Strony

niedziela, 31 sierpnia 2014

Rozdział IX

Hej! :D Witam Was w ostatni dzień wakacji, jak również Dzień Blogów i przedstawiam Wam rozdział dziewiąty.

Chciałabym jeszcze poinformować, że w ciągu roku szkolnego pisanie będzie szło mi trochę wolniej i będę dodawać rozdziały w większych odstępach czasu.

Życzę miłego czytania! ;D

Gdy wznieśli się na wysokość pętli, Aranei zaczęła protestować.
-Poczekaj… -syknęła, ściskając mocniej rączkę miotły.
-Co się stało? –zdziwił się ciemnoskóry, marszcząc brwi. Po chwili zrozumiał i pokiwał głową. –Czyżbyś… Miała lęk wysokości? –zapytał z rozbawieniem.
-To nie jest śmieszne! –fuknęła Ślizgonka. –Nie. Nie mam lęku wysokości. Po prostu… Może byśmy najpierw polatali trochę niżej…
-Masz lęk wysokości. –stwierdził Blaise, ale posłusznie zleciał niżej. –Lepiej?
-Tak. Hm… Tylko… Może ja bym się sama nauczyła latać? –zapytała niepewnie Ślizgonka. Dziwnie się czuła. Miała się uczyć latać i chciała się nauczyć, a w ten sposób raczej się to nie uda.
-Jak sobie życzysz. –odparł Zabini, po czym wylądował na trawie i zszedł z miotły. –No. Leć. –zachęcił ją.
-Dobra, starczy na dziś. -oznajmiła brunetka, która bała się sama wnieść trochę wyżej. Zeszła z miotły. –Dzięki za lekcję. –dodała z uśmiechem. Blaise tylko pokręcił z dezaprobatą głową i westchnął, jednak razem z przyjaciółką bez słowa wyszedł z boiska i udał się do szkoły.
-Nie idziesz do pokoju wspólnego? –zdziwił się Zabini, gdy Aranei zamiast skierować się do lochów, ruszyła schodami na górę.
-Nie… Ja jeszcze muszę coś załatwić. Zobaczymy się później w pokoju wspólnym. –odparła Ślizgonka i ruszyła w stronę Łazienki Jęczącej Marty. Ciemnoskóry w odpowiedzi tylko pokiwał głową i skierował się do lochów.

-*-

-Timore?
Aranei szła komnatą, szukając przyjaciela, a jej buty tupały głośno o posadzkę.
-Timore… -mruknęła z westchnieniem brunetka, nie mogąc znaleźć przyjaciela. Przecież nie mógł stąd uciec. A zresztą… Na pewno by nie uciekł. Przecież jest jej przyjacielem. Nagle coś syknęło za jej uchem, a Ślizgonka aż podskoczyła.
-Wystraszyłem cię? –zapytał z rozbawieniem wąż, chodź wiedział jaka jest odpowiedź.
-Bardzo śmieszne… -powiedziała zirytowana dziewczyna. –Gdzie byłeś?
-Miałaś pojęcie, że da się wyjść z komnaty rurami? –zapytał gad. Aranei milczała i wpatrywała się w niego z zaciekawieniem, podczas gdy pełzł wokół niej, robiąc spiralę. –Nie? Ja to odkryłem, kiedy poszłaś. Zacząłem się udomawiać, zastanawiać, gdzie jest najlepsze miejsce na drzemkę, aż ujrzałem tunel. W ten sposób mogę się przemieszczać po całym Hogwarcie.
Ślizgonka przyłożyła rękę do ust.
-Chyba nikt cię nie widział? –zapytała wystraszona.
-Nie, skądże. Potrafię się ukryć.
-W to bym wątpiła. Nie jesteś malutki.
-Kto zagląda w rury? –zaśmiał się wąż, a brązowooka nic nie odpowiedziała, wiedząc, że przyjaciel ma rację. –No widzisz.
-Właśnie miałam pierwszą lekcję latania. –oznajmiła Ślizgonka, po chwili ciszy.
-Znakomicie. I jak było?
-Hm… Nieźle. Na razie niewiele się nauczyłam. Już wiem, jak wsiadać na miotłę i unosić się na wysokość metra. Poza tym pokonuję lęk wysokości.
-Nigdy się nie nauczysz latać, mając lęk wysokości. –stwierdził Timore.
-Wiem… Ale… Chcę się nauczyć. W końcu… Trzeba pokonywać strach, nie? Nie chcę być słaba. Wyobrażasz sobie? Jakiś mój wróg nagle się dowiaduje, że mam lęk wysokości i kiedy nie zauważam, łapie mnie za nadgarstek i teleportuje się ze mną na jakiś najwyższy szczyt na świecie. Wtedy nie mam szans.
-Tak. A musisz być niepokonana. –syknął wąż z kpiną.
-Muszę. Tak na wszelki wypadek. Nigdy nie wiadomo, co się może zdarzyć.

