Strony

niedziela, 31 sierpnia 2014

Rozdział IX

Hej! :D Witam Was w ostatni dzień wakacji, jak również Dzień Blogów i przedstawiam Wam rozdział dziewiąty.

Chciałabym jeszcze poinformować, że w ciągu roku szkolnego pisanie będzie szło mi trochę wolniej i będę dodawać rozdziały w większych odstępach czasu.

Życzę miłego czytania! ;D

Gdy wznieśli się na wysokość pętli, Aranei zaczęła protestować.
-Poczekaj… -syknęła, ściskając mocniej rączkę miotły.
-Co się stało? –zdziwił się ciemnoskóry, marszcząc brwi. Po chwili zrozumiał i pokiwał głową. –Czyżbyś… Miała lęk wysokości? –zapytał z rozbawieniem.
-To nie jest śmieszne! –fuknęła Ślizgonka. –Nie. Nie mam lęku wysokości. Po prostu… Może byśmy najpierw polatali trochę niżej…
-Masz lęk wysokości. –stwierdził Blaise, ale posłusznie zleciał niżej. –Lepiej?
-Tak. Hm… Tylko… Może ja bym się sama nauczyła latać? –zapytała niepewnie Ślizgonka. Dziwnie się czuła. Miała się uczyć latać i chciała się nauczyć, a w ten sposób raczej się to nie uda.
-Jak sobie życzysz. –odparł Zabini, po czym wylądował na trawie i zszedł z miotły. –No. Leć. –zachęcił ją.
-Dobra, starczy na dziś. -oznajmiła brunetka, która bała się sama wnieść trochę wyżej. Zeszła z miotły. –Dzięki za lekcję. –dodała z uśmiechem. Blaise tylko pokręcił z dezaprobatą głową i westchnął, jednak razem z przyjaciółką bez słowa wyszedł z boiska i udał się do szkoły.
-Nie idziesz do pokoju wspólnego? –zdziwił się Zabini, gdy Aranei zamiast skierować się do lochów, ruszyła schodami na górę.
-Nie… Ja jeszcze muszę coś załatwić. Zobaczymy się później w pokoju wspólnym. –odparła Ślizgonka i ruszyła w stronę Łazienki Jęczącej Marty. Ciemnoskóry w odpowiedzi tylko pokiwał głową i skierował się do lochów.

-*-

-Timore?
Aranei szła komnatą, szukając przyjaciela, a jej buty tupały głośno o posadzkę.
-Timore… -mruknęła z westchnieniem brunetka, nie mogąc znaleźć przyjaciela. Przecież nie mógł stąd uciec. A zresztą… Na pewno by nie uciekł. Przecież jest jej przyjacielem. Nagle coś syknęło za jej uchem, a Ślizgonka aż podskoczyła.
-Wystraszyłem cię? –zapytał z rozbawieniem wąż, chodź wiedział jaka jest odpowiedź.
-Bardzo śmieszne… -powiedziała zirytowana dziewczyna. –Gdzie byłeś?
-Miałaś pojęcie, że da się wyjść z komnaty rurami? –zapytał gad. Aranei milczała i wpatrywała się w niego z zaciekawieniem, podczas gdy pełzł wokół niej, robiąc spiralę. –Nie? Ja to odkryłem, kiedy poszłaś. Zacząłem się udomawiać, zastanawiać, gdzie jest najlepsze miejsce na drzemkę, aż ujrzałem tunel. W ten sposób mogę się przemieszczać po całym Hogwarcie.
Ślizgonka przyłożyła rękę do ust.
-Chyba nikt cię nie widział? –zapytała wystraszona.
-Nie, skądże. Potrafię się ukryć.
-W to bym wątpiła. Nie jesteś malutki.
-Kto zagląda w rury? –zaśmiał się wąż, a brązowooka nic nie odpowiedziała, wiedząc, że przyjaciel ma rację. –No widzisz.
-Właśnie miałam pierwszą lekcję latania. –oznajmiła Ślizgonka, po chwili ciszy.
-Znakomicie. I jak było?
-Hm… Nieźle. Na razie niewiele się nauczyłam. Już wiem, jak wsiadać na miotłę i unosić się na wysokość metra. Poza tym pokonuję lęk wysokości.
-Nigdy się nie nauczysz latać, mając lęk wysokości. –stwierdził Timore.
-Wiem… Ale… Chcę się nauczyć. W końcu… Trzeba pokonywać strach, nie? Nie chcę być słaba. Wyobrażasz sobie? Jakiś mój wróg nagle się dowiaduje, że mam lęk wysokości i kiedy nie zauważam, łapie mnie za nadgarstek i teleportuje się ze mną na jakiś najwyższy szczyt na świecie. Wtedy nie mam szans.
-Tak. A musisz być niepokonana. –syknął wąż z kpiną.
-Muszę. Tak na wszelki wypadek. Nigdy nie wiadomo, co się może zdarzyć.

