Pierwszy rozdział trochę krótki, ale następne postaram się pisać dłuższe. Tak więc, miłego czytania (jeśli ktokolwiek to czyta). :)
Nie mogła w to uwierzyć.
Dziś jej 17 urodziny. Przyjęcie zaczyna się dopiero o godzinie 15, jednak ona
już dostała prezent od rodziców. Gdy wstała, matka od razu ją do siebie
zawołała.
-Aranei, przyjdź natychmiast. To ważne. –oznajmiła. Dziewczyna nawet się nie przebrała, tylko w koszuli nocnej zeszła do salonu. Tam czekała na nią wspaniała wiadomość.
-Posłuchaj, córeczko… -zaczął jej ojciec. –W Świecie Magii skończyła się II bitwa o Hogwart. Lord Voldemort nie żyje. Wiesz, co to dla ciebie oznacza? –zapytał. Brązowowłosa chwilę się zastanowiła, po czym wytrzeszczyła oczy.
-Jadę do Hogwartu? –zapytała z nadzieją w głosie.
-Tak kochanie. Już czas. W tym roku jedziesz do Hogwartu. –odparła Eliza. –Zaczynasz siódmy rok, co nie jest dla ciebie dobrą wiadomością, bo to ostatnia klasa, ale mam nadzieję, że ci to nie przeszkadza.
-Nie, no skądże! Dziękuję matko! –ucieszyła się Aranei i przytuliła mamę. Ojciec spojrzał na nią, unosząc wysoko brwi. –No i tobie, ojcze! –dodała z uśmiechem i uściskała Marcusa.
-Napisaliśmy już do dyrektorki. Zostaniesz przydzielona do domu, podczas ceremonii przydziału razem z uczniami pierwszorocznymi i będziesz miała dwa tygodnie na zaliczenie materiału z poprzednich klas. Mam nadzieję, że sobie poradzisz. Jesteś zdolna. –oznajmiła kobieta. Brązowowłosa odpowiedziała jej uśmiechem. –No, a teraz leć do pokoju i się wyszykuj. Dziś jest twój dzień. Co chcesz na śniadanie? –zapytała.
-Naleśniki z czekoladą i bitą śmietaną, poproszę. –odparła dziewczyna i odeszła.
-Skrzatek! –zawołała kobieta. Ten od razu się zjawił.
-Tak pani? –ukłonił się nisko.
-Przygotuj porcję naleśników z czekoladą i bitą śmietaną dla mojej córki. –rozkazała kobieta.
-Już się robi, pani. –znów się ukłonił i zniknął w kuchni.
Aranei pobiegła po schodach na górę, do swojego pokoju i od razu podeszła do wielkiego akwarium., znajdującego się obok jej łóżka. Zapukała w szybę, a wąż natychmiast się obudził i wypełzł przez otwór w dole szyby, który kiedyś Aranei kazała wyciąć Skrzatkowi, żeby Timore mógł swobodnie wchodzić i wychodzić z akwarium. Ufała swojemu gadowi, więc nie martwiła się o to, czy jej zrobi krzywdę, kiedy będzie spała.
-Coś się stało? –zapytał. On zawsze się o nią troszczył. Dziwiło ją jednak to, że tylko ona potrafiła z nim rozmawiać. Nikt w jej domu, ani zapewne nikt z jej otoczenia nie miał takiej zdolności. Rodzice nie chcieli jej powiedzieć dlaczego, więc zbytnio nie zastanawiała się nad tym, tylko korzystała z tej umiejętności do rozmów z przyjacielem.
-Och, nie uwierzysz, Timore. Rodzice pozwolili mi w tym roku jechać do Hogwartu! –odparła z entuzjazmem. Gad przez chwilę milczał, po czym zapytał:
-A czy ja będę mógł jechać z tobą?
Faktycznie, dziewczyna wcześniej nie zastanawiała się nad tym i nie zapytała rodziców, czy można brać ze sobą zwierzęta do tej szkoły. W przeciwnym razie będzie musiała się przygotować na rozstanie z przyjacielem, aż do świąt. Nie wiedziała, czy by to przeżyła.
-Nie wiem. –odparła, marszcząc brwi. –Muszę zapytać rodziców… Ale musisz ze mną pojechać. Nie pojadę bez ciebie. –oznajmiła stanowczym tonem.
-Cieszy mnie to. Zawsze chciałem zobaczyć Hogwart. –syknął wąż.
-I zobaczysz. –odparła dziewczyna z uśmiechem, po czym podeszła do szafy, z której wyjęła zieloną sukienkę do kolan z rękawami, które sięgały lekko za łokcie; niebieskie, zamszowe baleriny i rajstopy, ponieważ uznała, że ma zbyt blade nogi, żeby się nimi chwalić. Z tym zestawem poszła do toalety. Tam nalała wody do wanny i już po chwili leżała w gorącej wodzie, zanurzona po samą szyję, wdychając swój ulubiony zapach płynu – różany. Dopiero po godzinie, gdy woda wystygła, zdecydowała się wyjść. Wytarła się swoim puchatym ręcznikiem, umyła zęby, po czym ubrała się we wcześniej już przygotowany przez nią zestaw. Rzęsy przejechała czarną maskarą, włosy spieła w wysokiego kucyka, a na uszy założyła kolczyki z pereł.