-*-

-I jak tam wasza lekcja? Przy okazji, gdzie zgubiłeś Callidus? –zapytał Draco z zaciekawieniem, gdy Blaise wkroczył do dormitorium.
-Mówiła, że musi jeszcze coś załatwić. Nie wnikałem. –odparł ciemnoskóry, wzruszając ramionami i siadając na łóżku, obok przyjaciela. –A o lekcji już ci opowiadam…
Chwila ciszy.
-Słucham… -powiedział zniecierpliwiony blondyn.
-Spokojnie… Już mówię. –odparł Blaise z rozbawieniem. –No więc nauczyłem ją wsiadać na miotłę…
Ciemnoskóry opowiedział cały przebieg lekcji z lekkimi naciągnięciami. Lubił wkurzać przyjaciela.
-No i wtedy Aranei do mnie „Blaise! Przytul mnie! Mam lęk wysokości!”.
-Nie powiedziała tak.
-Powiedziała.
-Nie.
-Założysz się? –zapytał Zabini z rozbawieniem, a Malfoy nic nie odpowiedział. –No więc oplotłem ją mocniej ramionami, a ona się w nie wtuliła.
-Nie zrobiła tego. –powiedział pewnie Ślizgon.
-Och, a ty dalej swoje! Skąd wiesz, co zrobiła, a czego nie?
-Tak myślę.
-To nie myśl tyle, bo ci się mózg przepracuje.
Blondyn  spojrzał na przyjaciela morderczym wzrokiem.
-No i ona się we mnie wtuliła, a ja „Spokojnie. Ze mną jesteś bezpieczna. Już wszystko dobrze. Możemy wylądować?”, a ona „Nie. Tak jest mi dobrze. Kocham cię, Blaise!”
-Diabeł!
-Co? –zapytał ciemnoskóry, udając niewiniątko.
-Przestań! –fuknął Draco, tracąc cierpliwość.
-Co mam przestać? –dopytywał się Zabini, próbując ukryć błąkający mu się po ustach uśmiech.
-TO! –odparł stanowczo Malfoy, a Blaise wybuchł śmiechem.
-Dobra. Może trochę poprzekręcałem…
-Trochę?
Ponowny wybuch śmiechu Diabła.
-No może nie powiedziała, że mnie kocha…
-Tak. I wielu innych rzeczy?
-Hej! Nie żartowałem z tym lękiem wysokości! –zaśmiał się ciemnoskóry.
-Mniejsza z tym. –mruknął blondyn i skierował się do barku, po czym wyjął kieliszek i butelkę Ognistej i nalał sobie trunku.
-A tak w ogóle…–zaczął Zabini z rozbawieniem, wstając. –Słyszałem, że byłeś dziś na spacerze z Pansy…
-Może. No i co z tego? –zapytał Ślizgon, przechylając kieliszek i wypijając jego zawartość.
-A potem ją zostawiłeś…
-Ja ją zostawiłem? –zaśmiał się blondyn, po czym znów nalał sobie Ognistej. –To raczej ona zostawiła mnie. Dla tych swoich koleżaneczek.
-I poszedłeś do Granger. –dokończył ciemnoskóry, jakby nie usłyszał tego, co powiedział jego przyjaciel. Nastała chwila ciszy.
-Może.
-Po co? –zaciekawił się Diabeł.
-Nie powinno cię to obchodzić. To nic ważnego, tyle ci powiem. –odpowiedział wymijająco szarooki, po czym wypił Ognistą, odłożył kieliszek na miejsce i skierował się do drzwi.
-A ty dokąd? –zdziwił się ciemnoskóry.
-Kolacja. –odarł Draco, rozkładając ręce, jakby to było oczywiste.

