniesz kiedyś sam ze sobą, ty zadufany w sobie dupku! –ostatnie słowa powiedziała przez łzy. Nie wiedziała skąd u niej ten wybuch, ale chyba najwyraźniej Draco wybrał niewłaściwą chwilę na sprzeczki. Blondyn zrobił zaskoczoną minę. Co ona powiedziała?
-Słucham? –zapytał nagle, jakby się otrząsnął. Granger dalej była czerwona ze złości.
-Już nie ważne… -mruknęła, próbując również się uspokoić, a jej skóra już po woli wracała do swojego dawnego odcienia. „Na Godryka! Znowu dałam się wyprowadzić z równowagi!” – skarciła się w duchu.
-Draco! –usłyszała brunetka i spojrzała w stronę, z którego dochodził dźwięk. Blondyn również tam zerknął i zobaczył biegnącą w jego stronę Pansy Parkinson.
-Na Salazara, Draco! Wyglądasz, jakbyś miał gorączkę! –krzyknęła wystraszona Ślizgonka, po czym podeszła delikatnie do przyjaciela i wyciągnęła rękę, aby sprawdzić, czy ma gorące czoło, ale Draco odepchnął jej rękę, minął ją i odszedł nerwowym krokiem. Pansy popędziła za nim, pytając co się dzieje. Hermionie momentalnie zrobiło się szkoda Ślizgonki. Od niepamiętnych czasów zabiega o jego względy, a on nawet nie jest dla niej miły. Zastanawiała się, czy to ze względu na jej głupotę, czy Pansy naprawdę coś czuje do owego Ślizgona. Bądź co bądź, łazi za nim krok w krok od kilku lat i na pewno wie, z kim ma do czynienia.
  Hermiona westchnęła głęboko. „Miłość jest ślepa” –stwierdziła, po czym ruszyła w kierunku szkoły. „I wybacza wszystko” –odezwał się głosik w jej głowie.

-Ron? –odezwała się niepewnie Gryfonka. Rudzielec siedział na kanapie w pokoju wspólnym Gryfonów i gawędził o czymś z Harrym. Gdy usłyszał głos Hermiony natychmiast podskoczył i nie mógł uwierzyć własnym uszom. Odezwała się do niego? Ona? Z własnej woli?
Odwrócił się niepewnie i ujrzał Hermionę, patrzącą na niego spokojnie, chodź niepewnie. „Piękna jak zawsze” -stwierdził.
-Możemy porozmawiać? –zapytała po chwili. Ron pokiwał głową, bo w tej chwili nie mógł zdobyć się na nic innego i razem z Hermioną skierował się do wyjścia.

-Wiesz… -zaczęła w końcu, gdy spacerowali po błoniach. Nie chciała rozmawiać z nim w szkole, bo bała się że ktoś podsłucha i rozsieje jakieś głupie plotki, a ona nienawidziła nieporozumień.  –Ja chciałam ci powiedzieć… że… -wzięła głęboki oddech. –że ci wybaczam. –oznajmiła w końcu.
Ron próbował przetworzyć sobie to, co przed chwilą powiedziała brunetka. Po chwili doszła do niego pewna informacja.
-Wybaczasz mi tylko dlatego, że nie masz z kim iść na bal. Harry się nie zgodził, a Neville zaprosił Lunę. –stwierdził. Hermiona wstrzymała oddech. „Co on powiedział?!”.
-C… Co?! –zapytała, zszokowana. Postanowiła mu wybaczyć zdradę, a on… Nie potrafi tego przyjąć?! Uważa, że próbuje go wykorzystać do własnych celów?! O co im wszystkim chodzi?! Czy to prawda, że nikt nie chce z nią iść na bal? Najwyraźniej, skoro wszyscy jej to mówią…
-To, co słyszałaś. Myślałaś, że Harry mi nie powie? Mówimy sobie wszystko.
Hermiona uniosła jedną brew.
-Prawie wszystko… -sprostował.
-Ron… Jak ty możesz być taki głupi?! –zapytała w końcu, zrezygnowana. Nie wiedziała, jak inaczej zareagować.
-No wiesz… Nie wszyscy mają Wybitny ze wszystkich przedmiotów. –oburzył się Rudzielec. Hermiona westchnęła sfrustrowana.
-Wiesz, że nie o to mi chodzi, Ronaldzie.
-Wiem dobrze o co ci chodzi. –oznajmił Gryfon. –Wybaczasz mi, bo Harry nie zgodził się iść z tobą na bal i chcesz mnie wykorzystać, żeby Harry był zazdrosny. Od kiedy on  ci się podoba? A może to od samego początku chodziło o niego! –wywnioskował w końcu. Brunetka patrzyła na niego z szeroko otwartymi oczami.
-Poważnie?! Przecież wiesz, że Harry jest dla mnie jak brat!
-Nie tłumacz się już… -odparł Ron, po czym oddalił się parę kroków, by ruszyć w stronę szkoły.
-Ronaldzie Biliusie Weasley! –warknęła za nim Hermiona. –Wybaczyłam ci! Zdradę! Rozumiesz to?! Wybaczyłam! A ty nie dość, że nie potrafisz tego docenić, to jeszcze oskarżasz mnie o wykorzystywanie cię?! Jesteś Idiotą, Ronaldzie! –fuknęła. Ron spojrzał na nią, równie zaskoczony, co wściekły.
-Ciekawe, że wybaczyłaś mi dopiero po tym, jak Harry odrzucił twoje zaproszenie na bal! –warknął, po czym przyspieszył kroku i ruszył w stronę szkoły. W normalnych okolicznościach Hermiona by za nim pobiegła, ale teraz uznała, że nie ma zamiaru ubiegać się o jego względy. To koniec. Tyle przez niego płakała, wreszcie byli razem, zdradził ją, ona mu wybaczyła, a on nie potrafi tego docenić. Tyle razy mu wybaczała. Tego zarzutu już mu nie wybaczy. Będzie uparta. „Przeżyję bez niego. Bo jakżeby inaczej, prawda?” –pomyślała „Tego kwiatu jest pół światu” –dodała w myślach, nawet nie zauważając, że po jej policzkach strumieniem spływają łzy. 