Gdy już była gotowa, wyszła z łazienki i zeszła do jadalni, gdzie czekało na nią przygotowane przez Skrzatka śniadanie. Szybko je skonsumowała i poszła do ogrodu, by zobaczyć, jak idą przygotowania do przyjęcia. Wyszła na kamienną ścieżkę, którą otaczały drzewka. Ich korony były, jak zawsze, idealnie przycięte na kształt koła. Dziś każde z nich było ozdobione kolorowymi lampkami, niczym choinka. Aranei poszła dalej ścieżką i zeszła na zazwyczaj pusty trawnik, na którym dziś postawione były stoły z jedzeniem. Dziewczyna obserwowała skrzaty, które krzątały się po całym ogrodzie. Niektóre z nich wnosiły jedzenie i kładły na stole, niektóre taszczyły krzesła, a inne ozdabiały ławki i krzewy kolorowymi kwiatami i lampkami. Brązowowłosa spojrzała na Skrzatka, który wspinał się po drabinie, aby ozdobić fontannę, jednak pośliznął się o jeden szczebel i z pluskiem wpadł do fontanny. Dziewczyna zaśmiała się i przez chwilę zastanawiała się, czy by nie pomóc skrzatowi, ale ten już sam sobie poradził i wyciskał wodę z końcówek swojego ubrania, przypominającego starą poszewkę od poduszki.
-I jak ci się podoba? –zapytała matka, która nie wiadomo skąd nagle zmaterializowała się obok córki.
-Jest znakomicie. Mam tylko jedno pytanie. –powiedziała brązowooka i spojrzała na matkę. Ta pokiwała głową, na znak, że słucha. –Kogo tym razem zaprosiliście? –dziewczyna zwykle sama nie pisała listy gości, bo nie miała na to głowy. Rodzice znali jej znajomych i zwykle ich zapraszali, jak również członków rodziny, z których większość Aranei rzadko widywała, ponieważ mieszkali daleko.
-Z twoich znajomych jedynie Laurę i Agathę. Mam nadzieję, że nie masz nam tego za złe? –zapytała kobieta. Dziewczyna pokręciła głową na znak, że nie ma. –To znakomicie. Poza tym zaprosiliśmy ciotkę Patty z mężem i dziećmi, wujka Tony’ego… -zaczęła wymieniać kobieta. Przy dziesiątym wujku, dziewczyna przestała słuchać i zaczęła dalej obserwować skrzaty. -… No i poza tym zaprosiliśmy jeszcze kilku znajomych ze Świata Magicznego. –na te słowa dziewczyna znów spojrzała na matkę, a ta zaczęła wymieniać. –Parkinsonów z córką, pani Zabini z Blaisem , Malfoy’ów z synem… -Aranei nigdy wcześniej nie słyszała żadnego z tych nazwisk, oprócz Zabinich. Kiedyś przyjeżdżali do nich z synem, który opowiadał jej dużo o Hogwarcie. Polubiła go, nawet bardzo, ale od jakichś trzech lat nie widziała go, więc nawet zapomniała, jak wygląda. –Wiesz, mamy z ojcem nadzieję, że zawrzesz nowe znajomości, przed przyjazdem do Hogwartu, żebyś na miejscu nie zakolegowała się z byle kim. Wiesz co mam na myśli?
-Jasne. Dzięki matko. –odparła dziewczyna z uśmiechem i wróciła do domu. Poszła, jak zawsze po kamiennych schodach na górę i otworzyła pierwsze drzwi w korytarzu po prawej. Runęła na łóżko, nawet nie zauważając, że mało co nie udusiła przyjaciela.
-Może byś trochę uważała? –syknął wąż z goryczą.
-Okej, przepraszam. –westchnęła, podnosząc się. –Jestem trochę… zamyślona.
-No właśnie widzę. –gad wrócił do swojego akwarium. –Ja idę spać. Obudź mnie, jak będę do czegoś potrzebny.
-Jasne. –odparła brunetka. Sięgnęła do swojej szafki nocnej, z której wyjęła książkę pod tytułem „Tajemnice czarnej magii.” i zaczęła ją czytać. Nawet nie zauważyła, jak minęło kilka godzin, gdy do jej pokoju wpadła matka.
-Aranei, zejdź na dół, przywitać pierwszych gości! –rozkazała. Dziewczyna odłożyła książkę do szuflady i wstała z łóżka. Przed wyjściem z pokoju poprawiła włosy przed lustrem i przygładziła sukienkę. Zeszła po kamiennych schodach, a jej oczom ukazała się piękna, czarnoskóra kobieta, w zielonej sukience, podobnie szytej do tej, którą ona sama miała na sobie, jednak bez rękawów. Obok niej stał - również ciemnoskóry - chłopak, który wyglądał na nieco młodszego od kobiety. Dziewczyna chwilę się zastanowiła, po czym się ocknęła.
-Blaise! –krzyknęła i zbiegła po schodach, prosto w ramiona chłopaka, który przytulił ją do siebie. Gdy wreszcie się od niego oderwała podała rękę pani Zabini.
-Dzień dobry, pani Zabini. Nic się pani nie zmieniła. –zwróciła się do kobiety uprzejmym tonem.
-Dziękuję, Aranei. Ty za to bardzo się zmieniłaś. Wyrosła z ciebie piękna kobieta. –odpowiedziała kobieta z uśmiechem. –Wszystkiego najlepszego. –podała dziewczynie niezbyt dużą paczkę, owiniętą niebieskim papierem prezentowym, przewiązanym srebrną wstążką.
-Dziękuję bardzo. –odparła Aranei, odbierając prezent.