-*-

  No dobra… Podejście drugie… Teraz na pewno nikt mi nie przeszkodzi! Wszyscy są na kolacji! , pomyślał Harry, skryty pod peleryną-niewidką. Właśnie kierował się do Łazienki Jęczącej Marty.
  Gdy jednak tam wkroczył, doznał szoku. Z ogromnym zdziwieniem ujrzał, że wejście do Komnaty Tajemnic jest otwarte.
  Wciąż ukryty pod peleryną uznał, że musi to sprawdzić. Okularnik bez zastanowienia wszedł do rury i już po chwili poczuł, jak z ogromną prędkością jedzie szerokim tunelem.

-*-

-Masz rację. Nigdy nie wiadomo. Ale nie jesteś niezniszczalna. –stwierdził gad.
-Jeszcze nie. –odparła Ślizgonka z tajemniczym uśmiechem. –Zaczęłam czytać jedną z tych książek z Działu Ksiąg Zakazanych. –teraz dziewczyna ściszyła głos, jakby ktoś nagle miał wparować do komnaty i podsłuchać ich rozmowę. –Natrafiłam tam na coś niezwykle ciekawego. Nie było o tym wiele napisane, ale jedna mała wzmianka i już moja ciekawość jest podsycona. Nie do końca jednak wiem, jak to działa i musze się tego dowiedzieć. Tylko nie wiem do kogo się z tym zwrócić…
-Może do jakiegoś nauczyciela. –zaproponował wąż.
-Nie wiem… Nie mam do nich zaufania. Może… Zapytam ciotki…
-Nie! Absolutnie! –zaprotestowało zwierzę, sunąc w stronę rzeźby Salazara Slytherina od Aranei i z powrotem.
-Dlaczego?
-Przecież dobrze wiesz, że nie możesz się z nią kontaktować! Jeszcze Ministerstwo ją znajdzie! Nie możesz narażać jej…
-Wezmę jakąś sowę, która się nie rzuca w oczy! Może szkolną! –wrzasnęła Aranei.
-Cicho. Ktoś tu idzie. –uciszył ją Timore. –Schowaj się za tą kolumną. –dodał, wskazując łbem w stronę jednej z kolumn. Callidus posłuchała go pospiesznie, a gad sunął za nią i wpełznął wysoko na kolumnę tak, że nie był widoczny nawet dla brunetki.
  Brązowooka wychyliła niezauważalnie głowę i ku swojemu ogromnemu zdziwieniu w wejściu do Komnaty ujrzała nikogo innego, jak samego Harry’ego Pottera. Szybko schowała głowę i przywarła mocniej do kolumny, wstrzymując oddech.

-*-

-Hej, gdzie jest Aranei? –zdziwiła się Pansy, gdy Draco z Blaisem usiedli przy stole Ślizgonów.
-A nie ma jej? –zdziwił się blondyn, marszcząc czoło.
-Nie! Gdzie ją zgubiliście?! –fuknęła Mopsica.
-Uspokój się! Mówiła, że musi coś załatwić… -odparł Zabini.
-Co załatwić?
-Nie wiem. Może tą sprawę z McGonagall…
Jak na zawołanie, nagle przy ich stoliku pojawiła się dyrektorka.
-Proszę przekazać pannie Callidus, że ma się stawić u mnie po kolacji w sprawie zaliczenia poprzednich klas. Powinna to zrobić od razu po lekcjach! –oznajmiła zdenerwowana nauczycielka, po czym odeszła. Ślizgoni spojrzeli po sobie ze zdziwieniem.
-Nie rozumiem… To gdzie ona jest? –zdziwił się Blaise.
-Patrzcie na stół Gryfonów! Pottera też nie ma! –powiedziała zafascynowana Pansy, wskazując puste miejsce obok Rona Weasley’a. Draco zacisnął dłonie w pięści.
-Spokojnie Smoku… -próbował go uspokoić ciemnoskóry. –Przecież nie wiadomo…
Ale blondyn wiedział swoje. Już wstał od stołu i nie zwracając uwagi na protesty przyjaciół, wyszedł z Wielkiej Sali.
-No jak dziecko! –powiedział Zabini, kręcąc głową z dezaprobatą.