-*-

  Aranei siedziała razem z Blaisem w pokoju wspólnym Ślizgonów i oglądała swoje paznokcie. Blaise opierał brodę o rękę i patrzył na nią z zażenowaniem.
-Masz może pilniczek? –zapytała po chwili.
-No jasne! –ożywił się ciemnoskóry. –Czekaj, wyciągnę ze swojej torebki! –oznajmił, po czym sięgnął pod nogi. –Cholera! Zostawiłem ją w pokoju… -westchnął ze zrezygnowaniem. Aranei parsknęła śmiechem.
-A to pech… -stwierdziła. W tym momencie do pokoju wszedł zdenerwowany Draco, a za nim przejęta Pansy. Malfoy usiadł pomiędzy Aranei, a Blaisem na kanapie i oparł się nonszalancko, jakby nic go w tym momencie nie obchodziło. Aranei spojrzała na niego z oburzeniem.
-Postoję. –oznajmiła Pansy, jakby kogokolwiek to obchodziło. Aranei spojrzała na nią z niesmakiem. Czy ona nie rozumie, że tylko naprzykrza się Draconowi? Dlaczego jeszcze sobie nie dała spokoju? Czy naprawdę jest taka głupia?
-Co jest, Smoku? –zapytał Blaise. Aranei spojrzała w inną stronę, jakby nagle zaciekawiły ją Astoria i Dafne Greengrass. Dafne opowiadała o czymś Milicencie, która słuchała z uwagą, co jakiś czas wydając okrzyk zaskoczenia, a Astoria patrzyła na nie ze znużeniem.
-Idę po ten pilniczek. –oznajmiła w końcu Aranei, gdy stwierdziła, że nie ma zamiaru obserwować denerwujących Ślizgonek. Blaise spojrzał na nią, marszcząc brwi. Brunetka wstała z miejsca i skierowała się do dormitorium. Pansy usiadła na jej miejsce.
-Co się stało, Draco? –zapytała z troską.
-Nie twoja sprawa. –warknął. Parkinson zamknęła oczy, starając się nie rozpłakać. Zawsze to robił. Zawsze ją olewał. Ale ona wierzyła, że w końcu to minie i chłopak przejrzy na oczy. Wystarczy odrobina cierpliwości.
-Pansy? –zapytał po chwili, spokojniej. Jego ton był przepraszający. Parkinson spojrzała na niego z uwielbieniem. –Z kim idziesz na bal?
-Jeszcze nie wiem… -zaczęła. Miała cichą nadzieję, że blondyn zmierza do tego, o czym myśli.
-Pójdziesz ze mną? –zapytał obojętnie. Pansy poczuła, jak fala radości przepływa przez nią i dopływa do mózgu. Chciała krzyknąć, ale opamiętała się.
-Jasne. –Ślizgonka starała się, aby jej ton brzmiał obojętnie, ale niemal zapiszczała. Blaise parsknął śmiechem. Draco spojrzał na niego wzorkiem, który mówił „Później ci powiem”. Zabini uniósł brwi, ale pokiwał głową. 

poniedziałek, 1 grudnia 2014

XV

Przepraszam, że nie dodawałam rozdziału. Po prostu nie zauważyłam, że są dwa komentarze. xD Mój błąd. Ale dzisiaj wstawiam nowy rozdział i spodziewam się pod nim znów 2 komentarzy.
Życzę miłego czytania i pozdrawiam! ;)


  Hermiona wpadła do pokoju wspólnego Gryfonów niczym burza. Przez całą drogę do salonu emocje w niej się wzbierały, aby w końcu sięgnąć zenitu. Ku swojej uldze zobaczyła Harry’ego siedzącego przy jednym ze stolików razem z… „Na Godryka… Tylko nie on…” –pomyślała Hermiona, widząc znajomą rudą czuprynę. Ostatnio starała się go unikać, przez co była zmuszona unikać też Harry’ego, a ten natomiast nie kwapił się by zapytać ją sam na sam o co chodzi. Nie miała jednak tego przyjacielowi za złe. Wiedziała, że zbiera się jeszcze po zerwaniu z Ginny. W dodatku brunetka nie poznała jeszcze powodu zerwania tej dwójki. Za każdym razem, gdy próbowała zapytać o to przyjaciółkę, ta zmieniała temat, bądź udawała, że ma coś ważnego do zrobienia, albo mówiła, że powie jej później. Hermiona wyczuwała, że Weasley’ówna coś ukrywa. Ale przed nią? To nie do pomyślenia! Przecież one sobie mówią wszystko.
Wstrzymując oddech i próbując okiełznać wszystkie emocje, Hermiona szturchnęła okularnika w ramię.
Ten obrócił się i gdy zobaczył Hermionę, nieco się zdziwił.
-Coś się stało Hermiono? –zapytał, widząc zaniepokojenie przyjaciółki.
-Właśnie się czegoś dowiedziałam… -zaczęła trzęsącym się głosem i natychmiast urwała. Przecież nie powie mu tego przy wszystkich Gryfonach.
-Czego się dowiedziałaś? –spytał Harry, ale widząc znaczącą minę Gryfonki, pokiwał głową ze zrozumieniem, po czym wstał. Ron spojrzał na niego z wyrzutem, ale chłopak już tego nie zauważył, ponieważ razem z Granger wyszedł z pokoju wspólnego.
-O co chodzi? –zapytał Potter, gdy stali przed portretem Grubej Damy. Kobieta spojrzała na dwójkę Gryfonów, szykując się, aby złapać jakąś nową plotkę. Hermiona spojrzała na nią z dezaprobatą.
-Może przejdziemy się po błoniach? –zapytała, a Harry zrozumiał.
-Jasne. Tylko wrócę po kurtkę. –odparł chłopak, a brunetka uznała, że ona też tak zrobi. Gdy weszli do pokoju wspólnego do Harry’ego natychmiast podbiegł Weasley.
-O co jej chodziło? –zapytał zaciekawiony, ściszonym głosem.
-Jeszcze nie wiem, Ron. –odparł okularnik, nieco zażenowany ciekawością przyjaciela. 

