No to łapcie nowy rozdzialik! ;)
(się rozpisałam)
(się rozpisałam)
Aranei szła dumnie korytarzem Hogwartu, gdy nagle ktoś złapał ją od tyłu w pasie. Zdziwiona obróciła się raptownie i ujrzała Dracona. Uśmiechnęła się lekko, ale zrzuciła jego ręce z siebie.
-No cześć… -zaczął z uśmiechem blondyn, a brunetka przyglądnęła mu się uważnie. Był ubrany dosyć luźno, chodź na nim zwykły t-shirt i jeasny wyglądały świetnie i musiała to przyznać. Jego prawie białe włosy opadały delikatnie na czoło, chodź nie były w nieładzie. Jednym słowem, musiała przyznać, że jak zawsze wyglądał bosko.
-Cześć. –odparła, również się uśmiechając. –Ale przecież widzieliśmy się już dzisiaj na śniadaniu… -stwierdziła.
-Wolę witać się milion razy, niż żegnać raz. –oznajmił Draco nonszalancko. Aranei skrzywiła się.
-Nie znoszę pożegnań. –stwierdziła.
-Ja też… To gdzie tak pędzisz? –zapytał Ślizgon. Brunetka chwilę się zastanowiła.
-Właściwie to nigdzie. Szwendam się po korytarzach.
-Może poszwendamy się razem?
Aranei spojrzała na niego dziwnie, po czym zaśmiała się.
-Jaki podryw. Poszwendamy się razem po korytarzach? –zaśmiała się. – A ty co tutaj robisz? –zapytała z zaciekawieniem.
-Tak właściwie to szukam ciebie. –oznajmił blondyn, chowając kciuki do kieszeni jeansów.
-A do czego ja ci potrzebna?
-Chciałem cię o coś spytać… -zaczął Ślizgon, uwodzicielskim tonem. Callidus zmarszczyła brwi słysząc, w jaki sposób się do niej zwraca, ale słuchała dalej. –Pójdziesz ze mną na bal? –zapytał.
-Phiiiii…. –zabrzmiało to jak kichnięcie. Spojrzała na niego z rozbawieniem, zbyt zaskoczona, żeby wydobyć z siebie coś więcej. –Ty tak poważnie?!
Draco lekko się zmieszał.
-Tak? –powiedział niepewnie. Aranei pokręciła głową.
-Nie ma mowy. Idę z kimś innym. –odparła. Blondyn zesztywniał.
-Z kim?! –zapytał, układając w głowie plan zabicia owego pechowca, który zaprosił Aranei.
-Z Potterem. –odparła z dumą. Ślizgon zacisnął dłonie w pięści. –Mówię poważnie.
-Niech ja go tylko… -zaczął.
-Sama go zaprosiłam. –sprostowała dziewczyna. Nie rozumiała złości przyjaciela.
-Dlaczego? –zapytał Malfoy zaskoczony. W jego głosie było słychać rozczarowanie i tłumioną złość.
Dziewczyna wzruszyła ramionami.
-Podoba mi się. –oznajmiła. Postanowiła, że najlepiej utrzymywać jedną wersję, żeby nikt nic nie podejrzewał. W Ślizgonie po tych słowach emocje sięgnęły zenitu. Zacisnął pięści tak mocno, że paznokcie wbiły mu się w skórę.
-KU*WA! –fuknął, tłukąc pięścią w ścianę, obok Aranei. Brunetka zesztywniała. Ściana lekko się skruszyła.
-Wow… -mruknęła, zbyt zaskoczona, by zareagować jakkolwiek inaczej. Po chwili zrozumiała. „Niech to szlag!”. Chciała mu wyjaśnić, żeby sobie nie robił nadziei, bo ona go uważa tylko i wyłącznie za przyjaciela, ale on już sfrustrowany pomknął szybkim krokiem korytarzem. Był taki wściekły, że jedyne, czego teraz pragnął to spotkać jakiegoś bezbronnego Gryfona i wyładować na nim całą swoją złość. Ślizgonka nie zamierzała za nim iść. Wzruszyła ramionami i ruszyła w swoim kierunku. Nadal nie mogła uwierzyć w to, że Draco się w niej zadurzył.