-*-
  Harry szedł Komnatą w kierunku rzeźby Slytherina.
Dałbym głowę, że słyszałem głosy, dochodzące z Komnaty! –pomyślał, rozglądając się po pomieszczeniu. Przecież nie mógł się przesłyszeć. Ale nikogo nigdzie nie było… Z drugiej strony, ktoś przecież musiał otworzyć Komnatę. Ten ktoś musiał znać język wężów! W inny wypadku otworzenie Komnaty jest chyba niemożliwe! Ale kto to mógł być?

Aranei wyglądnęła lekko zza kolumny. Harry rozglądał się po pomieszczeniu, ale na szczęście jeszcze jej nie zauważył. Jak mu umknąć? Wypuściła powietrze z płuc, nie mogąc dłużej wstrzymywać oddechu.
W tym momencie Gryfon obrócił się gwałtownie w jej kierunku, ale na szczęście brunetka zdążyła w porę się schować.
-Kto tu jest? –zapytał Harry w przestrzeń. Nikt nie odpowiedział. Potter odwrócił się znów w kierunku rzeźby.

Aranei ponownie wstrzymała oddech i czekała. Nie mogła nic innego zrobić w tym momencie. Po chwili poczuła, jak coś ociera się o jej nogę i gdy spojrzała w dół, było już za późno. Wąż zmierzał w kierunku okularnika. Chciała krzyknąć „Nie!”, ale wtedy by się wydała. Przecież Potter nie wie, że wąż należy do niej.

-Wynoś się!
Harry usłyszał syk za sobą, jednak go nie zrozumiał. Obrócił się ponownie i w ujrzał u swoich stóp wielkiego węża. Nie tak wielkiego, jak Bazyliszek, ale to musiała być jakiś dziko żyjący gatunek. Był jednak niemal takiej samej długości, jak wcześniej wspomniany gad. Miał ciemnozieloną, mokrą od pełzania po Komnacie skórę, która połyskiwała. Ktoś inny mógłby uznać to zwierzę za piękne, ale zielonooki miał już pewien wstręt do węży.
-Nie słyszałeś?! Wynoś się! –syknął wąż.
Czarnowłosy uznał, że już nigdy nie zrozumie, co mówi do niego wąż. Razem z cząstką duszy Voldemorta, umarła też jego umiejętność rozmawiania z wężami. Usłyszał tylko natarczywy syk gada i cofnął się, przerażony.
Nie! Gryfoni nie mogą odczuwać strachu!- wmawiał sobie okularnik. Zatrzymał się i przez chwilę zastanowił, jakie ma szanse. Po chwili wyjął różdżkę i skierował nią na węża. Ten się zatrzymał i spojrzał na Harry’ego ze strachem.
-Zostaw go! –krzyknęła brązowooka, wychodząc z ukrycia. Potter odwrócił się gwałtownie w jej kierunku, a w tym momencie gad już wiedział, co zrobić. Wzniósł głowę na wysokość głowy okularnika i wbił zęby w jego szczękę. Gryfon zatoczył się do tyłu i upadł na twardą posadzkę.

Liebster Award

Nominację do Liebster Award otrzymuje się od innego blogera w ramach uznania za "dobrze wykonaną robotę". Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody, należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która cię nominowała. Następnie ty nominujesz 11 osób (informujesz o tym w komentarzu pod najnowszym postem) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga który cię nominował.

Dziękuję za nominację Antyarktyka.