-*-

-Powiesz mi wreszcie o co chodzi? –zapytał Gryfon, gdy razem z Hermioną wyszli na błonia. Dziewczyna rozglądnęła się i ujrzała biegnącą w ich stronę Aranei.
-Pójdziesz ze mną na bal? –zapytała szybko, improwizując.
-Co? –zdziwił się okularnik. Hermiona nigdy nie zapraszała go na bal. Zwłaszcza, że chłopak myślał, że ma mu do przekazania jakąś cenną informację. Tymczasem…
-Pójdziesz, czy nie? –warknęła Granger, a Potter spojrzał na nią ze zdziwieniem. W tym momencie dobiegła do nich Ślizgonka.
-Mogę pożyczyć Harry’ego na sekundkę? –zapytała przesłodzonym głosem.
-Nie. –warknęła Hermiona. Callidus aż podskoczyła, widząc zdenerwowanie Gryfonki. Przecież się pogodziły. Tak czy nie?
-Jasne. Przepraszam na chwilę, Hermiono. –powiedział spokojnie Potter, którego dziwiła postawa przyjaciółki. Granger piorunowała go wzrokiem, gdy rozmawiał ze Ślizgonką, kilka kroków od niej.  „Jakiż on jest głupi!” –pomyślała. Po chwili Harry wrócił do niej, a zadowolona Callidus skierowała się w stronę szkoły.
-Przepraszam Hermiono, ale idę z kimś innym… Nie gniewasz się, prawda? Możesz zaprosić Neville’a. On na pewno się zgodzi…
-Idiota! –fuknęła brunetka, nie wiedząc co ze sobą zrobić. „Jeśli plan Aranei się powiedzie…” – pomyślała.  „Och, ona nie może…”
-Spokojnie, Hermiono… -próbował  ją uspokoić Potter. –Jest jeszcze Ron…
-Nie o to chodzi, Harry. –powiedziała ze zrezygnowaniem Hermiona. –Ona chce cię zabić.
Chłopak spojrzał na nią zaskoczony, po czym parsknął śmiechem.
-Prima aprilis jest dopiero 1 kwietnia. –odparł po chwili. -A zresztą… Żart i tak nieudany…
-Mówię poważnie, Harry! Właśnie to chciałam ci powiedzieć! –powiedziała z przejęciem brunetka. „Jak on może mi nie wierzyć?!” – pomyślała. –Po śniadaniu zakradłam się za nią - pożyczyłam od ciebie pelerynę-niewidkę, nie gniewaj się – i poszłam za nią, nie uwierzysz, do Komnaty Tajemnic! Tak! Ona ją otworzyła! Zna język wężów!
-Hermiono… -zaczął Harry, ale jego przyjaciółka dalej ciągnęła na jednym wdechu.
-I ma własnego węża! Rozmawiała z nim! Obmyślili plan, aby cię zwabić, kiedy wszyscy będą na balu, zabić cię i stworzyć w ten sposób jej własnego horkruksa, którym będzie jej wąż. –skończyła, po czym wzięła głęboki wdech. –Wierzysz mi, prawda? –zapytała po chwili, już spokojniej.
Harry dotknął ręką jej czoła.
-Nie masz przypadkiem gorączki? –zapytał z troską. Hermiona westchnęła.
-Mówię poważnie. Wszystko widziałam. Proszę, uwierz mi Harry.–powiedziała błagalnym tonem.
-Hermiono… Wiem, że ty i Aranei za sobą nie przepadacie…
Granger przewróciła oczami.
-Nie o to chodzi. –urwała dziewczyna, tracąc cierpliwość. Nie wiedziała, jak Harry przyjmie jej wiadomość, ale nie spodziewała się, że jej nie uwierzy. Owszem, brała pod uwagę to, że na początku będzie bardzo zaskoczony, ale przecież Gryfon ją znał i powinien wiedzieć, że brunetka nigdy nie wygaduje głupot. –Mówię prawdę, Harry. Przecież mnie znasz. Nie wymyśliłabym sobie czegoś takiego…
-Tak, masz rację. Znam cię Hermiono, ale wiem też że Aranei nie byłaby do czegoś takiego zdolna. A teraz poważnie: O co chodziło? Co chciałaś mi powiedzieć?
-To poważna sprawa, Harry! Co mam zrobić, żebyś mi uwierzył?! 
Harry przyjrzał się uważnie Gryfonce. Czy to możliwe, żeby była aż tak dobrą aktorką?
-Hermiono… -zaczął, po czym przerwał i westchnął. –O co tak naprawdę chodzi? I dlaczego nie odzywasz się do mnie i do Rona? Co się ostatnio z tobą dzieje?
-Unikam tylko Rona, a to że wszędzie z nim łazisz, to już twoja sprawa. A jeśli o to chodzi, to powinieneś jego o to zapytać. I powtarzam po raz setny: Mówię prawdę. –oznajmiła dobitnie, po czym zamilkła. Harry wyglądał, jakby wszystko właśnie sobie układał w głowie.
-Ale to niemożliwe Hermiono…
-Jakbyś nie zauważył, to odkąd dowiedziałeś się, że jesteś czarodziejem, dzieją się rzeczy, które wcześniej uznałbyś za niemożliwe. To jest jedna z tych rzeczy. Aranei jest bardzo sprytna i otumaniła cię! Przecież jest w Slytherinie! To coś znaczy, prawda?
-Co z tego, że jest w Slytherinie? To nie oznacza od razu, że jest na wskroś zła. –powiedział spokojnie Harry. Dalej stawał przy swoim i nie zamierzał wierzyć w głupoty, które wygadywała jego przyjaciółka. Chłopak jeszcze nie wiedział, w jakim celu Hermiona to robi, ale wiedział, że dowie się tego prędzej, czy później.
-O kim rozmawiacie i dlaczego Hermiona wygląda, jak tykająca bomba zegarowa? –zapytała Aranei, która nagle znikąd pojawiła się obok nich. Hermiona podskoczyła, po czym nieco się otrząsnęła i poprawiła włosy, jak gdyby nigdy nic.
-O pogodzie… -odparła, udając obojętność, co jednak niezbyt jej się udało. Aranei zmierzyła ją badawczym wzrokiem, po czym skierowała się do okularnika.
-Pogoda nie jest na wskroś zła? –zapytała ze zdziwieniem. Hermiona z ogromną ulgą stwierdziła, że Ślizgonka usłyszała tylko ostatnie zdanie ich rozmowy.
-No… przecież nie pada… -odparła Granger, której kłamanie nie wychodziło zbyt naturalnie. Zwykle była uczciwa i kłamała tylko w nagłych sytuacjach, ale nie zawsze wyglądało to tak, jak tego dnia. Zawsze miała wszystko przemyślane, zanim zabrała się do czynu.  Ślizgonka spojrzała na nią dziwnie. Nie do końca jej wierzyła i po chwili namysłu uznała, że na pewno rozmowa Gryfonów dotyczyła jej osoby. Zdając sobie sprawę, że Harry bronił jej w kwestii „bycia złą” uśmiechnęła się szeroko.
-Mam coś na twarzy? –spytała Hermiona, widząc uśmiech Callidus.
-Możemy porozmawiać? –zapytała brunetkę po chwili wahania Aranei. Granger chwilę się zastanowiła i spojrzała na Harry’ego.
-Właściwie, to ja już muszę iść… ten… Odrobić… to zadanie… z … no właśnie… tego tam... –powiedział Harry, po czym skierował się szybkim krokiem do szkoły. Bał się, że Hermiona dogoni go po rozmowie z Aranei i będzie mu dalej wciskała ten kit, a nie chciał się z nią pokłócić.
-Tak więc… -zaczęła Ślizgonka, gdy Harry oddalił się o spory kawałek. –Wiem że rozmawialiście o mnie.
Hermiona otworzyła szeroko oczy ze zdumienia. A więc jednak słyszała. Tylko… ile zdołała podsłuchać?
-Och, widzę że mam rację… -powiedziała z uśmiechem Callidus, widząc minę Gryfonki. –Swoją drogą… Nie widziałam cię na śniadaniu… -stwierdziła podejrzliwie. Hermiona spojrzała na nią badawczo, ale z jej twarzy nic nie p0trafiła odczytać. „Czy ona… Nie niemożliwe… Nie mogłaby mnie zauważyć w Komnacie… Przecież wtedy by na pewno zabiła mnie na miejscu…” –pomyślała Gryfonka.
-Nie, kochana. Nie widziałam cię w Komnacie. –powiedziała Aranei, zakładając ręce na wysokości klatki piersiowej. Domyśliła się, co zrobiła Gryfonka. Wcześniej nie sądziła, że ta grzeczna mugolaczka byłaby zdolna do czegoś takiego, jak śledzenie jej, ale jej zachowanie było jednoznaczne. Zważając na ostatnie zdanie jej rozmowy. I na to, że Hermiona stała razem z Harrym, gdy Aranei zapraszała Gryfona na bal. Czyżby poznała jej plan i próbowała ją ostrzec?
Granger przeszedł dziwny dreszcz. Czy ona to powiedziała na głos?
-Ja… Nie wiem o czym mówisz… -powiedziała po chwili, zdając sobie sprawę, że przecież nie wypowiedziała tamtych słów na głos. Wiedziałaby o tym.
-Och nie, brudna mugolaczko, doskonale wiesz o czym mówię. –warknęła Aranei, a Hermiona zauważyła, że dziewczyna nie użyła słowa „szlama”.
-Nie, naprawdę nie wiem. Ale… Jakiej Komnacie? Mówisz o Komnacie Tajemnic?! Jak się tam dostałaś? –zapytała Hermiona, udając zdziwienie, po czym uniosła dumnie brodę. –Powiem o wszystkim McGonagall. –mówiąc to, odwróciła się na pięcie, by skierować się w stronę szkoły.
-Och, niestety nie powiesz… -zaczęła Aranei z uśmiechem. –Albo któryś z twoich przyjaciół skończy swoje życie trochę wcześniej, niż ktoś tam na górze zaplanował. –dodała obojętnie, bawiąc się różdżką.
Hermiona zamarła.
-I tak masz zamiar zabić Harry’ego. –stwierdziła.
-I zrobię to. –oznajmiła Aranei. –Ale jeśli komuś powiesz, to on i tak zginie. Ale po nim jeszcze wszyscy, których kochasz, a na końcu ty. –powiedziała chłodno dziewczyna, a jej ton wykazywał, ze mówiła całkowicie poważnie. Gryfonkę przeszedł dreszcz. Po tym, co usłyszała w Komnacie myślała, że już bardziej ta dziewczyna jej nie zaskoczy. A jednak…  