-No cześć… -zaczął z uśmiechem blondyn, a brunetka przyglądnęła mu się uważnie. Był ubrany dosyć luźno, chodź na nim zwykły t-shirt i jeasny wyglądały świetnie i musiała to przyznać. Jego prawie białe włosy opadały delikatnie na czoło, chodź nie były w nieładzie. Jednym słowem, musiała przyznać, że jak zawsze wyglądał bosko.
-Cześć. –odparła, również się uśmiechając. –Ale przecież widzieliśmy się już dzisiaj na śniadaniu… -stwierdziła.
-Wolę witać się milion razy, niż żegnać raz. –oznajmił Draco nonszalancko. Aranei skrzywiła się.
-Nie znoszę pożegnań. –stwierdziła.
-Ja też… To gdzie tak pędzisz? –zapytał Ślizgon. Brunetka chwilę się zastanowiła.
-Właściwie to nigdzie. Szwendam się po korytarzach.
-Może poszwendamy się razem?
Aranei spojrzała na niego dziwnie, po czym zaśmiała się.
-Jaki podryw. Poszwendamy się razem po korytarzach? –zaśmiała się. – A ty co tutaj robisz? –zapytała z zaciekawieniem.
-Tak właściwie to szukam ciebie. –oznajmił blondyn, chowając kciuki do kieszeni jeansów.
-A do czego ja ci potrzebna?
-Chciałem cię o coś spytać… -zaczął Ślizgon, uwodzicielskim tonem. Callidus zmarszczyła brwi słysząc, w jaki sposób się do niej zwraca, ale słuchała dalej. –Pójdziesz ze mną na bal? –zapytał.
-Phiiiii…. –zabrzmiało to jak kichnięcie. Spojrzała na niego z rozbawieniem, zbyt zaskoczona, żeby wydobyć z siebie coś więcej. –Ty tak poważnie?!
Draco lekko się zmieszał.
-Tak? –powiedział niepewnie. Aranei pokręciła głową.
-Nie ma mowy. Idę z kimś innym. –odparła. Blondyn zesztywniał.
-Z kim?! –zapytał, układając w głowie plan zabicia owego pechowca, który zaprosił Aranei.
-Z Potterem. –odparła z dumą. Ślizgon zacisnął dłonie w pięści. –Mówię poważnie.
-Niech ja go tylko… -zaczął.
-Sama go zaprosiłam. –sprostowała dziewczyna. Nie rozumiała złości przyjaciela.
-Dlaczego? –zapytał Malfoy zaskoczony. W jego głosie było słychać rozczarowanie i tłumioną złość.
Dziewczyna wzruszyła ramionami.
-Podoba mi się. –oznajmiła. Postanowiła, że najlepiej utrzymywać jedną wersję, żeby nikt nic nie podejrzewał. W Ślizgonie po tych słowach emocje sięgnęły zenitu. Zacisnął pięści tak mocno, że paznokcie wbiły mu się w skórę.
-KU*WA! –fuknął, tłukąc pięścią w ścianę, obok Aranei. Brunetka zesztywniała. Ściana lekko się skruszyła.
-Wow… -mruknęła, zbyt zaskoczona, by zareagować jakkolwiek inaczej. Po chwili zrozumiała. „Niech to szlag!”. Chciała mu wyjaśnić, żeby sobie nie robił nadziei, bo ona go uważa tylko i wyłącznie za przyjaciela, ale on już sfrustrowany pomknął szybkim krokiem korytarzem. Był taki wściekły, że jedyne, czego teraz pragnął to spotkać jakiegoś bezbronnego Gryfona i wyładować na nim całą swoją złość. Ślizgonka nie zamierzała za nim iść. Wzruszyła ramionami i ruszyła w swoim kierunku. Nadal nie mogła uwierzyć w to, że Draco się w niej zadurzył.
-*-
Draco wyszedł na błonia, trącając wszystkich po drodze. Właściwie szukał kogoś ze Świętej Trójcy. Najbardziej zależało mu na znalezieniu Pottera, ale ostatecznie zadowoliłby się tym nieudacznikiem Weasley’em. Jednak na swojej drodze napotkał Hermionę Granger.
