Cześć!
Jejku, co ja robię? Dawno mnie tu nie było... Prawie dwa miesiące nie dawałam znaku życia. Toż to powinno być karalne!
Jednak dziękuję Wam, że tu jesteście!
Wpadła dzisiaj zobaczyć, co się tu zmieniło. 7 komentarzy pod postem! Postanowiłam więc, że muszę dzisiaj dokończyć ten rozdział i oto jestem!
Przepraszam za tak długą przerwę. Postaram się dodawać rozdziały jak najczęściej.
Miłego czytania. ;)
Jejku, co ja robię? Dawno mnie tu nie było... Prawie dwa miesiące nie dawałam znaku życia. Toż to powinno być karalne!
Jednak dziękuję Wam, że tu jesteście!
Wpadła dzisiaj zobaczyć, co się tu zmieniło. 7 komentarzy pod postem! Postanowiłam więc, że muszę dzisiaj dokończyć ten rozdział i oto jestem!
Przepraszam za tak długą przerwę. Postaram się dodawać rozdziały jak najczęściej.
Miłego czytania. ;)
Aranei czuła
wszędzie wokół siebie zapach krwi. Wdychała go pełną piersią, rozkoszując się
przyjemnością chwili. Szła boso, odziana w długi, czarny płaszcz z ogromnym
kapturem, jednak nie zarzuconym na głowę. Włosy spływały jej kaskadami na
plecy. Na stopach czuła lepką ciecz, zapewne krew jej ofiary, do której właśnie
się zbliżała, by zadać ostateczny cios. Gdy jednak spojrzała na marmurową
posadzkę, nie ujrzała osoby, której się spodziewała. Nie ujrzała Pottera.
Ujrzała siebie, leżącą w kałuży własnej krwi w Komnacie Tajemnic.
Brunetka obudziła
się, dysząc ciężko. Zamrugała i rozejrzała się po pokoju. Jej współlokatorka
spała. Aranei westchnęła głęboko, podnosząc się do pozycji siedzącej, by po
chwili delikatnie i cicho wyjść z łóżka, narzucić na siebie zielony, puchaty
szlafrok – nie lubiła tych szkolnych, bo wszyscy mieli takie same, dlatego ona
wolała mieć swój własny – i wyjść do pokoju wspólnego, który w środku nocy, jak
można było się spodziewać, był pusty. Callidus usiadła na dywanie, naprzeciwko
kominka - mimo że kanapa była pusta, jak aktualnie każdy mebel w pomieszczeniu
– i spojrzała na skaczące w nim wesoło płomienie. Zastanawiała się, co też mógł
znaczyć jej sen. Zabijała samą siebie? Dlaczego? Jak? To było nie do
pomyślenia. A może to był jeden z tych koszmarów, które po prostu są i nie mają
żadnego znaczenia? Po co szukać we wszystkim ukrytego sensu?
Ślizgonka nawet nie zauważyła, że ktoś usiadł obok niej na dywanie, dopóki nie objął jej swoim mocnym, przyjaznym ramieniem. Draco. Aranei nie miała ochoty go teraz zbywać. Potrzebowała przyjaciela i to bardzo. Nawet takiego, który się w niej podkochiwał.
Dziewczyna schowała głowę w jego klatce piersiowej i wchłonęła zapach perfum Dracona, których woń nie schodziła z niego nawet, kiedy był w piżamie.
-Dlaczego nie śpisz? –zapytał po chwili.
-Miałam zły sen. –odparła krótko Aranei, odrywając się od klatki piersiowej chłopaka, a kładąc tym razem głowę na jego ramieniu i zamykając oczy. Po chwili poczuła, jak blondyn delikatnie głaszcze jej ramię.