-*-

-I o co chodziło Hermionie? Czy miało to związek ze mną? –zapytał od razu Ron, gdy Harry wkroczył do dormitorium. Okularnik popatrzył na niego z lekkim zdziwieniem. „Dlaczego to miałoby mieć związek z nim?” – pomyślał. „Unikam tylko Rona, a to że wszędzie z nim łazisz, to już twoja sprawa. A jeśli o to chodzi, to powinieneś jego o to zapytać.
-Nie… Chciała mnie zaprosić na bal…
Ron otworzył usta ze zdumienia.
-Poważnie?! Żartujesz!
-Serio. Mówię poważnie. Ale Aranei też mnie zaprosiła, więc się zgodziłem, ale wtedy Hermiona się zdenerwowała i zaczęła wygadywać głupoty, że Aranei chce mnie zabić. –zaśmiał się chłopak. Ron spojrzał na niego dziwnie.
-To do niej niepodobne… -mruknął, po czym się zamyślił. –Może ktoś dosypał jej czegoś do soku dyniowego?
-Weź przestań, Ron. Nawet nie było jej na śniadaniu. –powiedziawszy to, chłopak przemyślał swe słowa. –Właśnie. Gdzie ona była na śniadaniu?
-Może zaspała… -zarzucił Ron, po czym oboje przyjaciele spojrzeli na siebie. Po chwili obydwoje wybuchli głośnym śmiechem.
-Więc gdzie ona mogła być? –zastanowił się Harry na głos.
-A może ona mówiła prawdę? –zarzucił nagle Weasley. Okularnik spojrzał na niego z niedowierzaniem, po czym pokręcił głową.
-Nie… Na pewno nie… Aranei miałaby chcieć mnie zabić? Taa… Jasne. A ja jestem wielkim, różowym słoniem.
 Harry nawet nie wiedział, że właśnie powinien  zmienić się w wielkiego, różowego słonia.


poniedziałek, 24 listopada 2014

XIV

  Rozdział dedykuję Ired. ;)
Wstawiam rozdzialik dlatego, że chyba źle mnie zrozumiałas. Chodziło mi o dwa komentarze od dwóch innych czytelników, nie mniej jednak, żeby cię nie zawieść, wstawiam rozdział (ja taka kochana xd). Dziękuję, że czytasz moje wypociny. :*
Pod tym rozdziałem mam jednak nadzieję na komentarz od dwóch czytelników. ;) Piszę przecież dla Was! :*

Co do rozdziału: Tak wiem... Hermiona podsłuchuje rozmowę Aranei z Timorem i ich rozumie, chociaż powinni syczeć. Nie, absolutnie nie chcę Hermiony uczynić wężoustą. Co to, to nie. Po prostu najpierw to napisała, a potem se myślę: Kurde. przecież ona nie powinna tego rozumieć. Ale to tylko mały szczególnik. Mam nadzieję, że Wam to nie przeszkadza. ;)