-Khe, khe em.. –odchrząknął Blaise. Gdy dziewczyna na niego spojrzała, zaczął mówić. –Ja też ci chciałem pożyczyć wszystkiego najlepszego. Zdrowia, szczęścia, pieniędzy, które już masz, uśmiechu, który ci nie schodzi z twarzy, urody, żeby cię nie opuściła… -puścił jej oczko, na co brunetka wywróciła oczami. –No i wszystkiego, o czym marzysz. –dodał, po czym dał dziewczynie duży, podłużny prezent, tak samo zapakowany, jak ten od jego matki.
-Dzięki, Blaise. –powiedziała dziewczyna z uśmiechem, po czym przytuliła chłopaka i odebrała prezent. –Lecę to zanieść na górę, a wy rozgośćcie się. –powiedziała dziewczyna, wskazując na prezenty i poszła na górę. Zatrzymała się w połowie schodów. –Aha, i jakbyście czegoś potrzebowali, zawołajcie któregoś ze skrzatów. –dodała i poszła do pokoju. Tam usiadła na łóżku i rozpakowała prezenty. W mniejszym, od pani Zabini, znalazła bardzo ładnie zapakowane, srebrne kolczyki z szafirami. W drugim znalazła miotłę. Chwila… miotłę? Przecież ona nie umiała latać. Och, głupi Blaise… No, ale trudno. Nauczy się. Nic nie sprzątając, zeszła znów na dół, gdzie w progu już stali nowi goście.
-Aranei! –krzyknęły bliźniaczki.
-Laura! Agatha! –krzyknęła dziewczyna, zbiegając ze schodów. Obie dziewczyny miały na sobie takie same sukienki, do kolan, bez ramiączek, tyle że Laura miała brzoskwiniową, a Agatha jasnoniebieską. Obie również miały takie same fryzury – ich blond włosy były spięte w staranne koki. Gdy zeszła, dziewczyny od razu do niej podbiegły i ją uściskały.
-Wszystkiego najlepszego. –powiedziały równocześnie, na co dziewczyna westchnęła. „Będzie mi tego brakować”, pomyślała.
-Dziękuję. –powiedziała z uśmiechem, gdy podawały jej średniej wielkości pudełko. –Skrzatek!–zawołała dziewczyna, a ten po sekundzie się zjawił, mrucząc „Tak, pani?”. –Będziesz odbierał od gości prezenty i zanosił je do mojego pokoju. –rozkazała, a ten ukłonił się i odszedł.
-To jak wam minęły wakacje? –zapytała przyjaciółek, gdy przechadzały się kamienną ścieżką, żeby podwędzić parę smakołyków ze stołu. W tym czasie w ogrodzie zebrali się już chyba wszyscy goście, jednak ona na szczęście nie musiała wszystkich witać w progu.
-Cudownie. Byłyśmy na Karaibach. –powiedziała Laura. –Agatha, opowiedz jej, jak na plaży ten przystojniak wrzucił mnie do morza. –blondynki długo opowiadały solenizantce o swoich wakacjach, co jakiś czas chichotając. W pewnym momencie, gdy były już przy smakołykach, matka dziewczyny zabrała głos, a wszyscy goście skierowali wzrok na nią, oprócz bliźniaczek, które przyglądały się z zaciekawieniem blondynowi, stojącemu obok fontanny. Zaczęły szturchać brunetkę.
-Skoro już wszyscy jesteśmy, chciałabym aby wszyscy zebrali się tutaj, przy stole z jedzeniem! –powiedziała kobieta. Ludzie porozpraszani po całym ogrodzie zebrali się przy stole. Bliźniaczki dalej szturchały solenizantkę z obu stron.
-Przestańcie...–szepnęła, a te ją posłuchały. Po chwili Skrzatek przywiózł na wózku wielki tort.
-W środku jest czekoladowy. –szepnęła Aranei do bliźniaczek. Gdy skrzat zapalił świeczki na torcie, wszyscy zaczęli krzyczeć :„Pomyśl życzenie!”
Aranei pomyślała: „Chcę, aby ten rok w Hogwarcie był dla mnie idealny i niezapomniany.” I zdmuchnęła świeczki, a wszyscy goście zaczęli klaskać i śpiewać „100 lat”. Po chwili wszyscy zajadali się tortem. Aranei zjadła swój kawałek i zaproponowała przyjaciółkom, by usiadły z nią na ławce. Gdy już siedziały, przystojny blondyn zaczął się do nich zbliżać, a blondynki znowu zaczęły szturchać brązowooką.
-Co znowu? –zapytała, jednak nie dała im dojść do słowa. –Ej, właśnie. A o co wam wcześniej chodziło? –zanim zdążyły odpowiedzieć, stanęli nad nią dwaj chłopcy: Blaise i jakiś blondyn w czarnym garniturze. Aranei wstała.
-Aranei, to jest Draco. –przedstawił przyjaciela ciemnoskóry.
-Draco Malfoy. –powiedział blondyn.
-Aranei Callidus, miło mi. –odparła brunetka i wyciągnęła rękę, aby uścisnąć chłopakowi dłoń, jednak blondyn ukłonił się i po dżentelmeńsku, chwycił jej dłoń i pocałował dziewczynę w nią.
-Mnie również. –odparł. –Wszystkiego najlepszego.
-Dziękuję. –odparła Aranei, oczarowana jego dobrym wychowaniem. Bliźniaczki mało co nie dostały zadyszki. –A to są Agatha i Laura. –wskazała na bliźniaczki, a te wstały. Je również Draco przywitał tym samym gestem, ale wtedy podeszła do nich mama dziewczyny.