-Spokojnie. Wszystko będzie dobrze. Jestem tu… -odparł, tak jakby Aranei właśnie tego teraz potrzebowała. Ale ona nie potrzebowała tego. Nie była już małą dziewczynką, która płacze z powodu złych snów. Uścisk przyjaciela i jego opiekuńczość była jednak tak przyjemna, że Callidus postanowiła nie mówić mu tym razem, że się myli.
-Wiem. I cieszę się z tego powodu. –oznajmiła, uśmiechając się lekko. Draco odwzajemnił uśmiech.
-Już mi lepiej… -oznajmiła po chwili, podnosząc się z dywanu.
-Na pewno? –upewnił się przyjaciel, również wstając. –Wiesz, że zawsze mogę tu z tobą przesiedzieć nawet i całą noc.
Aranei uśmiechnęła się szeroko, nie mogąc ukryć rozbawienia. To było urocze z jego strony.
-Wiem to. –oznajmiła, po czym wspięła się na palce i pocałowała blondyna w policzek. –Dobranoc, Draco. –szepnęła mu do ucha, by zaraz wrócić do swojego dormitorium. Gdy runęła na łóżko, rzeczywiście poczuła się lepiej. Dając nadzieję Malfoy’owi, miała pewność, że ten będzie przy niej zawsze i w ten sposób zyska prawdziwego przyjaciela.
Ślizgonka nawet nie zauważyła, że ktoś usiadł obok niej na dywanie, dopóki nie objął jej swoim mocnym, przyjaznym ramieniem. Draco. Aranei nie miała ochoty go teraz zbywać. Potrzebowała przyjaciela i to bardzo. Nawet takiego, który się w niej podkochiwał.
Dziewczyna schowała głowę w jego klatce piersiowej i wchłonęła zapach perfum Dracona, których woń nie schodziła z niego nawet, kiedy był w piżamie.
-Dlaczego nie śpisz? –zapytał po chwili.
-Miałam zły sen. –odparła krótko Aranei, odrywając się od klatki piersiowej chłopaka, a kładąc tym razem głowę na jego ramieniu i zamykając oczy. Po chwili poczuła, jak blondyn delikatnie głaszcze jej ramię.
-Spokojnie. Wszystko będzie dobrze. Jestem tu… -odparł, tak jakby Aranei właśnie tego teraz potrzebowała. Ale ona nie potrzebowała tego. Nie była już małą dziewczynką, która płacze z powodu złych snów. Uścisk przyjaciela i jego opiekuńczość była jednak tak przyjemna, że Callidus postanowiła nie mówić mu tym razem, że się myli.
-Wiem. I cieszę się z tego powodu. –oznajmiła, uśmiechając się lekko. Draco odwzajemnił uśmiech.
-Już mi lepiej… -oznajmiła po chwili, podnosząc się z dywanu.
-Na pewno? –upewnił się przyjaciel, również wstając. –Wiesz, że zawsze mogę tu z tobą przesiedzieć nawet i całą noc.
Aranei uśmiechnęła się szeroko, nie mogąc ukryć rozbawienia. To było urocze z jego strony.
-Wiem to. –oznajmiła, po czym wspięła się na palce i pocałowała blondyna w policzek. –Dobranoc, Draco. –szepnęła mu do ucha, by zaraz wrócić do swojego dormitorium. Gdy runęła na łóżko, rzeczywiście poczuła się lepiej. Dając nadzieję Malfoy’owi, miała pewność, że ten będzie przy niej zawsze i w ten sposób zyska prawdziwego przyjaciela.
-*-
Hermiona nie spała całą noc. Rozmyślała nad tym, jak to się mogło stać. Przecież nie mogła… To było niemożliwe. Może to jakaś pomyłka? Albo to nie eliksir, tylko zapach mocnych perfum Dracona dostał się wtedy do jej nozdrzy? Granger wmawiała to samej sobie, chodź gdzieś tam w środku wiedziała, że prawda była inna. Zawsze bacznie go obserwowała, próbowała go rozgryźć, odkryć jego prawdziwe ja, ale nigdy nie zdołała. Nie wiedziała jednak, że te obserwacje obudzą w jej sercu mały płomyczek, który rozpalił się jeszcze jaśniej tamtego wieczoru, kiedy Hermiona płakała w pustej klasie – kiedy Draco wyjawił jej sekret, za sekret. A potem chciał ją pocałować. Brunetka była pewna, że ją pocałuje. Zawiodła się, kiedy po prostu się zaśmiał i wyszedł – i musiała to przyznać przed samą sobą.