  Kolejne dni września minęły uczniom Hogwartu spokojnie, chodź dosyć ciężko. Po bitwie o Hogwart nauczyciele bardziej uwzięli się na uczniów i chcąc uczynić pierwszy rok po odbudowaniu szkoły idealnym, uczynili go nieznośnym. Przynajmniej tak większość szkoły oceniła pierwszy miesiąc nauki.
Pewnej październikowej soboty Aranei rano wymknęła się z pokoju, kiedy Pansy jeszcze spała. Brunetka chciała sama pospacerować po błoniach i pomyśleć, a nie chciała niepotrzebnych pytań i towarzystwa, a wiedziała, że Mopsica na pewno chciałaby pójść z nią. Tak więc Ślizgonka po cichu przebrała koszulę nocną na jasnoróżowy sweter i jeansy, po czym wzięła kurtkę i wyszła z pokoju, nie budząc przy tym Parkinson.
  Gdy dziewczyna przemierzała korytarze Hogwartu, zauważyła że chyba jedyna wstała o tej porze. Korytarze były puste, nigdzie żywego ducha. Wszyscy najwyraźniej w weekendy odsypiali za wszystkie nieprzespane godziny w ciągu tygodnia.
  Wychodząc na błonia, Ślizgonka poczuła chłodne, jesienne powietrze, więc schowała ręce do kieszeni kurtki. Przechodząc przez trawę, mokrą od porannej rosy, dziewczyna kopała napotkane liście, które spadły z drzew. W pewnym momencie Aranei stanęła, zamknęła oczy i wzięła głęboki oddech. Nikt nigdy jej nie rozumiał, ale naprawdę lubiła jesień. Była taka ciemna, mroczna, a zarazem kolorowa i wesoła. Otwierając oczy zauważyła, że przecież tak właśnie jest. Mroczność jesieni polega na chłodnym powietrzu i porannej mgle, a jej wesołość na kolorowych liściach, niesionych delikatnie na wietrze  i opadających na mokrą trawę. Obserwując naturę nawet nie zauważyła, że ktoś do niej podszedł.
-Widzę, że nasza Tarantula się zawiesiła… -zakpiła Weasley’ówna. Aranei obróciła się raptownie, gotowa zoabczyć rudą w gronie przyjaciółek, aby zemścić się na niej za Hermionę, jednak ku swojemu zdziwieniu, zauważyła że Gryfonka jest sama. A jednak odważyła się ją obrazić.  „Ach ci Gryfoni… Są odważni nawet wtedy, gdy jest to najbardziej niestosowne. „ –pomyślała brązowooka.
-Tarantula? –zapytała, unosząc jedną brew. Ruda wzruszyła ramionami.
-Czyżbyś nie wiedziała, że „Aranei” to po łacinie „pająki”? Chyba powinnaś wiedzieć…
-Wiem. –urwała Ślizgonka przypominając sobie, jak bardzo nienawidzi pająków. –Ktoś jeszcze tak na mnie mówi?
-Na razie tylko ja. –Ginny uśmiechnęła się szeroko, na co Callidus się skrzywiła. –Co tu robisz o tej porze?
-Nie twoja sprawa. Zresztą mogłabym zapytać cię o to samo. –odparła Ślizonka, unosząc brodę.
-Tylko pytam...
„Durna, ciekawska Gryfonka” –pomyślała Aranei.
-Coś jeszcze? –zapytała z zażenowaniem brunetka. Ginny spojrzała na nią ze zdziwieniem.
-Nie?
-Tak więc żegnam. –powiedziała Callidus, mijając Gryfonkę i wracając w stronę szkoły.
-Właściwie to… -zaczęła Weasley’ówną, a Aranei przystanęła, wiedząc już, co ruda zamierza zrobić i uśmiechając się pod nosem. –Chciałam cię przeprosić…
Ślizgonka odwróciła się. Ginny, widząc jej uśmiech, pożałowała swoich słów, ale skoro już zaczęła to nie chciała stchórzyć, więc ciągnęła dalej:
-Chciałaś pogodzić się z Hermioną, a ja na ciebie naskoczyłam… I na Hermionę…
-Ją musisz osobno przeprosić. –pouczyła ją brunetka.
-Wiem… -odparła z zażenowaniem Gryfonka. –I wiedz, że przeproszę.
-Nie musiałam tego wiedzieć, ale niech będzie, że dziękuję za tę cenną informację. –odparła Aranei z kpiną.
-Czy ty zawsze musisz być taka wredna? –warknęła ruda, powtarzając sobie w myślach, że drugi raz ta Ślizgonka już jej nie wytrąci z równowagi. Callidus udała, że się zastanawia.
-Tak… Chyba tak… -powiedziała po chwili z uśmiechem.
-Wiesz, że przez to nikt cię nie lubi? –zapytała po chwili Weasley’ówna. Aranei spojrzała na nią pobłażliwie.
-Wszyscy mnie lubią.
-Tak ci się zdaje…
-Ach tak? Nikt mi nic nie odmawia. –odparła z wyższością Ślizonka.
-Jesteś pewna? –zapytała z kpiną Ginny.
-Ależ naturalnie. Udowodnić?-spytała brunetka, po czym chwilę się zastanowiła, obmyślając w głowie genialny plan. - Zaproszę Blaise’a na bal. Ciekawe, jak się będziesz czuła. Harry już się nad tobą nie zlituje.
Ruda otworzyła usta ze zdumienia.
-Proszę?
-Dobrze słyszałaś. Ja wiem wszystko, kochaniutka. Wiem, że zostawiłaś Pottera dla Blaise’a. Ale z kolei Blaise niczego mi nie odmówi. A tobie… To już inna sprawa. –powiedziała Aranei. Tak naprawdę wiedziała, że Ginny teraz za wszelką cenę postara się zaprosić Diabła pierwsza i w ten sposób dogada się z Zabinim i będą żyć długo i szczęśliwie. „Jaka ja dobroduszna” – pochwaliła się w duchu.
-Jeszcze zobaczymy. –odparła Ginny, mrużąc oczy, po czym popędziła w stronę szkoły.
„I do tego genialna… I sprytna…”
Aranei spojrzała na zegarek i zauważyła, że niedługo śniadanie, tak więc wolnym krokiem skierowała się w stronę szkoły. 

-*-

  Blaise szedł razem z Draconem na śniadanie. W którymś momencie podbiegła do niego Ginny, której kamień spadł z serca, gdy zobaczyła, że nie ma z nimi Aranei.
-Możemy porozmawiać? –zapytała.
Draco spojrzał znacząco na przyjaciela.
-E… Teraz? –spytał zdziwiony ciemnoskóry.
-Najlepiej… -odparła ruda. Blaise spojrzał na blondyna oczekując bezgłośnej rady. Jednak się jej nie doczekał.
-Niech będzie. –powiedział w końcu, po czym przeprosił Dracona i razem z Gryfonką skierował się z dala od uczniów, którzy zmierzali właśnie na śniadanie.
-Coś się stało? –zapytał z troską Ślizgon. Ginny przewróciła oczami. Nie lubiła, gdy ktoś się o nią troszczył. Z jednej strony to słodkie, ale z drugiej strony czuła się wtedy słaba.
-Tak właściwie to chciałam cię zaprosić na bal… -zaczęła.
-Ty?! Zapraszasz mnie?! –zdziwił się chłopak. –To ja miałem ciebie zaprosić!
Ruda uśmiechnęła się szeroko wiedząc, że to znaczy „tak”. „Pieprz się Callidus” – pomyślała.
-Rozumiem, że to oznacza potwierdzenie? –upewniła się.
-No tak, ale… Teraz się czuję po nie-dżentelmeńsku…
Gryfonka przewróciła z zażenowaniem oczami.
-Jakby ktoś pytał, to ty mnie zaprosiłeś… -powiedziała, po czym się zamyśliła. –Chyba, żeby to była Aranei. Jej możesz powiedzieć, że to ja cię zaprosiłam.
-Aranei? –zdziwił się Zabini.
-Nieważne… -odparła szybko ruda, nie chcąc niewygodnych pytań. –Chodźmy już lepiej na śniadanie. Wchodząc do Wielkiej Sali, Gryfonka zauważyła Aranei. Właśnie chciała zobaczyć jej zawiedzioną minę i pokazać środkowy palec, ale zamiast tego ku swojemu zdziwieniu zobaczyła, że Ślizgonka uśmiecha się z satysfakcją i szturcha siedzącego obok niej Dracona. „Czyżby ona to wszystko zaplanowała?” –pomyślała ruda, siadając przy swoim stoliku. „Nie… Na pewno nie. Przecież nie byłaby na tyle mądra…”. Po chwili Weasley’ówna rozglądnęła się po Sali i zauważyła, że na śniadaniu nie ma Hermiony…
-Kto jest geniuszem? –zapytała Aranei, szturchając Dracona, gdy Ginny weszła razem z Blaisem do Wielkiej Sali, trzymając się za ręce. Blondyn spojrzał najpierw na nich, potem na przyjaciółkę.
-Ty?
-A jakże by inaczej! –ucieszyła się Callidus.
-Nie wiem, jak to zrobiłaś, ale gratuluję. –pochwalił ją Ślizgon.
-Za co jej gratulujesz? –zaciekawiła się Pansy. –I dlaczego Diabeł trzyma się z Weasley za ręce?! Widzieliście to?! To oburzające! Co tu jest grane?!
Malfoy złapał się za głowę.
-Czy ona zawsze musi być tak cholernie wkurzająca? –zapytał, kierując się do Aranei.
-Że kto?! –fuknęła Parkinson. –Że niby ja?!
-Uznaj to za tak… -powiedziała bezgłośnie Aranei, a blondyn pokiwał głową. W tym momencie obok Pansy usiadł Blaise.
-Co to było?! –zapytała go od razu Mopsica. –Dlaczego trzymałeś się z tą Zdrajczynią Krwi za ręce?! O co tu chodzi?!
Zabini spojrzał na nią, próbując ukryć rozbawienie.
-Ja i Ginny jesteśmy teraz razem. –odparł spokojnie.
-CO?! –fuknęła Pansy.
-Wooohoooo! –krzyknęła Aranei, klaskając w ręce. Połowa uczniów zebranych w Wielkiej Sali na nią spojrzała, ale ona nie zwróciła na to uwagi.
-No, gratulacje. –pochwalił go Malfoy.
-Czy to jest jakiś żart? –ciągnęła Mopsica.
-Da się ją jakoś wyłączyć? –zapytała Callidus.
-Niestety chyba tylko avadą… -odparł Blaise ze smutkiem. Pansy zrobiła oburzoną minę, ale już do końca śniadania nie odezwała się ani słowem.