-Witajcie. Jak się bawicie? –zapytała.
-Dzień dobry. Wspaniałe przyjęcie, pani Callidus. –powiedział uprzejmie Malfoy. Eliza odpowiedziała mu uśmiechem.
-Próbowałyście już ciastek, dziewczyny? –zwróciła się kobieta do bliźniaczek. Te pokręciły głowami. –To spróbujcie. Są pyszne. A za ten czas chłopcy może opowiedzą Aranei o szkole, co? –brunetka spojrzała najpierw na matkę, potem znów na przyjaciółki. Czyżby kobieta powiedziała im o tym, że jej córka jest czarodziejką? Matka widząc jej pytające spojrzenie, dodała: -Tak Aranei, mówiłam im, że się przepisujesz do prywatnej szkoły we Francji. –powiedziała. Solenizantka pokiwała głową. Gdy bliźniaczki odeszły wraz z jej matką, Blaise wybuchł śmiechem.
-A tobie co? –zapytał blondyn.
-Widziałeś, jak one pożerały cię wzrokiem? –wydusił z siebie ciemnoskóry, po czym znów wybuchł śmiechem.
-Zazdrościsz, bo na ciebie nawet nie spojrzały. –odparł Draco nonszalancko. Aranei stłumiła śmiech, a Zabini przestał się śmiać i spojrzał na Malfoy’a z oburzeniem.
-Na moje szczęście. –powiedział. –Nawet nie są w moim typie. –dodał.
-Ta, wmawiaj to sobie, Diable. –przyjaciel poklepał go po ramieniu.
-To co, Aranei? –ciemnoskóry nagle zmienił temat. –Już otworzyłaś prezent ode mnie?
-Tak, dzięki. Tyle, że ja nie umiem latać…
-Spokojnie, nauczę cię. –zaproponował blondyn. –Jaką miotłę jej kupiłeś? –skierował się do Blaise’a.
-Błyskawicę. –uniósł dumnie głowę. –I … nie, nie nauczysz jej. Ja ją nauczę. –dodał, tonem nie znoszącym sprzeciwu.
-Może niech ona sama wybierze, kto ją nauczy. –odparł Draco, na co Aranei poczuła się, jak zabawka, o którą kłóci się para pięciolatków.
-Blaise mi kupił miotłę, Blaise mnie nauczy latać na miotle. –oznajmiła. Draco popatrzył na nią z niedowierzaniem. Zwykle nikt mu niczego nie odmawiał, zwłaszcza, kiedy sam coś proponował, a robił to rzadko.
-Ha ha! Przegrałeś. –zaśmiał się Blaise.
-Oj, cicho siedź. –mruknął Malfoy, na co Aranei się uśmiechnęła, słysząc oburzenie w jego głosie.
Na przyjęciu Aranei poznała też Pansy Parkinson, Millicentę Bulstrode i Teodora Notta. Wszyscy byli uczniami Slytherinu. Zrozumiała, że jej rodzice z góry zakładali, że ona też trafi do tego domu. A co jeśli tak się nie stanie? Nie potrafiła tego sobie wyobrazić.
-Aranei, przyjdź natychmiast. To ważne. –oznajmiła. Dziewczyna nawet się nie przebrała, tylko w koszuli nocnej zeszła do salonu. Tam czekała na nią wspaniała wiadomość.
-Posłuchaj, córeczko… -zaczął jej ojciec. –W Świecie Magii skończyła się II bitwa o Hogwart. Lord Voldemort nie żyje. Wiesz, co to dla ciebie oznacza? –zapytał. Brązowowłosa chwilę się zastanowiła, po czym wytrzeszczyła oczy.
-Jadę do Hogwartu? –zapytała z nadzieją w głosie.
-Tak kochanie. Już czas. W tym roku jedziesz do Hogwartu. –odparła Eliza. –Zaczynasz siódmy rok, co nie jest dla ciebie dobrą wiadomością, bo to ostatnia klasa, ale mam nadzieję, że ci to nie przeszkadza.
-Nie, no skądże! Dziękuję matko! –ucieszyła się Aranei i przytuliła mamę. Ojciec spojrzał na nią, unosząc wysoko brwi. –No i tobie, ojcze! –dodała z uśmiechem i uściskała Marcusa.
-Napisaliśmy już do dyrektorki. Zostaniesz przydzielona do domu, podczas ceremonii przydziału razem z uczniami pierwszorocznymi i będziesz miała dwa tygodnie na zaliczenie materiału z poprzednich klas. Mam nadzieję, że sobie poradzisz. Jesteś zdolna. –oznajmiła kobieta. Brązowowłosa odpowiedziała jej uśmiechem. –No, a teraz leć do pokoju i się wyszykuj. Dziś jest twój dzień. Co chcesz na śniadanie? –zapytała.
-Naleśniki z czekoladą i bitą śmietaną, poproszę. –odparła dziewczyna i odeszła.
-Skrzatek! –zawołała kobieta. Ten od razu się zjawił.
-Tak pani? –ukłonił się nisko.
-Przygotuj porcję naleśników z czekoladą i bitą śmietaną dla mojej córki. –rozkazała kobieta.
-Już się robi, pani. –znów się ukłonił i zniknął w kuchni.