Hermiona nie mogła pozbierać myśli. Co teraz zrobić? Czy ona jest w stanie zrobić to, co zamierza zrobić? Gryfonka jeszcze nie znała jej na tyle, by to stwierdzić. Miała nadzieję, że wszystko się jakoś rozstrzygnie. Ale jak? Przecież tylko ona o tym wiedziała! Musiała z tym się uporać sama. Nawet nie zauważyła, że do południa chodziła po błoniach i rozmyślała. Lecz nagle z rozmyślań wybił ją pewien wkurzający Ślizgon.
-Hej Granger! –zaczął, a jego ton wskazywał na to, że miał zaraz rzucić jakąś kąśliwą uwagę. Hermiona obróciła się niechętnie i postanowiła, że posłucha głupot, które blondyn ma jej do powiedzenia. –Och, biedna mała szlamcia szwenda się po błoniach, bo nie ma z kim pójść na bal. Co? Weasley cię rzucił dla tej pustej lali, Potter idzie na bal z Aranei, więc ty nie masz się z kim zabrać? Jakież to smutne… -zakpił. Hermiona nie miała pojęcia, o co mu może chodzić. Co go obchodzi z kim ona idzie na bal? Zaraz chwila „Potter idzie z Aranei”… I wszystko jasne.
-Wiesz Malfoy, to że Aranei odrzuciła twoje zaproszenie i idzie na bal z twoim największym wrogiem, to już nie moja sprawa. –odgryzła się. Blondyn zesztywniał i zrobił wściekłą minę.
-Dla twojej informacji mogę iść z każdą inną dziewczyną na bal! Żadna mi nie odmówi! Z tobą już inna sprawa. Nie masz Pottera, Weasley’a. Nie ma kto się już nad tobą zlitować! –zakpił. –Chyba, że odrobisz za niego pracę domową, albo dasz mu się przelecieć… Nie, wróć. To drugie nie. Na pewno nikt by cię nie chciał…
Miarka się przebrała. Hermiona zrobiła się czerwona ze złości. Nie wiedziała, że ktoś potrafi ją aż tak zdenerwować w zaledwie dwie sekundy.
-TY… TY! –warknęła. Nie mogła znaleźć słów, jakie by go opisywały. Idioto? Świnio? Zadufana w sobie fredko? Nadęty arystokrato?
-Och, widzę że trafiłem w czuły punkt. –stwierdził z satysfakcją Malfoy. –Co? Weasley cię nie puknął? A może byłaś taka słaba, że cię zostawił? Może wolał pieprzyć tamtą francuzkę… –zakpił z pogardą. Normalnie rzadko odzywał się w ten sposób, zwłaszcza do dziewczyn, ale teraz był wściekły. A zresztą… Granger była dla niego zaledwie nic nie znaczącą szlamą.
-Kretyn! –warknęła. –Nie masz za grosz szacunku do innych! Może i teraz wszystkie dziewczyny się za tobą uganiają, ale zobaczysz, że za kilka lat, kiedy minie młodość i uroda, będą ważne uczucia, których ty nie masz! Zostaniesz kiedyś sam ze sobą, ty zadufany w sobie dupku! –ostatnie słowa powiedziała przez łzy. Nie wiedziała skąd u niej ten wybuch, ale chyba najwyraźniej Draco wybrał niewłaściwą chwilę na sprzeczki. Blondyn zrobił zaskoczoną minę. Co ona powiedziała?
-Słucham? –zapytał nagle, jakby się otrząsnął. Granger dalej była czerwona ze złości.
-Już nie ważne… -mruknęła, próbując również się uspokoić, a jej skóra już po woli wracała do swojego dawnego odcienia. „Na Godryka! Znowu dałam się wyprowadzić z równowagi!” – skarciła się w duchu.
-Draco! –usłyszała brunetka i spojrzała w stronę, z którego dochodził dźwięk. Blondyn również tam zerknął i zobaczył biegnącą w jego stronę Pansy Parkinson.