Po śniadaniu Aranei skierowała się w przeciwną stronę, niż jej przyjaciele.
-A ty dokąd? –zdziwił się Draco.
-Do… biblioteki… -odparła brunetka, po czym popędziła do Łazienki Jęczącej Marty. Ktoś jednak, skryty pod peleryną-niewidką, poszedł za nią. 


-Najlepiej to zrobić w czasie balu… Bal będzie na wiosnę, więc będziemy mogli jeszcze dopracować szczegóły. –zaczęła brunetka.
-Zwabimy Pottera do Komnaty. Wtedy ty robisz swoje, a ja stanę się twoim horkruksem. –dokończył za nią gad. Hermiona obserwowała całe zdarzenie zza jednego z filarów. Co ją poprowadziło do tego, aby pójść za Ślizgonką? Czysta ciekawość. Dziewczyna ostatnio dziwnie się zachowywała. Jednak to, co Gryfonka zobaczyła i usłyszała, okazało się być jeszcze dziwniejsze.
-Więc co zrobisz teraz? –zapytał wąż.
-Proste: Zaproszę Pottera na bal, zanim zrobi to ktoś inny. Nie byłoby przyjemnie, jakby jakaś lala się za nim tutaj przypałętała. Byłoby o jedną ofiarę więcej, a tego nie chcemy… -oznajmiła Callidus, udając smutną.
Hermiona zakryła ręką usta. To, co właśnie usłyszała wyraźnie nią wstrząsnęło. Starała się opanować wszystkie emocje, jakie nią targały. Dopiero co wybaczyła Aranei, a tymczasem ona planuje zabić Harry’ego i stworzyć horkruksa… Nie wiedziała, co ujrzy idąc za dziewczyną, ale na pewno nie spodziewała się TEGO. Już sam fakt, że Ślizgonka otworzyła Komnatę Tajemnic okazał się być przerażający. I ten nieludzki syk, który z siebie wydała, próbując otworzyć wejście do Komnaty. Słyszała to już, kiedy robił to Harry, ale w ustach Aranei wydawało to się być o wiele bardziej przerażające. Hermiona starała się opanować emocje, aby móc myśleć racjonalnie i po chwili zrozumiała pewien fakt. Aranei mówi w języku wężów. Aranei musi być potomkiem Salazara Slytherina, bądź kolejnym horkruksem. Obie opcje były równie przerażające. Albo Aranei jest córką Lorda Voldemorta, albo Czarny Pan nadal żyje, a jedna jego cząstka duszy może pomóc mu odrodzić się na nowo.
Gryfonka wzięła głęboki oddech.
„Myśl racjonalnie Hermiono…” – pomyślała. „Przecież Voldemort mógł mieć brata… Albo siostrę… Albo kuzyna… Nie musi to od razu być takie przerażające… Dobra… To i tak jest przerażające…” .
Próbując się opanować, Gryfonka dalej słuchała rozmowy.
-Sprytny plan. Jesteś genialna. –syknął Timore. Hermiona usłyszała jedynie syk.
-Oczywiście, że jestem. –odparła Aranei. –Mam to po tatusiu. Córka Lorda Voldemorta musi być przecież geniuszem.
Hermiona powtrzymała się, aby nie krzyknąć „A jednak!”.
Po tych słowach Aranei pożegnała się z wężem i opuściła Komnatę Tajemnic.
Gryfonka po chwili namysłu, poszła cicho za nią, modląc się, aby wąż nie usłyszał jej butów, stukających delikatnie o posadzkę.
                                                                                                                                                     

niedziela, 23 listopada 2014

XIII

Witam! Jako, że był jeden komentarz - wstawiam rozdział. ;)
Miłego czytania.
Wstawię następny kiedy będą... dwa komentarze (pogwiazdorzę sobie! a co!). :D


Draco szedł razem z Blaisem na śniadanie, ale gdy znaleźli się w tłumie uczniów, którzy przepychali się do Wielkiej Sali, stracił przyjaciela z zasięgu wzroku. W pewnym momencie poczuł czyjąś rękę na ramieniu i został wypchnięty z tłumu i popchnięty na ścianę. Zdenerwowany Ślizgon odwrócił się, by rozpoznać napastnika, którym okazała się być Aranei. Ta, widząc groźną minę przyjaciela, wybuchła śmiechem.
-Groooźny… -zakpiła. Draco złagodniał i uśmiechnął się.
-No? –zapytała Aranei. Malfoy zmarszczył brwi, nie wiedząc o co chodzi. –Co z Blaisem i Weasley?!
-Aaaa… -mruknął Draco, drapiąc się po karku. -Właściwie to wczoraj, jak wróciłem do dormitorium, Diabeł brał prysznic, a zanim wyszedł, to ja już zasnąłem.
Brunetka przewróciła oczami.
-Poważnie?
-Jak najbardziej. Dzisiaj rano go przycisnąłem, to powiedział, że mi wszystko opowie po lekcjach, więc się zgodziłem…
-Idiota. –warknęła Ślizgonka, po czym ponownie przyłączyła się to tłumu. Draco tylko z rozbawieniem pokręcił głową, po czym podążył za nią.