Aranei pobiegła po schodach na górę, do swojego pokoju i od razu podeszła do wielkiego akwarium., znajdującego się obok jej łóżka. Zapukała w szybę, a wąż natychmiast się obudził i wypełzł przez otwór w dole szyby, który kiedyś Aranei kazała wyciąć Skrzatkowi, żeby Timore mógł swobodnie wchodzić i wychodzić z akwarium. Ufała swojemu gadowi, więc nie martwiła się o to, czy jej zrobi krzywdę, kiedy będzie spała.
-Coś się stało? –zapytał. On zawsze się o nią troszczył. Dziwiło ją jednak to, że tylko ona potrafiła z nim rozmawiać. Nikt w jej domu, ani zapewne nikt z jej otoczenia nie miał takiej zdolności. Rodzice nie chcieli jej powiedzieć dlaczego, więc zbytnio nie zastanawiała się nad tym, tylko korzystała z tej umiejętności do rozmów z przyjacielem.
-Och, nie uwierzysz, Timore. Rodzice pozwolili mi w tym roku jechać do Hogwartu! –odparła z entuzjazmem. Gad przez chwilę milczał, po czym zapytał:
-A czy ja będę mógł jechać z tobą?
Faktycznie, dziewczyna wcześniej nie zastanawiała się nad tym i nie zapytała rodziców, czy można brać ze sobą zwierzęta do tej szkoły. W przeciwnym razie będzie musiała się przygotować na rozstanie z przyjacielem, aż do świąt. Nie wiedziała, czy by to przeżyła.
-Nie wiem. –odparła, marszcząc brwi. –Muszę zapytać rodziców… Ale musisz ze mną pojechać. Nie pojadę bez ciebie. –oznajmiła stanowczym tonem.
-Cieszy mnie to. Zawsze chciałem zobaczyć Hogwart. –syknął wąż.
-I zobaczysz. –odparła dziewczyna z uśmiechem, po czym podeszła do szafy, z której wyjęła zieloną sukienkę do kolan z rękawami, które sięgały lekko za łokcie; niebieskie, zamszowe baleriny i rajstopy, ponieważ uznała, że ma zbyt blade nogi, żeby się nimi chwalić. Z tym zestawem poszła do toalety. Tam nalała wody do wanny i już po chwili leżała w gorącej wodzie, zanurzona po samą szyję, wdychając swój ulubiony zapach płynu – różany. Dopiero po godzinie, gdy woda wystygła, zdecydowała się wyjść. Wytarła się swoim puchatym ręcznikiem, umyła zęby, po czym ubrała się we wcześniej już przygotowany przez nią zestaw. Rzęsy przejechała czarną maskarą, włosy spieła w wysokiego kucyka, a na uszy założyła kolczyki z pereł.
Gdy już była gotowa, wyszła z łazienki i zeszła do jadalni, gdzie czekało na nią przygotowane przez Skrzatka śniadanie. Szybko je skonsumowała i poszła do ogrodu, by zobaczyć, jak idą przygotowania do przyjęcia. Wyszła na kamienną ścieżkę, którą otaczały drzewka. Ich korony były, jak zawsze, idealnie przycięte na kształt koła. Dziś każde z nich było ozdobione kolorowymi lampkami, niczym choinka. Aranei poszła dalej ścieżką i zeszła na zazwyczaj pusty trawnik, na którym dziś postawione były stoły z jedzeniem. Dziewczyna obserwowała skrzaty, które krzątały się po całym ogrodzie. Niektóre z nich wnosiły jedzenie i kładły na stole, niektóre taszczyły krzesła, a inne ozdabiały ławki i krzewy kolorowymi kwiatami i lampkami. Brązowowłosa spojrzała na Skrzatka, który wspinał się po drabinie, aby ozdobić fontannę, jednak pośliznął się o jeden szczebel i z pluskiem wpadł do fontanny. Dziewczyna zaśmiała się i przez chwilę zastanawiała się, czy by nie pomóc skrzatowi, ale ten już sam sobie poradził i wyciskał wodę z końcówek swojego ubrania, przypominającego starą poszewkę od poduszki.
-I jak ci się podoba? –zapytała matka, która nie wiadomo skąd nagle zmaterializowała się obok córki.
-Jest znakomicie. Mam tylko jedno pytanie. –powiedziała brązowooka i spojrzała na matkę. Ta pokiwała głową, na znak, że słucha. –Kogo tym razem zaprosiliście? –dziewczyna zwykle sama nie pisała listy gości, bo nie miała na to głowy. Rodzice znali jej znajomych i zwykle ich zapraszali, jak również członków rodziny, z których większość Aranei rzadko widywała, ponieważ mieszkali daleko.
-Z twoich znajomych jedynie Laurę i Agathę. Mam nadzieję, że nie masz nam tego za złe? –zapytała kobieta. Dziewczyna pokręciła głową na znak, że nie ma. –To znakomicie. Poza tym zaprosiliśmy ciotkę Patty z mężem i dziećmi, wujka Tony’ego… -zaczęła wymieniać kobieta. Przy dziesiątym wujku, dziewczyna przestała słuchać i zaczęła dalej obserwować skrzaty. -… No i poza tym zaprosiliśmy jeszcze kilku znajomych ze Świata Magicznego. –na te słowa dziewczyna znów spojrzała na matkę, a ta zaczęła wymieniać. –Parkinsonów z córką, pani Zabini z Blaisem , Malfoy’ów z synem… -Aranei nigdy wcześniej nie słyszała żadnego z tych nazwisk, oprócz Zabinich. Kiedyś przyjeżdżali do nich z synem, który opowiadał jej dużo o Hogwarcie. Polubiła go, nawet bardzo, ale od jakichś trzech lat nie widziała go, więc nawet zapomniała, jak wygląda. –Wiesz, mamy z ojcem nadzieję, że zawrzesz nowe znajomości, przed przyjazdem do Hogwartu, żebyś na miejscu nie zakolegowała się z byle kim. Wiesz co mam na myśli?