-Na Salazara, Draco! Wyglądasz, jakbyś miał gorączkę! –krzyknęła wystraszona Ślizgonka, po czym podeszła delikatnie do przyjaciela i wyciągnęła rękę, aby sprawdzić, czy ma gorące czoło, ale Draco odepchnął jej rękę, minął ją i odszedł nerwowym krokiem. Pansy popędziła za nim, pytając co się dzieje. Hermionie momentalnie zrobiło się szkoda Ślizgonki. Od niepamiętnych czasów zabiega o jego względy, a on nawet nie jest dla niej miły. Zastanawiała się, czy to ze względu na jej głupotę, czy Pansy naprawdę coś czuje do owego Ślizgona. Bądź co bądź, łazi za nim krok w krok od kilku lat i na pewno wie, z kim ma do czynienia.
Hermiona westchnęła głęboko. „Miłość jest ślepa” –stwierdziła, po czym ruszyła w kierunku szkoły. „I wybacza wszystko” –odezwał się głosik w jej głowie.
-Ron? –odezwała się niepewnie Gryfonka. Rudzielec siedział na kanapie w pokoju wspólnym Gryfonów i gawędził o czymś z Harrym. Gdy usłyszał głos Hermiony natychmiast podskoczył i nie mógł uwierzyć własnym uszom. Odezwała się do niego? Ona? Z własnej woli?
Odwrócił się niepewnie i ujrzał Hermionę, patrzącą na niego spokojnie, chodź niepewnie. „Piękna jak zawsze” -stwierdził.
-Możemy porozmawiać? –zapytała po chwili. Ron pokiwał głową, bo w tej chwili nie mógł zdobyć się na nic innego i razem z Hermioną skierował się do wyjścia.
-Wiesz… -zaczęła w końcu, gdy spacerowali po błoniach. Nie chciała rozmawiać z nim w szkole, bo bała się że ktoś podsłucha i rozsieje jakieś głupie plotki, a ona nienawidziła nieporozumień. –Ja chciałam ci powiedzieć… że… -wzięła głęboki oddech. –że ci wybaczam. –oznajmiła w końcu.
Ron próbował przetworzyć sobie to, co przed chwilą powiedziała brunetka. Po chwili doszła do niego pewna informacja.
-Wybaczasz mi tylko dlatego, że nie masz z kim iść na bal. Harry się nie zgodził, a Neville zaprosił Lunę. –stwierdził. Hermiona wstrzymała oddech. „Co on powiedział?!”.
-C… Co?! –zapytała, zszokowana. Postanowiła mu wybaczyć zdradę, a on… Nie potrafi tego przyjąć?! Uważa, że próbuje go wykorzystać do własnych celów?! O co im wszystkim chodzi?! Czy to prawda, że nikt nie chce z nią iść na bal? Najwyraźniej, skoro wszyscy jej to mówią…
-To, co słyszałaś. Myślałaś, że Harry mi nie powie? Mówimy sobie wszystko.
Hermiona uniosła jedną brew.
-Prawie wszystko… -sprostował.
-Ron… Jak ty możesz być taki głupi?! –zapytała w końcu, zrezygnowana. Nie wiedziała, jak inaczej zareagować.
-No wiesz… Nie wszyscy mają Wybitny ze wszystkich przedmiotów. –oburzył się Rudzielec. Hermiona westchnęła sfrustrowana.
-Wiesz, że nie o to mi chodzi, Ronaldzie.
-Wiem dobrze o co ci chodzi. –oznajmił Gryfon. –Wybaczasz mi, bo Harry nie zgodził się iść z tobą na bal i chcesz mnie wykorzystać, żeby Harry był zazdrosny. Od kiedy on ci się podoba? A może to od samego początku chodziło o niego! –wywnioskował w końcu. Brunetka patrzyła na niego z szeroko otwartymi oczami.
-Poważnie?! Przecież wiesz, że Harry jest dla mnie jak brat!
-Nie tłumacz się już… -odparł Ron, po czym oddalił się parę kroków, by ruszyć w stronę szkoły.
-Ronaldzie Biliusie Weasley! –warknęła za nim Hermiona. –Wybaczyłam ci! Zdradę! Rozumiesz to?! Wybaczyłam! A ty nie dość, że nie potrafisz tego docenić, to jeszcze oskarżasz mnie o wykorzystywanie cię?! Jesteś Idiotą, Ronaldzie! –fuknęła. Ron spojrzał na nią, równie zaskoczony, co wściekły.