 Odpowiedzi na pytania:


1. Z jakim zwierzęciem się najbardziej utożsamiasz?
Z wężem :)
2. Gdybyś mogła zmienić jedną rzecz na całym świecie, co by to było?
Na  całym świecie? Nie wiem. Powiedziałabym coś w stylu "pokój na świecie", ale nie wiem do czego doprowadziłaby taka wielka zmiana, a nie mam chyba jednak , aż tak dobrego serduszka. Może... Wskrzesiłabym tatę? Hm... Nie mam pojęcia. Za trudne pytanie ;)
3. Jakiej cechy charakteru najbardziej nie lubisz u innych?
Nienawidzę po prostu, jak ktoś mnie nie słucha. 
4. Na planie jakiego filmu chciałabyś się znaleźć?
Harry Potter <3 Obojętnie której części. 
5. Kawa czy herbata?
Kawa.
6. Wolałabyś mieszkać w miejscu, gdzie jest zawsze śnieg, czy tam, gdzie zawsze jest upał?
Upał. Może nie byłabym taka blada? xD 
Wodę mam zawsze pod ręką. Woda jest tańsza. A grzejnik? Piec? Nie zawsze.
7. Najbardziej romantyczne miejsce na ziemi to..?
Plaża. <3
8. Czy jest coś nietypowego co zawsze zabierasz w podróż?
Nie wiem czy to nietypowe, ale zawsze muszę mieć słuchawki. Obojętnie, czy działa tylko jedna, czy dwie. xD
9. Jaki jest twój ulubiony kraj?
Tak poza Polską? Hiszpania.
10. Co jest lepsze, wierna na zawsze przyjaciółka, czy wierny na zawsze chłopak?
Nie potrafię określić. Nie mam ani przyjaciół, ani chłopaka, ale wydaje mi się, że chyba chłopak.
11. Jaką stronę internetową odwiedzasz najczęściej?
Hm... Nie ma takiej jednej. Jest kilka, na które wchodzę codziennie: blogger, howrse, facebook, ask.
 
Pytania ode mnie:
1.Jaką książkę obecnie czytasz?
2.Twoja ulubiona książka?
3.Jak zaczęła się twoja przygoda z pisaniem?
4.Jakiej tematyki blogi najchętniej czytasz?
5.Ulubiony kolor?
6.Ulubiony dom w Hogwarcie?
7.Ulubiony film?
8.Jakie miasto najbardziej byś chciał/a zwiedzić?
9.Twój ulubiony przedmiot w szkole?
10.Twoja ulubiona rzecz?
11. Czy masz jakąś fobię?
 
Nominuję:
 
http://slytherin-wladza-i-potega.blog.pl/
 http://harrypotter-anotherstory.blogspot.com/
http://hgdm-baby-i-wait-for-you.blogspot.com/
http://fanfiction-by-em.blogspot.com/
 http://rodzenstwo--potter.blogspot.com/
http://lily-hogwart.blogspot.com/
http://dziedziczkarodumalfoy.blogspot.com/
http://malfoysdiary.blogspot.com/
http://wzeszla.blogspot.com/
http://lyraparkinson.blogspot.com/
http://life-is-a-little-hell.blogspot.com/
 
 
 
Tak na marginesie: Pewnie zauważyliście, że zmieniłam narazie kolor, nagłówek. Wiem, jest niewydarzony, ale czekam na szablon. :)
I przepraszam, że dawno nie dodawałam rozdziału. Objecuję, że niedługo się pojawi. Jestem w połowie. Ale narazie nie mam jak pisać. :) 




poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Rozdział VIII

O mój Boże! Ankieta się skończyła! :D

Wygrał Harry! (Wy tak serio? O.o)
Blaise na drugim miejscu!
Draco na trzecim!
A ostatni ... Ron ? O.O (e... bo ja go dałam do ankiety, bo nie miałam już kogo... ale nie ważne... xD)

No więc powiem tak: To będzie Harry, albo Blaise. Jeszcze zobaczycie! :D Nie chcę Wam mówić, bo wtedy byłoby nie fair. Taki spoiler... ;]

Muszę się Wam pochwalić moim piórnikiem, który dzisiaj przyszedł:


(Sory za jakość)

Miłego czytania! Mam nadzieję, że Was nie zawiodłam.