-*-
Mijał dzień za dniem, a drużyna Ślizgonów surowo przygotowywała się do nadchodzącego meczu z Gryfonami. Aranei musiała zaakceptować fakt, iż przez treningi Quidditcha, Blaise nie może jej już udzielać lekcji latania. Zdenerwowało ją to, ale wiedziała, że musi się z tym pogodzić, bo głupotą byłoby obwinianie Diabła za coś, na co nie miał wpływu.
Brunetka siedziała na trybunach i obserwowała trening Ślizgonów. Obok niej siedziała Pansy, podskakując raz za razem, kiedy Draco się do nich zbliżał i dopingując go z całych sił mimo, iż to tylko trening. Aranei zaczęła się irytować.
-On nie zwraca na ciebie uwagi. –uświadomiła jej, ale czarnowłosa tylko przewróciła oczami.
-To żadna nowość. –oznajmiła niby od niechcenia, chodź Ślizgonka odnalazła w jej oczach ból.
-Dlaczego jeszcze nie odpuściłaś? –zapytała zaintrygowana dziwnym uczuciem Pansy do Dracona. Ona nie mogłaby latać za kimś, kto ją olewa w dodatku od kilku lat.
-Nie zrozumiesz. –bąknęła czarnowłosa, obserwując bacznie Malfoy’a, który śmigał wysoko na miotle.
-Daj mi chociaż spróbować. –ciągnęła dalej Callidus. Pansy westchnęła.
-To coś, czego nie rozumiesz. To właśnie jest miłość moja
droga. Nieodwzajemniona, ale… miłość. –powiedziała smutno. Aranei spojrzała na
nią z uniesioną brwią. Czy ona znała ją aż tak dobrze, że stwierdziła iż
dziewczyna tego nie zrozumie? Ślizgonkę martwił fakt, że miała rację. Nie
rozumiała, jak można darzyć tak mocnym uczuciem kogoś, kto jest dla ciebie taki
opryskliwy. To było nie do pomyślenia!
-Dobra, nie rozumiem. –przyznała dziewczyna.
-Wiedziałam. –odparła Parkinson ze smutnym uśmiechem.
Po treningu czwórka przyjaciół zmierzała do pokoju wspólnego.
-Jutro nareszcie wypad do Hogsmeade! –ucieszył się Blaise.
-Gdzie? –zdziwiła się Aranei.
-To taka magiczna wioska. –oznajmił Draco zdziwiony faktem, iż Callidus nie wie o Hogsmeade. –Wybierają się tam co miesiąc uczniowie od czwartego roku wzwyż. Rodzice nie napisali ci zgody? –zapytał. Chciał, żeby Aranei poszła do Hogsmeade. Zakładał, że oprowadzi ją po wiosce.
-Ach, t o Hogsmeade! Mama mi coś o nim wspominała, ale zapomniałam. Jasne, że mam zgodę. –odparła z uśmiechem, a blondynowi kamień spadł z serca.
Chwilę później Aranei skręciła w inny korytarz, rzucając przyjaciołom, że zobaczą się potem.
-Dobra, nie rozumiem. –przyznała dziewczyna.
-Wiedziałam. –odparła Parkinson ze smutnym uśmiechem.
Po treningu czwórka przyjaciół zmierzała do pokoju wspólnego.
-Jutro nareszcie wypad do Hogsmeade! –ucieszył się Blaise.