-Ciekawe, że wybaczyłaś mi dopiero po tym, jak Harry odrzucił twoje zaproszenie na bal! –warknął, po czym przyspieszył kroku i ruszył w stronę szkoły. W normalnych okolicznościach Hermiona by za nim pobiegła, ale teraz uznała, że nie ma zamiaru ubiegać się o jego względy. To koniec. Tyle przez niego płakała, wreszcie byli razem, zdradził ją, ona mu wybaczyła, a on nie potrafi tego docenić. Tyle razy mu wybaczała. Tego zarzutu już mu nie wybaczy. Będzie uparta. „Przeżyję bez niego. Bo jakżeby inaczej, prawda?” –pomyślała „Tego kwiatu jest pół światu” –dodała w myślach, nawet nie zauważając, że po jej policzkach strumieniem spływają łzy.
-*-
Aranei siedziała razem z Blaisem w pokoju wspólnym Ślizgonów i oglądała swoje paznokcie. Blaise opierał brodę o rękę i patrzył na nią z zażenowaniem.
-Masz może pilniczek? –zapytała po chwili.
-No jasne! –ożywił się ciemnoskóry. –Czekaj, wyciągnę ze swojej torebki! –oznajmił, po czym sięgnął pod nogi. –Cholera! Zostawiłem ją w pokoju… -westchnął ze zrezygnowaniem. Aranei parsknęła śmiechem.
-A to pech… -stwierdziła. W tym momencie do pokoju wszedł zdenerwowany Draco, a za nim przejęta Pansy. Malfoy usiadł pomiędzy Aranei, a Blaisem na kanapie i oparł się nonszalancko, jakby nic go w tym momencie nie obchodziło. Aranei spojrzała na niego z oburzeniem.
-Postoję. –oznajmiła Pansy, jakby kogokolwiek to obchodziło. Aranei spojrzała na nią z niesmakiem. Czy ona nie rozumie, że tylko naprzykrza się Draconowi? Dlaczego jeszcze sobie nie dała spokoju? Czy naprawdę jest taka głupia?
-Co jest, Smoku? –zapytał Blaise. Aranei spojrzała w inną stronę, jakby nagle zaciekawiły ją Astoria i Dafne Greengrass. Dafne opowiadała o czymś Milicencie, która słuchała z uwagą, co jakiś czas wydając okrzyk zaskoczenia, a Astoria patrzyła na nie ze znużeniem.
-Idę po ten pilniczek. –oznajmiła w końcu Aranei, gdy stwierdziła, że nie ma zamiaru obserwować denerwujących Ślizgonek. Blaise spojrzał na nią, marszcząc brwi. Brunetka wstała z miejsca i skierowała się do dormitorium. Pansy usiadła na jej miejsce.
-Co się stało, Draco? –zapytała z troską.
-Nie twoja sprawa. –warknął. Parkinson zamknęła oczy, starając się nie rozpłakać. Zawsze to robił. Zawsze ją olewał. Ale ona wierzyła, że w końcu to minie i chłopak przejrzy na oczy. Wystarczy odrobina cierpliwości.
-Pansy? –zapytał po chwili, spokojniej. Jego ton był przepraszający. Parkinson spojrzała na niego z uwielbieniem. –Z kim idziesz na bal?
-Jeszcze nie wiem… -zaczęła. Miała cichą nadzieję, że blondyn zmierza do tego, o czym myśli.
-Pójdziesz ze mną? –zapytał obojętnie. Pansy poczuła, jak fala radości przepływa przez nią i dopływa do mózgu. Chciała krzyknąć, ale opamiętała się.
-Jasne. –Ślizgonka starała się, aby jej ton brzmiał obojętnie, ale niemal zapiszczała. Blaise parsknął śmiechem. Draco spojrzał na niego wzorkiem, który mówił „Później ci powiem”. Zabini uniósł brwi, ale pokiwał głową.
To.Jest.Za.Krótkie.Ja.Chcę.Więcej.TERAZ.
OdpowiedzUsuńA teraz, żeby nie było, powiem, że rozdział naprawdę fajny, ale za krótki. Kobieto, zlituj się!
Do następnego! ;*
Popieram anonima i ide czytac dalej :)
OdpowiedzUsuń