Rozdział dodałam z lekkim opóźnieniem, bo napisany był już dwa dni temu, ale go chyba z tysiąc razy poprawiałam i zmieniałam. :D


-Nie będę ci się zwierzać, Malfoy. –bąknęła Hermiona, odwracając wzrok, gdyż stalowoniebieskie tęczówki Dracona patrzyły prosto w jej oczy.
-Daj spokój, Granger. Ja też normalnie bym ci się nie zwierzał, ale potrzebuję się komuś i wygadać i dobrze wiem, że ty też, więc dajmy sobie chociaż przez jeden wieczór spokój z docinkami i porozmawiajmy, jak ludzie. –odparł blondyn. Gryfonka przez chwilę zastanawiała się nad jego słowami, po czym spojrzała na niego. Nie potrafiła odgadnąć, o czym teraz myśli Ślizgon. Wyglądało na to, że mówi całkiem poważnie.
-Ale jeśli powiesz komukolwiek… -zaczęła, ale on natychmiast jej przerwał.
-To ty powiesz wtedy komuś o tym, co ja ci powiedziałem i na odwrót. Umowa stoi? –zapytał, po czym wyciągnął do niej rękę. Dziewczyna przez chwilę patrzyła na jego dłoń w powątpieniem, ale po chwili pomyślała Raz kozie śmierć i uścisnęła dłoń Dracona.
-Stoi. –odparła, po czym oboje puścili swoje dłonie. Granger spuściła wzrok. –To było na wakacjach… -zaczęła. –Po bitwie postanowiliśmy ja, Ron, Harry i Ginny trochę oddalić się od tego wszystkiego, ochłonąć po przeżyciach, więc wyjechaliśmy na cały lipiec do Hiszpani. Oczywiście różdżek nie braliśmy ze sobą. No… Mieliśmy nie brać. Ja wzięłam, bo chociaż wiem, że po bitwie nie ma już niebezpieczeństw czyhających na nas za rogiem, miałam pewne obawy co do naszego bezpieczeństwa. Nie mniej jednak przez cały lipiec żyliśmy jak mugole – bez jakiegokolwiek używania czarów. Pewnego dnia ja i Ginny poszłyśmy na zakupy. Na ogół tego nie lubię, ale strasznie mnie błagała, żebym z nią poszła i jej doradziła. Tym czasem Harry i Ron poszli nie wiadomo gdzie, a kiedy razem z Ginny wróciłyśmy z zakupów okazało się, że byli na mugolskiej dyskotece. Wrócili z jakąś dziewczyną. Miała na imię Sara. Była ładną blondynką z Europy, która nakładała na siebie trochę za dużo makijażu, jednak Ron tego nie zauważał. Na drugi dzień „przypadkowo” spotkaliśmy ją w kawiarni, a potem znów „zupełnie przypadkowo” na plaży. I tak było codziennie. A najbardziej był nią zachwycony Ron. Jestem głównie zła na samą siebie, bo Ginny trzymała Harry’ego na krótko, a ja pozwalałam na flirtowanie Ronalda z Sarą, bo myślałam, że to tylko niewinna przyjaźń. Kilka dni przed powrotem zobaczyłam… -w tym momencie dziewczyna urwała i spojrzała w inną stronę. Starała się nie płakać, ale to było silniejsze od niej. Zazwyczaj była twarda, ale nie, jeśli chodziło o Rona. Starała się wmówić sobie, że jest on świnią, ale nie powinno to niszczyć ich przyjaźni, więc tolerowała go. Jednak jakaś jej cząstka ciągle za nim rozpaczała, ciągle miała mu za złe tą zdradę. Po chwili odwróciła się znów do blondyna. –Zobaczyłam, jak się całowali. Ron trzymał ją w talii jedną ręką, drugą miał wplątaną w jej włosy, a ona trzymała mu ręce założone na szyi. Nigdy nie zapomnę tego widoku… I tego uczucia. W tamtym momencie coś we mnie pękło… -chociaż brunetka starała się by jej głos nie drżał, nie mogła tego powstrzymać. Oczy zaszły jej łzami.–Podeszłam do nich… Natychmiast się od siebie oderwali. Ron patrzył na mnie tym swoim wzrokiem, jakby nagle zobaczył ducha. Nic się nie odzywał. Nie bronił się. Gdy mu wykrzyczałam, co o nim myślę, nie zaprzeczał… Po prostu mnie wysłuchał, po czym odparł „Masz rację”… -po policzku dziewczyny spłynęła łza, którą natychmiast wytarła. Zapadła cisza.
-Przykro mi… -odparł Draco, nie wiedząc jak na to zareagować. Hermiona prychnęła.
-No.. To teraz ty… -powiedziała w końcu. 
-Co ja? –zapytał Ślizgon, który zupełnie zapomniał, po co się tu znalazł.
-No… Opowiadaj… Sekret za sekret, pamiętasz? –odpowiedziała Gryfonka, unosząc jedną brew.