-Gdzie? –zdziwiła się Aranei.
-To taka magiczna wioska. –oznajmił Draco zdziwiony faktem, iż Callidus nie wie o Hogsmeade. –Wybierają się tam co miesiąc uczniowie od czwartego roku wzwyż. Rodzice nie napisali ci zgody? –zapytał. Chciał, żeby Aranei poszła do Hogsmeade. Zakładał, że oprowadzi ją po wiosce.
-Ach, t o Hogsmeade! Mama mi coś o nim wspominała, ale zapomniałam. Jasne, że mam zgodę. –odparła z uśmiechem, a blondynowi kamień spadł z serca.
Chwilę później Aranei skręciła w inny korytarz, rzucając przyjaciołom, że zobaczą się potem.
-*-
-Jak to dalej nic nie
wiesz o tym eliksirze?! –warknęła Callidus.
-Wybacz. Robię wszystko, co w mojej mocy, Aranei. Ale żadne z leśnych stworzeń nic nie słyszało o żadnym eliksirze na nieśmiertelność. –syknął gad. Brunetka złapała się za głowę.
-Nie chcę zabijać Pottera, okay? –wysyczała w końcu. –Lepiej się postaraj… Muszę mieć przepis na ten eliksir do Balu Wiosennego. Inaczej wcielam w życie plan B. Ale muszę wcześniej wybrać inną ofiarę…
-Czyżby sumienie? –zastanowił się na głos gad. –A może coś innego?
-Sama nie wiem… I nie chcę wiedzieć. Po prostu to nie może być on. –oznajmiła sucho brunetka.
-Niech będzie… Nie wnikam. –odparł wąż po chwili zastanowienia. –Więc może jest w tej szkole ktoś, kogo nienawidzisz? Albo kto wie o czymś, o czym nie powinien wiedzieć? –podsunął wąż. Brunetka uśmiechnęła się szeroko.
-Hermiona Granger.– syknęła z zadowoleniem.
-Wybacz. Robię wszystko, co w mojej mocy, Aranei. Ale żadne z leśnych stworzeń nic nie słyszało o żadnym eliksirze na nieśmiertelność. –syknął gad. Brunetka złapała się za głowę.
-Nie chcę zabijać Pottera, okay? –wysyczała w końcu. –Lepiej się postaraj… Muszę mieć przepis na ten eliksir do Balu Wiosennego. Inaczej wcielam w życie plan B. Ale muszę wcześniej wybrać inną ofiarę…
-Czyżby sumienie? –zastanowił się na głos gad. –A może coś innego?
-Sama nie wiem… I nie chcę wiedzieć. Po prostu to nie może być on. –oznajmiła sucho brunetka.
-Niech będzie… Nie wnikam. –odparł wąż po chwili zastanowienia. –Więc może jest w tej szkole ktoś, kogo nienawidzisz? Albo kto wie o czymś, o czym nie powinien wiedzieć? –podsunął wąż. Brunetka uśmiechnęła się szeroko.
-Hermiona Granger.– syknęła z zadowoleniem.
-*-
Następnego dnia pod szkołą zebrali się niemal wszyscy uczniowie od trzeciej klasy wzwyż. Po oddaniu zgód od rodziców i bezowocnych błaganiach kilku
uczniów, którzy zapomnieli o zgodach, o to, aby mogli pójść do Hogsmeade,
wszyscy wreszcie wyruszyli do wioski.
-Zobaczysz, spodoba ci się. –mówił Draco, a Aranei słuchała z zaciekawieniem. –Pokażę ci Miodowe Królestwo, Wrzeszczącą Chatę, Sklep Zonka... A potem spotkamy się z Pansy i Blaisem w pubie Pod Trzema Miotłami.
-Proszę?! –zdziwiła się Pansy.
-Myślałem, że oprowadzamy Aranei razem. –oznajmił Blaise, również nie mogąc ukryć zdziwienia.