  Hermiona zeszła po schodach w pięknej, fiołkowej sukni, która doskonale do niej pasowała. Na twarzy miała delikatny uśmiech, a jej włosy upięte były w pięknego koka. Szpilki stukały delikatnie o schody, gdy szła ku swojemu partnerowi, który czekał na nią na dole i patrzył na Gryfonkę, niczym na boginię. Gdy dziewczyna stanęła koło niego, delikatnie wziął ją pod ramię i ruszyli razem na parkiet. Po Sali rozniósł się dźwięk skrzypiec, grający ulubioną melodię brunetki. W tym momencie na parkiecie nie było już nikogo, oprócz niej i jej partnera. Brązowooka nawet nie zastanawiała się jak dotąd, kim jest jej partner. Wiedziała po prostu, że czuje się w jego towarzystwie bardzo dobrze i tańczyła, przytulona do niego. Gdy jednak chłopak ujął ją pod brodę i zmusił, by spojrzała w jego piękne, szare tęczówki, zrozumiała z kim tańczy. Tańczyła właśnie z Draconem Malfoy’em! Brunetka wstrzymała oddech, jednak nie zaprzeczyła, gdy blondyn pocałował ją delikatnie w usta. Po jej ciele rozniosło się przyjemne ciepło, a na plecach Hermiona poczuła dziwne dreszcze. Nagle jednak Ślizgon zniknął, a zamiast w Sali balowej, Gryfonka znalazła się w jakimś bardzo ciemnym pomieszczeniu.
-Halo? –zawołała dziewczyna. Nikt nie odpowiedział. Nie wiedząc, czemu to robi brunetka pobiegła przed siebie i w tamtym momencie pomieszczenie wydało jej się nieskończenie długie.
-Halo? –zawołało coś za nią. W pierwszej chwili brązowooka pomyślała, że to echo, ale po chwili zorientowała się, że nie tak brzmi jej głos. Zatrzymała się więc, odwróciła niepewnie i niemal krzyknęła, gdy zobaczyła przed sobą Aranei Callidus. Ślizgonka miała na sobie długą, czarną szatę z ogromnym kapturem. Jej brązowe włosy były rozpuszczone i sięgały jej pasa. Pomimo ogromnego kaptura, przez który nie było widać połowy twarzy dziewczyny, Hermiona ją rozpoznała.
-A… Aranei? –zapytała niepewnie. W tym momencie usłyszała syk i spojrzała za siebie. Nim jednak zdążyła jakkolwiek zareagować, runęła na ziemię. Jedyne, co zobaczyła to ogromnego węża, który pełznął po jej nogach.
Oddychając ciężko, Gryfonka podniosła się do pozycji siedzącej i rozglądnęła wokół siebie. Nadal znajdowała się w Skrzydle Szpitalnym. Gdy trochę się uspokoiła, opadła z powrotem na łóżko i położyła się na boku. Chciała z powrotem zasnąć, ale nie mogła. Z ciekawości spojrzała na zegarek obok siebie, który wskazywał 7 rano. Brunetka przeciągnęła się leniwie i zawołała panią Pomfrey, która zadała jej setki pytań, takich jak „Jak się czujesz?”, „Czy coś cię boli?”, „Dobrze spałaś?” itp. Skończyło się na tym, że dała jej jakieś lekarstwa i pozwoliła wyjść, zanim jeszcze rozpoczęły się lekcje. Pani Pomfrey uznała, że Gryfonka już wydobrzała, ale ostrzegła ją, żeby miała się na baczności i nie wdawała więcej w żadne bójki. Granger niemalże prychnęła. Powstrzymała się jednak, bo to byłoby niegrzeczne. Hermiona nie zdążyła jednak na śniadanie, więc poszła prosto do dormitorium, gdzie zastała Ginny, pakującą w pośpiechu książki do torby. Gdy brunetka weszła do pokoju, ruda obejrzała się i spojrzała na nią, ale gdy tylko zobaczyła, że to ona, od razu odwróciła wzrok i zaczęła pakować książki z jeszcze większym pośpiechem.
-Ginn… -zaczęła Hermiona, ale nim zdążyła powiedzieć coś więcej, Wealsey’ówna minęła ją w drzwiach i wyszła szybkim krokiem z pokoju. Brunetka tylko westchnęła ze znużeniem. „Przecież nic takiego nie zrobiłam!” –pomyśła z zażenowaniem. Wiedziała jednak, że aby utrzymać dobre stosunki z przyjaciółką, będzie musiała ją później przeprosić. Dziewczyna spojrzała na zegarek i aż podskoczyła, kiedy okazało się, że już późno. Niemal w biegu wyciągnęła torbę i wrzuciła do niej potrzebne książki, pergamin i pióro, po czym wybiegła z pokoju i pobiegła do klasy eliksirów ile sił w nogach. Nie zdążyła jednak i gdy wpadła do klasy okazało się, że lekcja już trwa. Cała klasa spojrzała na nią. Zapewne wszyscy wiedzieli już o incydencie z poprzedniego dnia. A może nie?
-Prze.. praszam za spóźnienie… -wymamrotała dziewczyna, czując się bardzo niezręcznie.
-Nie szkodzi, panno Granger. –odparł spokojnie profesor Slughorn. –Proszę usiąść.
Hermiona pokiwała niepewnie głową i poczłapała do stolika, przy którym siedział Harry i Ron.
-Wypuściła cię?
-Jak się czujesz?
Ron i Harry równocześnie zasypali ją pytaniami, ale Hermiona powiedziała, że powie im wszystko na przerwie, bo na razie jest lekcja. Chłopcy tylko pokiwali głowami z zawiedzionymi minami, ale nie pytali już więcej. Nie wiedzieć czemu, uwagę dziewczyny przykuł stolik na drugim końcu klasy, gdzie siedzieli: Malfoy, Zabini, Parkinson i Callidus. Gryfonka najpierw spojrzała na Aranei, która wyglądała na znudzoną wykładem profesora. W tym momencie przypomniał jej się dzisiejszy sen i aż się wzdrygnęła. Zastanawiała się, co mógł on znaczyć. W tamtym momencie Aranei spojrzała prosto na nią i uśmiechnęła się. Hermiona zmarszczyła brwi i wtedy przypomniała sobie, że poprzedniego dnia się pogodziły, więc odwzajemniła uśmiech, chodź był on bardzo wymuszony. Obok Ślizgonki siedział Draco  i gdy Hermiona przypomniała sobie pierwszą część snu, momentalnie zrobiła się czerwona jak burak i raptownie odwróciła wzrok od ich stolika, próbując skupić uwagę na Slughornie.

  Po lekcji eliksirów, Aranei wyszła rozpromieniona z klasy, w towarzystwie Blaise’a i Dracona.
-A ty co się tak cieszysz? –zapytał zdziwiony ciemnoskóry.
-No bo wiecie, że teraz jest czas wolny? Można go wykorzystać na jakieś długie rozmowy o Diabłach i Wiewiórkach… 
-Ar! –skarcił ją Zabini, zatykając ręką usta. –Ktoś mógł usłyszeć.
Ślizgonka przewróciła oczami, a ciemnoskóry zabrał rękę.
-Dobra chodźcie do dormitorium mojego i Smoka. –powiedział po chwili ze zrezygnowaniem, po czym ruszył przed siebie. Draco i Aranei spojrzeli po sobie po czym przybili piątkę i ruszyli za przyjacielem.

Gdy już byli w ich pokoju, Blaise rzucił zaklęcie wyciszające, aby nikt z zewnątrz nie mógł podsłuchać.
Aranei usiadła na łóżku Dracona, obok blondyna, a Zabini na swoim.
-Zanim zaczniesz… -powiedział Malfoy. –Masz świadomość, że obojętnie, jak dziwna byłaby twoja opowieść, to i tak dostaniesz wpierdol za to, że nam o tym nie powiedziałeś wcześniej?
-Draco miał na myśli, że dostaniesz lanie. –wytłumaczyła sfrustrowana Callidus, jakby Blaise nie zrozumiał. Blondyn przewrócił oczami.
-Dobrze, że wytłumaczyłaś, bo na pewno nie zrozumiał…
-Chodziło mi o to, że…
-Dobra, macie zamiar gadać bez sensu, czy chcecie posłuchać? –zapytał zażenowany ciemnoskóry. Pozostała dwójka natychmiast się uspokoiła i nastawiła uszu.