-Ach, tak… -blondyn pokiwał głową, bo nagle sobie przypomniał. Znów zapadła cisza. Hermiona jej nie przerywała, ponieważ wiedziała, że Malfoy musi zebrać się w sobie. –Ech… -westchnął Ślizgon. –Bo kiedy byłem śmierciożercą… Widziałem wiele morderstw… Czułem się za nie odpowiedzialny… Po zakończeniu bitwy postanowiłem sobie, że się zmienię i że stanę się lepszy, ustatkuję się, znajdę… Miłość? -ostatnie słowo wypowiedział tak, jakby było dla niego całkowitą nowością i jakby upewniał się, czy dobrze je wypowiedział. –Pod koniec wakacji rodzice zabrali mnie na urodziny pewnej arystokratki… Aranei. Kiedy ją zobaczyłem… Poczułem to coś… Chciałem jej się pokazać z jak najlepszej strony i to zrobiłem, ale już wtedy Blaise musiał wszystko zepsuć… Zaproponowałem jej naukę latania na miotle, a on zrobił to samo, rozumiesz? –zapytał, jakby to było zupełnie absurdalne. –No i ona sobie postanowiła, że on ją nauczy. Pomyślałem „Dobra, niech będzie”. Potem na peronie okazało się, że zna Pottera i że go lubi. Później przez Pansy wyszło, że siedziała z nim na eliksirach, potem prawdopodobnie byli razem na błoniach, a teraz jeszcze, kiedy ją obraził, a ja chciałem go uderzyć… Czekaj, wróć… Byłaś przy tym… -spojrzał na Gryfonkę, a ta pokiwała głową. –Widziałaś… Obroniła go… Teraz to coś, co poczułem wtedy na jej urodzinach powoli ulatuje, a ja nie wiem, czy tak powinno być… Czy pozwolić na to? Dać sobie spokój? –zapytał, patrząc na swoje buty. Minęła chwila ciszy, więc Hermiona uznała, że już skończył swoją opowieść i teraz czeka na odpowiedzi na jego pytania.
-Jeśli chodzi o mnie, to uważam… że Harry nie jest zagrożeniem, bo ma dziewczynę… -widząc, że blondyn już otwiera usta, dodała –Nie. Harry to nie Ron.
  Znów chwila ciszy. Nagle Draco wstał.
-Lepiej ci? –zapytał, patrząc na brunetkę z góry.
-Z czym? –zdziwiła się dziewczyna.
-Wiesz… Jak się komuś wygadałaś…
-Ee… Chyba tak…
-Mi chyba też…
  I znów cisza. Po chwili brązowooka wstała i teraz stała bardzo blisko Ślizgona. Blondyn cofnął się o krok, żeby zwiększyć odległość między nimi, ale Hermiona, nie wiedząc, dlaczego to robi, zbliżyła się do blondyna.
-Ja ci doradziłam… -zaczęła. –Doradziłam, żebyś nie zwracał uwagi na Harry’ego. A ty? Co mi poradzisz? Co mam robić? –zapytała, patrząc mu prosto w stalowoniebieskie tęczówki, które pod tym  światłem wyglądały na szare.
-Szczerze? –odparł blondyn, cofając się znów o krok. –Nie mam pojęcia… Ale ja chyba na twoim miejscu zerwałbym kontakty z Weasley’em i znalazł sobie kogoś odpowiedniego.
-Obiecałam Harry’emu, że będę tolerować obecność Rona… -odparła dziewczyna, spuszczając wzrok. –Ale ja już dłużej nie potrafię… -znów oczy zaszły jej łzami, które z całej siły starała się zatrzymać. Blondyn zbliżył się do Gryfonki i teraz stali niebezpiecznie blisko.
-Będzie dobrze, okay? –starał się ją pocieszyć Malfoy. –Spróbuj o nim nie myśleć. O tym, co było między wami. Po prostu… jak to nazwałaś „toleruj go”. Ale nic więcej…
 Hermiona uniosła wzrok i teraz patrzyła prosto w szare oczy Ślizgona, które również patrzyły wprost w jej tęczówki. W pewnym momencie Draco przeniósł wzrok z oczu dziewczyny na jej usta. Zbliżył się o parę centymetrów i teraz ich usta niemal się stykały. Po chwili blondyn poskoczył, jakby nagle zrozumiał, co robi. Odsunął się od Gryfonki i pokręcił głową, uśmiechając się sam do siebie. Brunetka patrzyła na niego, jak na wariata, a ten wybuchł śmiechem.
-Z czego się śmiejesz? –zapytała w końcu, ale blondyn tylko pokręcił głową i ruszył w stronę wyjścia z klasy. Zatrzymał się w drzwiach i spojrzał na Hermionę.
-Nie mów o tym nikomu. –rzucił z rozbawieniem i wyszedł. Granger jeszcze chwilę stała w miejscu, jak spetryfikowana, po czym pokręciła głową, jakby próbowała się otrząsnąć i wyszła z klasy. Co to na Merlina było?! – myślała, idąc do pokoju wspólnego. W salonie Gryfonów nie było nikogo, więc poszła do dormitorium, gdzie zastała śpiącą Ginny. Brunetka zdjęła buty i runęła na łóżko. Nawet nie przebierając się w piżamę, opatuliła się kołdrą i zasnęła.