-Jasne. Dzięki matko. –odparła dziewczyna z uśmiechem i wróciła do domu. Poszła, jak zawsze po kamiennych schodach na górę i otworzyła pierwsze drzwi w korytarzu po prawej. Runęła na łóżko, nawet nie zauważając, że mało co nie udusiła przyjaciela.
-Może byś trochę uważała? –syknął wąż z goryczą.
-Okej, przepraszam. –westchnęła, podnosząc się. –Jestem trochę… zamyślona.
-No właśnie widzę. –gad wrócił do swojego akwarium. –Ja idę spać. Obudź mnie, jak będę do czegoś potrzebny.
-Jasne. –odparła brunetka. Sięgnęła do swojej szafki nocnej, z której wyjęła książkę pod tytułem „Tajemnice czarnej magii.” i zaczęła ją czytać. Nawet nie zauważyła, jak minęło kilka godzin, gdy do jej pokoju wpadła matka.
-Aranei, zejdź na dół, przywitać pierwszych gości! –rozkazała. Dziewczyna odłożyła książkę do szuflady i wstała z łóżka. Przed wyjściem z pokoju poprawiła włosy przed lustrem i przygładziła sukienkę. Zeszła po kamiennych schodach, a jej oczom ukazała się piękna, czarnoskóra kobieta, w zielonej sukience, podobnie szytej do tej, którą ona sama miała na sobie, jednak bez rękawów. Obok niej stał - również ciemnoskóry - chłopak, który wyglądał na nieco młodszego od kobiety. Dziewczyna chwilę się zastanowiła, po czym się ocknęła.
-Blaise! –krzyknęła i zbiegła po schodach, prosto w ramiona chłopaka, który przytulił ją do siebie. Gdy wreszcie się od niego oderwała podała rękę pani Zabini.
-Dzień dobry, pani Zabini. Nic się pani nie zmieniła. –zwróciła się do kobiety uprzejmym tonem.
-Dziękuję, Aranei. Ty za to bardzo się zmieniłaś. Wyrosła z ciebie piękna kobieta. –odpowiedziała kobieta z uśmiechem. –Wszystkiego najlepszego. –podała dziewczynie niezbyt dużą paczkę, owiniętą niebieskim papierem prezentowym, przewiązanym srebrną wstążką.
-Dziękuję bardzo. –odparła Aranei, odbierając prezent.
-Khe, khe em.. –odchrząknął Blaise. Gdy dziewczyna na niego spojrzała, zaczął mówić. –Ja też ci chciałem pożyczyć wszystkiego najlepszego. Zdrowia, szczęścia, pieniędzy, które już masz, uśmiechu, który ci nie schodzi z twarzy, urody, żeby cię nie opuściła… -puścił jej oczko, na co brunetka wywróciła oczami. –No i wszystkiego, o czym marzysz. –dodał, po czym dał dziewczynie duży, podłużny prezent, tak samo zapakowany, jak ten od jego matki.
-Dzięki, Blaise. –powiedziała dziewczyna z uśmiechem, po czym przytuliła chłopaka i odebrała prezent. –Lecę to zanieść na górę, a wy rozgośćcie się. –powiedziała dziewczyna, wskazując na prezenty i poszła na górę. Zatrzymała się w połowie schodów. –Aha, i jakbyście czegoś potrzebowali, zawołajcie któregoś ze skrzatów. –dodała i poszła do pokoju. Tam usiadła na łóżku i rozpakowała prezenty. W mniejszym, od pani Zabini, znalazła bardzo ładnie zapakowane, srebrne kolczyki z szafirami. W drugim znalazła miotłę. Chwila… miotłę? Przecież ona nie umiała latać. Och, głupi Blaise… No, ale trudno. Nauczy się. Nic nie sprzątając, zeszła znów na dół, gdzie w progu już stali nowi goście.
-Aranei! –krzyknęły bliźniaczki.
-Laura! Agatha! –krzyknęła dziewczyna, zbiegając ze schodów. Obie dziewczyny miały na sobie takie same sukienki, do kolan, bez ramiączek, tyle że Laura miała brzoskwiniową, a Agatha jasnoniebieską. Obie również miały takie same fryzury – ich blond włosy były spięte w staranne koki. Gdy zeszła, dziewczyny od razu do niej podbiegły i ją uściskały.
-Wszystkiego najlepszego. –powiedziały równocześnie, na co dziewczyna westchnęła. „Będzie mi tego brakować”, pomyślała.
-Dziękuję. –powiedziała z uśmiechem, gdy podawały jej średniej wielkości pudełko. –Skrzatek!–zawołała dziewczyna, a ten po sekundzie się zjawił, mrucząc „Tak, pani?”. –Będziesz odbierał od gości prezenty i zanosił je do mojego pokoju. –rozkazała, a ten ukłonił się i odszedł.
-To jak wam minęły wakacje? –zapytała przyjaciółek, gdy przechadzały się kamienną ścieżką, żeby podwędzić parę smakołyków ze stołu. W tym czasie w ogrodzie zebrali się już chyba wszyscy goście, jednak ona na szczęście nie musiała wszystkich witać w progu.