-To źle myślałeś… -bąknął Malfoy. Callidus milczała, chodź uśmiechała się pod nosem, rozbawiona całą tą sytuacją.
-Dlaczego nie możemy jej oprowadzić razem? –warknęła Parkinson, którą zżerała zazdrość.
-Po co jej cała świta? –Draco wywrócił oczami. –Wystarczy jedna osoba.
-W takim razie, to ja ją oprowadzę. –uparła się czarnowłosa. –Albo Blaise!
-A może ja też mam w tym temacie coś do powiedzenia? –zapytała Aranei, unosząc jedną brew. Cała trójka na nią spojrzała wyczekująco. –Będę bardzo zaszczycona, jeśli Draco mnie oprowadzi. –oznajmiła, uśmiechając się szeroko. Wyraz twarzy Pansy po wypowiedzianych przez nią słowach był w mniemaniu Callidus bezcenny.
-Zobaczysz, spodoba ci się. –mówił Draco, a Aranei słuchała z zaciekawieniem. –Pokażę ci Miodowe Królestwo, Wrzeszczącą Chatę, Sklep Zonka... A potem spotkamy się z Pansy i Blaisem w pubie Pod Trzema Miotłami.
-Proszę?! –zdziwiła się Pansy.
-Myślałem, że oprowadzamy Aranei razem. –oznajmił Blaise, również nie mogąc ukryć zdziwienia.
-To źle myślałeś… -bąknął Malfoy. Callidus milczała, chodź uśmiechała się pod nosem, rozbawiona całą tą sytuacją.
-Dlaczego nie możemy jej oprowadzić razem? –warknęła Parkinson, którą zżerała zazdrość.
-Po co jej cała świta? –Draco wywrócił oczami. –Wystarczy jedna osoba.
-W takim razie, to ja ją oprowadzę. –uparła się czarnowłosa. –Albo Blaise!
-A może ja też mam w tym temacie coś do powiedzenia? –zapytała Aranei, unosząc jedną brew. Cała trójka na nią spojrzała wyczekująco. –Będę bardzo zaszczycona, jeśli Draco mnie oprowadzi. –oznajmiła, uśmiechając się szeroko. Wyraz twarzy Pansy po wypowiedzianych przez nią słowach był w mniemaniu Callidus bezcenny.
-*-
-Mówię ci Ron, ona coś ukrywa… -mówił ściszonym głosem Harry, upijając łyk piwa kremowego. Razem z przyjacielem siedzieli przy jednym ze stolików w Trzech Miotłach i rozmawiali. Właściwie to od dłuższego czasu Harry wygłaszał Rudzielcowi monolog o tym, co wydarzyło się w komnacie na „tajemniczym piętrze”, jak Harry zwykł go od niedawna zwać. Weasley jednak w połowie wypowiedzi przyjaciela uznał, że się nudzi, więc po prostu przytakiwał i udawał zaciekawionego. Potter już od dłuższego czasu nie zajmował się niczym innym, jak gadaniem o Aranei i o tym, że musi odkryć, co ona ukrywa.
-Harry! –wkurzył się w końcu Gryfon, zirytowany zachowaniem okularnika. Potter spojrzał na rudego wyczekująco. –Mógłbyś wreszcie przestać?! Jedyne co ostatnio słyszę to „Aranei to…” , „Aranei tamto…”! Rozumiem, że jej zachowanie może ci się wydawać podejrzane, ale człowieku… Ile można! Powiedziałeś jej chociaż o tym, że przyjąłeś zaproszenie na bal od Cho?
Harry prychnął, na co jego towarzysz uniósł brwi.
-Proszę cię! Chcę jeszcze trochę pożyć… -zaśmiał się
czarnowłosy. Ron schował twarz w dłoniach w geście rezygnacji. Według niego
zachowanie Harry’ego w stosunku do obu dziewczyn było po prostu nie fair.