-*-

-I jak tam wasza lekcja? Przy okazji, gdzie zgubiłeś Callidus? –zapytał Draco z zaciekawieniem, gdy Blaise wkroczył do dormitorium.
-Mówiła, że musi jeszcze coś załatwić. Nie wnikałem. –odparł ciemnoskóry, wzruszając ramionami i siadając na łóżku, obok przyjaciela. –A o lekcji już ci opowiadam…
Chwila ciszy.
-Słucham… -powiedział zniecierpliwiony blondyn.
-Spokojnie… Już mówię. –odparł Blaise z rozbawieniem. –No więc nauczyłem ją wsiadać na miotłę…
Ciemnoskóry opowiedział cały przebieg lekcji z lekkimi naciągnięciami. Lubił wkurzać przyjaciela.
-No i wtedy Aranei do mnie „Blaise! Przytul mnie! Mam lęk wysokości!”.
-Nie powiedziała tak.
-Powiedziała.
-Nie.
-Założysz się? –zapytał Zabini z rozbawieniem, a Malfoy nic nie odpowiedział. –No więc oplotłem ją mocniej ramionami, a ona się w nie wtuliła.
-Nie zrobiła tego. –powiedział pewnie Ślizgon.
-Och, a ty dalej swoje! Skąd wiesz, co zrobiła, a czego nie?
-Tak myślę.
-To nie myśl tyle, bo ci się mózg przepracuje.
Blondyn  spojrzał na przyjaciela morderczym wzrokiem.
-No i ona się we mnie wtuliła, a ja „Spokojnie. Ze mną jesteś bezpieczna. Już wszystko dobrze. Możemy wylądować?”, a ona „Nie. Tak jest mi dobrze. Kocham cię, Blaise!”
-Diabeł!
-Co? –zapytał ciemnoskóry, udając niewiniątko.
-Przestań! –fuknął Draco, tracąc cierpliwość.
-Co mam przestać? –dopytywał się Zabini, próbując ukryć błąkający mu się po ustach uśmiech.
-TO! –odparł stanowczo Malfoy, a Blaise wybuchł śmiechem.
-Dobra. Może trochę poprzekręcałem…
-Trochę?
Ponowny wybuch śmiechu Diabła.
-No może nie powiedziała, że mnie kocha…
-Tak. I wielu innych rzeczy?
-Hej! Nie żartowałem z tym lękiem wysokości! –zaśmiał się ciemnoskóry.
-Mniejsza z tym. –mruknął blondyn i skierował się do barku, po czym wyjął kieliszek i butelkę Ognistej i nalał sobie trunku.
-A tak w ogóle…–zaczął Zabini z rozbawieniem, wstając. –Słyszałem, że byłeś dziś na spacerze z Pansy…
-Może. No i co z tego? –zapytał Ślizgon, przechylając kieliszek i wypijając jego zawartość.
-A potem ją zostawiłeś…
-Ja ją zostawiłem? –zaśmiał się blondyn, po czym znów nalał sobie Ognistej. –To raczej ona zostawiła mnie. Dla tych swoich koleżaneczek.
-I poszedłeś do Granger. –dokończył ciemnoskóry, jakby nie usłyszał tego, co powiedział jego przyjaciel. Nastała chwila ciszy.
-Może.
-Po co? –zaciekawił się Diabeł.
-Nie powinno cię to obchodzić. To nic ważnego, tyle ci powiem. –odpowiedział wymijająco szarooki, po czym wypił Ognistą, odłożył kieliszek na miejsce i skierował się do drzwi.
-A ty dokąd? –zdziwił się ciemnoskóry.
-Kolacja. –odarł Draco, rozkładając ręce, jakby to było oczywiste.