 
  Hermiona miała akurat czas wolny, więc kierowała się do biblioteki, gdy nagle ktoś na nią wpadł.
-Ojej, przepraszam… -zaczęła natychmiast, ale gdy zobaczyła dobrze znanego sobie Rudzielca, dodała: -Albo i nie…
-Możemy porozmawiać? –zapytał spokojnie Gryfon. Hermiona chwilę się zastanowiła, po czym odparła „Czemu nie?”.
-Ale… nie tutaj… -powiedział chłopak, spoglądając na kilku uczniów, którzy również byli na korytarzu. Brunetka pokiwała głową, po czym ruszyła razem z Weasley’em w sąsiedni korytarz. Zatrzymali się, gdy nikogo nie zobaczyli na horyzoncie.
-O co chodzi? –zapytała Hermiona.
-No bo… Posłuchaj… Wcześniej nie miałem odwagi ci tego powiedzieć, ale… przepraszam.
Gryfonka uniosła jedną brew.
-Poważnie? Teraz? Wiesz, jest już chyba trochę za późno, więc… Wybacz, ale nie przyjmuję twoich przeprosin…
-Nie, Hermiono… Ja naprawdę… Naprawdę jest mi przykro i to był tylko jeden malutki pocałunek i ja nie chciałem, żeby to tak się potoczyło…
-Jeden, malutki pocałunek?! Ty chyba sobie żarty robisz! –przerwała mu dziewczyna. Nie miała ochoty wysłuchiwać takich głupot. Ledwo co się otrząsnęła, a rany powoli się goiły, a on musiał od nowa je rozdrapać. Wiedziała, że jeśli będzie dłużej drążyć tą rozmowę, to wygarnie wszystko Rudzielcowi i dobrze się to dla niego nie skończy.
-To nic nie znaczyło!
-Dlaczego mówisz mi to teraz?! –warknęła Gryfonka. –Tyle czasu czekałam na twoje przeprosiny, a doczekałam się ich dopiero po dwóch miesiącach?! Jesteś śmieszny!
-Ja po prostu…
-Nie, Ronaldzie. Nie chcę o tym rozmawiać. I … jeśli to już wszystko to… żegnam. –fuknęła Granger, coraz bardziej tracąc cierpliwość, po czym odwróciła się na pięcie, ale Weasley złapał ją za ramię, po czym przyciągnął do siebie i złączył jej usta ze swoimi. Hermiona oczekiwała na przyjemne ciepło, które kiedyś czuła, gdy Ron ją całował, ale nic. Jej uczucie do niego wygasło. Po prostu. Rana była tak ogromna, że teraz jedyne co do niego czuła to żal. Nic więcej.
Brunetka po chwili odepchnęła rudego.
-Idiota! –fuknęła, po czym spoliczkowała Gryfona.
-Myślałem że…
-Źle myślałeś Ron! Rozumiesz?! Nie kocham cię! I już nigdy nie pokocham!  -krzyknęła przez łzy dziewczyna, po czym uciekła.

  Blaise opowiedział przyjaciołom o tym, że Ginny podobała mu się od kiedy pamiętał, a potem, kiedy Harry, Ron i Hermiona wyruszyli na poszukiwanie horkruksów, ruda zamartwiała się jak nigdy. Mroczne Czasy to było dla niej nie lada zmartwienie. Chodź była twarda i w dzień skrywała emocje, to płakała po nocach. Któregoś wieczoru, gdy już była cisza nocna, Blaise pokłócił się z Pensy w pokoju wspólnym, po czym nie zwracając uwagi na ciszę nocną, wybiegł jak burza z lochów i gdy przechodził obok  Łazienki Jęczącej Marty, usłyszał szloch. Z ciekawości zajrzał do środka i zobaczył płaczącą Weasley’ównę. Wygadała mu się o tym, jak to martwi się o przyjaciół i zagroziła, że jeśli komuś o tym powie to znajdzie go i powiesi za jaja. Od tamtej pory Zabini martwił się o Weasley’ównę i codziennie patrzył na nią. Na jej cienie pod oczami, wynikające z nocnego płaczu, na jej smutne oczy i rude włosy, które straciły swój dawny blask. Potem była bitwa o Hogwart. Po bitwie Blaise zastanawiał się, co dzieje się z Ginny, a gdy na początku sierpnia spotkali się na Pokątnej i chłopak zobaczył Gryfonkę całą i zdrową, kamień mu spadł z serca. Zagadał ją i wtedy umówili się pierwszy raz, potem drugi. Nim się obejrzeli, oboje byli w sobie zakochani. Spotykali się ukradkiem prawie cały sierpień. Tydzień przed początkiem roku szkolnego, Weasley’ówna wystawiła Ślizgona i nie odpowiadała na sowy. Odezwała się dopiero dwa dni przed końcem roku i wtedy spotkali się ostatni raz po to, by z tym skończyć. Właściwie to Blaise nie miał nic do gadania. Kiedy zaczął się rok szkolny, Zabini widział, że Ginny dalej jest z Harrym, więc postanowił, że nie będzie ubiegał się o jej względy, skoro ona tego nie chce. Gdy jednak podsłuchał rozmowę Weasley’ówny z Potterem zrozumiał, że się pomylił. Gdy ruda wybiegła ze Skrzydła Szpitalnego zbulwersowana, chłopak uznał tę okazję za idealną do rozmowy.
-No… To właściwie tyle… -zakończył ciemnoskóry. Miał niepewności, co do reakcji swoich przyjaciół, ale z drugiej strony cieszył się, że mógł się wreszcie komuś wygadać.
-Och, słodki Salazarze! –powiedziała zafascynowana Aranei, łapiąc się za głowę. –Jakież to urocze!
Pozostała dwójka spojrzała na nią dziwnie.
-Co? Jestem pieprzoną romantyczką… -oznajmiła, wzruszając ramionami.
-Ach, te problemy sercowe… -zaśmiał się Draco. –Kurde, w ogóle to nieźle, nieźle… Nie wiem, co ci poradzić. Problemy sercowe to nie moja działka, ale dalej mam do ciebie wyrzuty o to, że mi o tym nie powiedziałeś wcześniej….
-No kurde, nie miałem jak, okay? To miała być tajemnica!
-Ale mi mogłeś powiedzieć…
-Oj wiem, że mogłem to zrobić wcześniej, ale zrobiłem teraz, jasne?
-Ciemne… -dodała zażenowana brunetka. –To co zamierzasz z tym zrobić?
-Oj nie, nie, nie. Koniec szczerych rozmów na dziś… -zaczął Blaise.
-Ach, mężczyźni… -westchnęła Callidus, po czym spojrzała na Dracona. –Za ile transma?
-Za 10 galeonów. –odparł blondyn z rozbawieniem.
-Bardzo śmieszne… -odparła ze znużeniem brunetka, chodź dało się dostrzec cień uśmiechu na jej twarzy.

  Na następnych lekcjach Hermiona starała się siadać z dala od Rona, co zmuszało ją również do siedzenia z daleka od Harry’ego, którego dziwiła postawa przyjaciółki.
-Wiesz może, o co chodzi Hermionie? –zapytał okularnik, gdy na zielarstwie Hermiona usiadła z Nevillem Longbottom’em i nawet nie spojrzała w stronę przyjaciół. Ron spojrzał na brunetkę.
-Nie mam pojęcia… -mruknął, po czym spojrzał na panią Sprout. Potter od razu rozpoznał, że Rudzielec kłamie, ale nie naciskał. Wiedział, że Gryfon prędzej, czy później powie mu o co chodzi .