-Cudownie. Byłyśmy na Karaibach. –powiedziała Laura. –Agatha, opowiedz jej, jak na plaży ten przystojniak wrzucił mnie do morza. –blondynki długo opowiadały solenizantce o swoich wakacjach, co jakiś czas chichotając. W pewnym momencie, gdy były już przy smakołykach, matka dziewczyny zabrała głos, a wszyscy goście skierowali wzrok na nią, oprócz bliźniaczek, które przyglądały się z zaciekawieniem blondynowi, stojącemu obok fontanny. Zaczęły szturchać brunetkę.
-Skoro już wszyscy jesteśmy, chciałabym aby wszyscy zebrali się tutaj, przy stole z jedzeniem! –powiedziała kobieta. Ludzie porozpraszani po całym ogrodzie zebrali się przy stole. Bliźniaczki dalej szturchały solenizantkę z obu stron.
-Przestańcie...–szepnęła, a te ją posłuchały. Po chwili Skrzatek przywiózł na wózku wielki tort.
-W środku jest czekoladowy. –szepnęła Aranei do bliźniaczek. Gdy skrzat zapalił świeczki na torcie, wszyscy zaczęli krzyczeć :„Pomyśl życzenie!”
Aranei pomyślała: „Chcę, aby ten rok w Hogwarcie był dla mnie idealny i niezapomniany.” I zdmuchnęła świeczki, a wszyscy goście zaczęli klaskać i śpiewać „100 lat”. Po chwili wszyscy zajadali się tortem. Aranei zjadła swój kawałek i zaproponowała przyjaciółkom, by usiadły z nią na ławce. Gdy już siedziały, przystojny blondyn zaczął się do nich zbliżać, a blondynki znowu zaczęły szturchać brązowooką.
-Co znowu? –zapytała, jednak nie dała im dojść do słowa. –Ej, właśnie. A o co wam wcześniej chodziło? –zanim zdążyły odpowiedzieć, stanęli nad nią dwaj chłopcy: Blaise i jakiś blondyn w czarnym garniturze. Aranei wstała.
-Aranei, to jest Draco. –przedstawił przyjaciela ciemnoskóry.
-Draco Malfoy. –powiedział blondyn.
-Aranei Callidus, miło mi. –odparła brunetka i wyciągnęła rękę, aby uścisnąć chłopakowi dłoń, jednak blondyn ukłonił się i po dżentelmeńsku, chwycił jej dłoń i pocałował dziewczynę w nią.
-Mnie również. –odparł. –Wszystkiego najlepszego.
-Dziękuję. –odparła Aranei, oczarowana jego dobrym wychowaniem. Bliźniaczki mało co nie dostały zadyszki. –A to są Agatha i Laura. –wskazała na bliźniaczki, a te wstały. Je również Draco przywitał tym samym gestem, ale wtedy podeszła do nich mama dziewczyny.
-Witajcie. Jak się bawicie? –zapytała.
-Dzień dobry. Wspaniałe przyjęcie, pani Callidus. –powiedział uprzejmie Malfoy. Eliza odpowiedziała mu uśmiechem.
-Próbowałyście już ciastek, dziewczyny? –zwróciła się kobieta do bliźniaczek. Te pokręciły głowami. –To spróbujcie. Są pyszne. A za ten czas chłopcy może opowiedzą Aranei o szkole, co? –brunetka spojrzała najpierw na matkę, potem znów na przyjaciółki. Czyżby kobieta powiedziała im o tym, że jej córka jest czarodziejką? Matka widząc jej pytające spojrzenie, dodała: -Tak Aranei, mówiłam im, że się przepisujesz do prywatnej szkoły we Francji. –powiedziała. Solenizantka pokiwała głową. Gdy bliźniaczki odeszły wraz z jej matką, Blaise wybuchł śmiechem.
-A tobie co? –zapytał blondyn.
-Widziałeś, jak one pożerały cię wzrokiem? –wydusił z siebie ciemnoskóry, po czym znów wybuchł śmiechem.
-Zazdrościsz, bo na ciebie nawet nie spojrzały. –odparł Draco nonszalancko. Aranei stłumiła śmiech, a Zabini przestał się śmiać i spojrzał na Malfoy’a z oburzeniem.
-Na moje szczęście. –powiedział. –Nawet nie są w moim typie. –dodał.
-Ta, wmawiaj to sobie, Diable. –przyjaciel poklepał go po ramieniu.
-To co, Aranei? –ciemnoskóry nagle zmienił temat. –Już otworzyłaś prezent ode mnie?
-Tak, dzięki. Tyle, że ja nie umiem latać…
-Spokojnie, nauczę cię. –zaproponował blondyn. –Jaką miotłę jej kupiłeś? –skierował się do Blaise’a.
-Błyskawicę. –uniósł dumnie głowę. –I … nie, nie nauczysz jej. Ja ją nauczę. –dodał, tonem nie znoszącym sprzeciwu.
-Może niech ona sama wybierze, kto ją nauczy. –odparł Draco, na co Aranei poczuła się, jak zabawka, o którą kłóci się para pięciolatków.
-Blaise mi kupił miotłę, Blaise mnie nauczy latać na miotle. –oznajmiła. Draco popatrzył na nią z niedowierzaniem. Zwykle nikt mu niczego nie odmawiał, zwłaszcza, kiedy sam coś proponował, a robił to rzadko.
-Ha ha! Przegrałeś. –zaśmiał się Blaise.
-Oj, cicho siedź. –mruknął Malfoy, na co Aranei się uśmiechnęła, słysząc oburzenie w jego głosie.