-*-

  No dobra… Podejście drugie… Teraz na pewno nikt mi nie przeszkodzi! Wszyscy są na kolacji! , pomyślał Harry, skryty pod peleryną-niewidką. Właśnie kierował się do Łazienki Jęczącej Marty.
  Gdy jednak tam wkroczył, doznał szoku. Z ogromnym zdziwieniem ujrzał, że wejście do Komnaty Tajemnic jest otwarte.
  Wciąż ukryty pod peleryną uznał, że musi to sprawdzić. Okularnik bez zastanowienia wszedł do rury i już po chwili poczuł, jak z ogromną prędkością jedzie szerokim tunelem.

-*-

-Masz rację. Nigdy nie wiadomo. Ale nie jesteś niezniszczalna. –stwierdził gad.
-Jeszcze nie. –odparła Ślizgonka z tajemniczym uśmiechem. –Zaczęłam czytać jedną z tych książek z Działu Ksiąg Zakazanych. –teraz dziewczyna ściszyła głos, jakby ktoś nagle miał wparować do komnaty i podsłuchać ich rozmowę. –Natrafiłam tam na coś niezwykle ciekawego. Nie było o tym wiele napisane, ale jedna mała wzmianka i już moja ciekawość jest podsycona. Nie do końca jednak wiem, jak to działa i musze się tego dowiedzieć. Tylko nie wiem do kogo się z tym zwrócić…
-Może do jakiegoś nauczyciela. –zaproponował wąż.
-Nie wiem… Nie mam do nich zaufania. Może… Zapytam ciotki…
-Nie! Absolutnie! –zaprotestowało zwierzę, sunąc w stronę rzeźby Salazara Slytherina od Aranei i z powrotem.
-Dlaczego?
-Przecież dobrze wiesz, że nie możesz się z nią kontaktować! Jeszcze Ministerstwo ją znajdzie! Nie możesz narażać jej…
-Wezmę jakąś sowę, która się nie rzuca w oczy! Może szkolną! –wrzasnęła Aranei.
-Cicho. Ktoś tu idzie. –uciszył ją Timore. –Schowaj się za tą kolumną. –dodał, wskazując łbem w stronę jednej z kolumn. Callidus posłuchała go pospiesznie, a gad sunął za nią i wpełznął wysoko na kolumnę tak, że nie był widoczny nawet dla brunetki.
  Brązowooka wychyliła niezauważalnie głowę i ku swojemu ogromnemu zdziwieniu w wejściu do Komnaty ujrzała nikogo innego, jak samego Harry’ego Pottera. Szybko schowała głowę i przywarła mocniej do kolumny, wstrzymując oddech.

-*-

-Hej, gdzie jest Aranei? –zdziwiła się Pansy, gdy Draco z Blaisem usiedli przy stole Ślizgonów.
-A nie ma jej? –zdziwił się blondyn, marszcząc czoło.
-Nie! Gdzie ją zgubiliście?! –fuknęła Mopsica.
-Uspokój się! Mówiła, że musi coś załatwić… -odparł Zabini.
-Co załatwić?
-Nie wiem. Może tą sprawę z McGonagall…
Jak na zawołanie, nagle przy ich stoliku pojawiła się dyrektorka.
-Proszę przekazać pannie Callidus, że ma się stawić u mnie po kolacji w sprawie zaliczenia poprzednich klas. Powinna to zrobić od razu po lekcjach! –oznajmiła zdenerwowana nauczycielka, po czym odeszła. Ślizgoni spojrzeli po sobie ze zdziwieniem.
-Nie rozumiem… To gdzie ona jest? –zdziwił się Blaise.
-Patrzcie na stół Gryfonów! Pottera też nie ma! –powiedziała zafascynowana Pansy, wskazując puste miejsce obok Rona Weasley’a. Draco zacisnął dłonie w pięści.
-Spokojnie Smoku… -próbował go uspokoić ciemnoskóry. –Przecież nie wiadomo…
Ale blondyn wiedział swoje. Już wstał od stołu i nie zwracając uwagi na protesty przyjaciół, wyszedł z Wielkiej Sali.
-No jak dziecko! –powiedział Zabini, kręcąc głową z dezaprobatą.