Powinien odmówić delikatnie jednej, bo w innym wypadku obie będą wściekłe, a to
dla jego przyjaciela z pewnością dobrze by się nie skończyło.
-Harry… Ja mówię poważnie. Odmów jednej.
-Ja też mówię całkowicie poważnie, Ron. Jeśli odmówię Cho, będę miał wyrzuty sumienia, a jeśli odmówię Aranei, to w najlepszym wypadku skończę w szpitalu Świętego Munga w stanie krytycznym…
-A jeśli nie odmówisz żadnej, a obie się o tym dowiedzą, to skutki będą gorsze niż śmierć. Jedno ci powiem: Nigdy nie denerwuj kobiety.
-Myślisz, że Hermiona się nie zdenerwowała, jak zobaczyła ciebie całującego się z Sarą w Paryżu? –wyparował Harry, ale natychmiast tego pożałował. Jego przyjaciel poczerwieniał ze złości i zacisnął dłonie w pięści. Kiedy wstał zbyt raptownie, jego kufel z piwem przewrócił się, sturlał ze stolika i roztrzaskał na podłodze, rozlewając po drodze całą swoją zawartość.
-Stary… Nie chciałem… -zaczął się tłumaczyć okularnik, ale Rudzielec już wstał od stołu i wyszedł w pośpiechu z baru. Harry w pierwszej chwili miał zamiar pobiec za nim, jednak po chwili doszedł do wniosku, że jego przyjaciel musi nieco ochłonąć i pobyć sam. Przeprosić go może później, kiedy Ron już się nieco uspokoi.
-Harry… Ja mówię poważnie. Odmów jednej.
-Ja też mówię całkowicie poważnie, Ron. Jeśli odmówię Cho, będę miał wyrzuty sumienia, a jeśli odmówię Aranei, to w najlepszym wypadku skończę w szpitalu Świętego Munga w stanie krytycznym…
-A jeśli nie odmówisz żadnej, a obie się o tym dowiedzą, to skutki będą gorsze niż śmierć. Jedno ci powiem: Nigdy nie denerwuj kobiety.
-Myślisz, że Hermiona się nie zdenerwowała, jak zobaczyła ciebie całującego się z Sarą w Paryżu? –wyparował Harry, ale natychmiast tego pożałował. Jego przyjaciel poczerwieniał ze złości i zacisnął dłonie w pięści. Kiedy wstał zbyt raptownie, jego kufel z piwem przewrócił się, sturlał ze stolika i roztrzaskał na podłodze, rozlewając po drodze całą swoją zawartość.
-Stary… Nie chciałem… -zaczął się tłumaczyć okularnik, ale Rudzielec już wstał od stołu i wyszedł w pośpiechu z baru. Harry w pierwszej chwili miał zamiar pobiec za nim, jednak po chwili doszedł do wniosku, że jego przyjaciel musi nieco ochłonąć i pobyć sam. Przeprosić go może później, kiedy Ron już się nieco uspokoi.