Na przyjęciu Aranei poznała też Pansy Parkinson, Millicentę Bulstrode i Teodora Notta. Wszyscy byli uczniami Slytherinu. Zrozumiała, że jej rodzice z góry zakładali, że ona też trafi do tego domu. A co jeśli tak się nie stanie? Nie potrafiła tego sobie wyobrazić.
"- Aranei...
OdpowiedzUsuń- Lumos...
ZNÓW SIĘ SPOTYKAMY"
To właśnie przeszło mi przez myśl, gdy zobaczyłam kto jest głównym bohaterem tego opowiadania
PS proszę wyłącz weryfikacje obrazkową, bo nigdy nie umiem trafić i bez błędu przepisać :p
Proszę cię, niech ona tylko nie będzie z Draco :p
Ogólnie zapowiada się ciekawie, chociaż nie rozumiem jeszcze czemu rodzice Aranei byli tacy przewrażliwieni na punkcie Hogwartu
Dlaczego Draco jest taki miły dlaczego !? :c
Hah, no bo to moja Aranei <3
UsuńNo właśnie miałam dodać mały romansik z Draco, ale spokojnie.. na końcu będzie z kimś innym ^^ (bo mam zamiar tu wpieprzyć gdzieś dramione xD)
Jasne, już wyłączam. Na śmierć o tym zapomniałam!
I dzięki, że wpadłaś. Mam nadzieję, że zostaniesz dłużej. :)
Rozdział zajebiaszczy!!
OdpowiedzUsuńDraco przesadnie pewny siebie :D Czyli to co zawsze i dlatego go lubię.. :D
'- Blaise mi kupił miotłę, Blaise mnie nauczy latać na miotle.' ten tekst mnie rozwalił.. :P Nawet nie wiem dlaczego, mam dziwne poczucie humoru. :)
Z tego co czytałam w komentarzu powyżej, to zapaliła się we mnie iskierka nadziei na choć maciupeńkie DRAMIONE :) Napisałaś, że pod koniec będzie z kimś innym... Nott, Zabini... A może........ Goyle... hahhahahaha.. :P Nie chciałabym tego widzieć!! Yah... Moja wyobraźnia podsuwa mi okropne obrazy.. Blehh.. Fuj.. OCHYDA!!!
Koniec z moją produkcją na temat przypuszczeń o dalszych losach 'koleżanki-głównej bohaterki' :) Wszystko mam nadzieję co do joty wyjaśni się do EPILOGU !!! I nie waż się kobieto zawieszać tego bloga, bo osobiście wyjdę do Ciebie przez monitor!!!! Spoczko, żartowałam..
Jednym słowem: TEN ROZDZIAŁ JEST URZEKAJĄCY, ZAJEBISTY, PIĘKNY, OKROPNIE DOSKONAŁY I z niecierpliwością czekam na następny..
Pozdrawiam serdecznie :D i weny życzę
plynne-szczescie :P
Wow, dziękuję za tak miły komentarz :D
UsuńSpokojnie.. Narazie jeszcze nie wiem kto to będzie, rozważam kilka osób, ale to NA PEWNO nie będzie Goyle xD
Narazie wszyscy będą musieli przeżyć zafascynowanie Dracona Aranei, ale potem to przejdzie i cały świat się ucieszy, kiedy nadejdzie Dramione XD
Rozdział całkiem jasny, przyjemnie się czyta. No ale poznanie Draco Malfoy'a na przyjęciu urodzinowym jest moim zdaniem nieco błahe. Ale i tak mi się podoba! Zapraszam do mnie :Lyraparkinson.blogspot.com
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńTak, wiem. Draco, jak nie Draco. Tylko, że przyjechał na urodziny do czarodziejki czystej krwi i chciał się pokazać z jak najlepszej strony, jako że jest z dobrego domu ^^
Jasne, że wpadne. Już keidyś miałam zamiar, bo widziałam to na jakiejś stronce, ale zobaczyłam ile jest rozdziałów i się mi się trochę odechciało xD Ale jak ktoś wchodzi na mojego bloga, odwdzięczam się tym samym, także dzisiaj się zabieram za czytanie :)
Hahahaha Draco wkracza do gry :D czyzby mieli konkurować z Blaisem o Aranei? :o swoją drogą diabeł niezle kombinuje z tą miotłą. Już sobie załatwił 'korki' z piękną damą XD a jego mama jest taka cudowna i urocza :3 i coś mi się wydaje że blizniaczke Laure bardzo polubię :) ciekawe dlaczego? XD tylko jedno powtórzenie rzuciło mi się w oczy jak Aranei rozmawiała z mamą Blaise'a to powtórzyło się slowo kobieta w jednej linijce ;>
OdpowiedzUsuńWciąż zaczytana, pędzę konsumować rozdział drugi :3
Wybacz, za wszelkie bledy winna jest autokorekta XD
Okej, wiec jak obiecalam weszlam na twojego bloga i naprawde mi sie podoba ;) hmmm czyzby Aranei byla spokrewniona z Voldemortem ? Coraz ciekawiej ;) I mam nadzieje ze jak cis to bd z Blaisem, nwm czm ale tak jakos mi do sb pasuja ;) Okej lece czytac dalej bo mam duzo do nadrobienia... :/
OdpowiedzUsuńNo no fajne to twoje opowiadanie.Szczerze to moje pierwsze opowiadanie ktore czytam gdzie wustepuje Draco ale juz go pokochalam <3
OdpowiedzUsuń