-*-
  Harry szedł Komnatą w kierunku rzeźby Slytherina.
Dałbym głowę, że słyszałem głosy, dochodzące z Komnaty! –pomyślał, rozglądając się po pomieszczeniu. Przecież nie mógł się przesłyszeć. Ale nikogo nigdzie nie było… Z drugiej strony, ktoś przecież musiał otworzyć Komnatę. Ten ktoś musiał znać język wężów! W inny wypadku otworzenie Komnaty jest chyba niemożliwe! Ale kto to mógł być?

Aranei wyglądnęła lekko zza kolumny. Harry rozglądał się po pomieszczeniu, ale na szczęście jeszcze jej nie zauważył. Jak mu umknąć? Wypuściła powietrze z płuc, nie mogąc dłużej wstrzymywać oddechu.
W tym momencie Gryfon obrócił się gwałtownie w jej kierunku, ale na szczęście brunetka zdążyła w porę się schować.
-Kto tu jest? –zapytał Harry w przestrzeń. Nikt nie odpowiedział. Potter odwrócił się znów w kierunku rzeźby.

Aranei ponownie wstrzymała oddech i czekała. Nie mogła nic innego zrobić w tym momencie. Po chwili poczuła, jak coś ociera się o jej nogę i gdy spojrzała w dół, było już za późno. Wąż zmierzał w kierunku okularnika. Chciała krzyknąć „Nie!”, ale wtedy by się wydała. Przecież Potter nie wie, że wąż należy do niej.

-Wynoś się!
Harry usłyszał syk za sobą, jednak go nie zrozumiał. Obrócił się ponownie i w ujrzał u swoich stóp wielkiego węża. Nie tak wielkiego, jak Bazyliszek, ale to musiała być jakiś dziko żyjący gatunek. Był jednak niemal takiej samej długości, jak wcześniej wspomniany gad. Miał ciemnozieloną, mokrą od pełzania po Komnacie skórę, która połyskiwała. Ktoś inny mógłby uznać to zwierzę za piękne, ale zielonooki miał już pewien wstręt do węży.
-Nie słyszałeś?! Wynoś się! –syknął wąż.
Czarnowłosy uznał, że już nigdy nie zrozumie, co mówi do niego wąż. Razem z cząstką duszy Voldemorta, umarła też jego umiejętność rozmawiania z wężami. Usłyszał tylko natarczywy syk gada i cofnął się, przerażony.
Nie! Gryfoni nie mogą odczuwać strachu!- wmawiał sobie okularnik. Zatrzymał się i przez chwilę zastanowił, jakie ma szanse. Po chwili wyjął różdżkę i skierował nią na węża. Ten się zatrzymał i spojrzał na Harry’ego ze strachem.
-Zostaw go! –krzyknęła brązowooka, wychodząc z ukrycia. Potter odwrócił się gwałtownie w jej kierunku, a w tym momencie gad już wiedział, co zrobić. Wzniósł głowę na wysokość głowy okularnika i wbił zęby w jego szczękę. Gryfon zatoczył się do tyłu i upadł na twardą posadzkę.

3 komentarze:

  1. Draco i Zabini mnie rozwalają! :D
    P.S. Widzę, że nie tylko ja zmieniam co nieco w wyglądzie bloga :P

    http://mallaroy.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział! Ciekawi mnie z kim będzie Aranei ....

    OdpowiedzUsuń
  3. Popieram Draco i Zabin sa zarabisci ://

    OdpowiedzUsuń