-*-
Hermionę ani trochę nie cieszył już wypad do Hogsmeade. Zwykle wybierała się tam z Harrym i Ronem, ale tym razem nie miała takiej możliwości, po kłótni z Ronem, co niestety niszczyło także jej niegdyś niezerwalną więź z Harrym. Postanowiła więc, że sama wypije piwo kremowe w Trzech Miotłach. Usiadła w pustym stoliku gdzieś w kącie baru i zamówiła piwo kremowe, które po pewnym czasie trafiło na jej stolik. Granger podziękowała grzecznie, po czym chwyciła kufel piwa w dwie ręce i rozejrzała się po barze. Kilka stolików dalej napotkała znajomą rudą czuprynę i nie mogła powstrzymać się od zawieszenia wzroku. Ron siedział wraz przy stoliku wraz z Harrym. Rudzielec podtrzymywał brodę na ręce, którą zaś opierał o stolik. W drugiej ręce trzymał kufel z piwem kremowym. Harry z zapałem wygłaszał jakiś monolog, podczas gdy jego przyjaciel wyglądał na znudzonego. Hermiona chwilę przyglądała się znudzonemu Weasley’owi i aż podskoczyła, kiedy ten nagle się zerwał i zaczął mówić coś do okularnika podniesionym głosem. Chwilę jej przyjaciele się spierali, aż wreszcie okularnik najwyraźniej powiedział coś nieodpowiedniego. Weasley wstał i bez słowa wyszedł z baru, co było niemałym osiągnięciem w jego przypadku. Ron zawsze wybuchał z byle powodu i wyrzucał wszystkim wprost, co mu nie pasuje. Tym razem po prostu zacisnął dłonie w pięści i… wyszedł. Hermiona nie mogła wyjść z podziwu. „A więc on też się zmienił” –pomyślała. Upiła łyk piwa i spojrzała na Harry’ego. Ostatnio w ogóle się do siebie nie odzywali. I to wszystko przez jej sprawy sercowe z Ronem. Tak nie mogło być! Zawsze przyjaźń jej i Harry’ego była tak silna… Nie mogła tego zepsuć. Chwilę się zastanowiła, po czym chwyciła swój kufel z piwem i ruszyła do stolika okularnika.
-Cześć Harry. –przywitała się, podczas gdy okularnik zaklęciem sprzątnął napój, który rozlał jego przyjaciel. Czarnowłosy podniósł wzrok i zobaczywszy Gryfonkę, zmarszczył brwi.
-Hermiona… -powiedział niepewnie. –Cześć…
Granger uśmiechnęła się lekko.
-Pokłóciłeś się z Ronem. –bardziej stwierdziła, niż spytała. Harry pokiwał głową, spuszczając wzrok.
-Widziałaś?
Hermiona pokiwała głową. Nastąpiła chwila niezręcznej ciszy.
-To… O co poszło? –zapytała, nie wiedząc jak inaczej wszcząć konwersację z przyjacielem.
-Nie… Nie ważne. –okularnik pokręcił głową. Normalnie odpowiedziałby wprost Hermionie na takie pytanie, ale teraz wszystko wydało mu się inne.
-Wiesz, że mi możesz powiedzieć. –oznajmiła brunetka z lekkim uśmiechem. Okularnik na chwilę się zamyślił.
-Przyjąłem zaproszenie Aranei na bal… -odparł w końcu. –Wiesz o tym. Przecież też tam byłaś… -na chwilę zamilkł.
Gryfonka uniosła jedną brew.
-I co?
-A potem… Zaprosiła mnie Cho…
Hermiona pokręciła głową z niedowierzaniem.
-Tylko nie mów, że jej zaproszenie też przyjąłeś?! –zapytała zszokowana. Milczenie jej przyjaciela zwiastowało tylko potwierdzenie tej tezy. –Nie wierzę… Harry! Jak mogłeś?! Nie lubię Aranei, ale nawet ja uważam, że to niesprawiedliwe w stosunku do niej! I do Cho!
Harry przewrócił oczami.
-Wiem, Hermiono. –odparł zirytowany. Wiedział, że źle zrobił, ale już mu się słabo robiło, kiedy kolejna osoba mu to uświadamiała.
-Skoro wiesz, że to niesprawiedliwe, to po co przyjmowałeś zaproszenie Cho, skoro już zgodziłeś się pójść na bal z Aranei?! –oburzyła się Hermiona. Harry westchnął głośno.
-Nie wiem, Hermiono. Okay? Nie wiem, co mną wtedy kierowało!
Chwilowo nastała krępująca cisza, którą wreszcie przerwała niepewnie Gryfonka.
-Więc… Co zamierzasz z tym zrobić?
Harry złapał się za głowę i spojrzał w blat stołu.
-Nie mam pojęcia…
-*-