-*-

  Gdy rano Aranei schodziła na śniadanie razem z Pansy, Draconem i Blaisem, zauważyła, że Draco się jakoś dziwnie zachowuje. Ciągle się uśmiechał. Ciekawe, co dała mu ta Poppy, że się tak cieszy… Może pomyliła się i zamiast eliksiru na ból głowy, dała mu eliksir rozweselający? ,pomyślała dziewczyna.
-A ty co się cieszysz? –zapytała wreszcie Pansy, gdy wchodzili do Wielkiej Sali.
-Przypomniałem sobie minę Weasley’a, jak przygwoździłem Pottera do ściany. –odparł z rozbawieniem Ślizgon, a pozostała trójka parsknęła śmiechem.
  Gdy weszli do Wielkiej Sali, nie wiedzieć czemu wzrok Malfoy’a pomknął ku stołowi Gryfonów i zatrzymał się na burzy brązowych loków. Hermiona rozmawiała o czymś z Ginny, która chichotała, patrząc na brata, który bardzo obleśnie jadł kurczaka. Draco skrzywił się na jego widok i usiadł przy stoliku. Nałożył sobie coś na talerz, ale nie ruszył tego, tylko obrócił się, by znów spojrzeć na Granger. Widział tylko jej plecy i gęste włosy.
-Ej… Zobacz, kto się na ciebie gapi… -szturchnęła brunetkę Ginny.
-Kto? –brązowooka zdziwiła się i rozglądnęła. Po chwili ujrzała Malfoy’a, który wpatrywał się w nią z niekonkretnym wyrazem twarzy. Gdy spojrzała na niego uśmiechnął się do niej nonszalancko, na co Gryfonka prychnęła i wróciła do rozmowy z przyjaciółką.
-Draco, czy ty mnie w ogóle słuchasz?! –fuknęła Parkinson, która siedziała obok blondyna i najwyraźniej właśnie przerwała „niezwykle ciekawy” monolog.
-Nie. –odpowiedział szczerze Malfoy i spojrzał na swój talerz, na którym leżał suchy tost. Ślizgon posmarował go sobie i nalał soku dyniowego do pucharku.
-To ja się tu produkuję…
-Nie prosiłem cię o to. –przerwał jej Smok , po czym ugryzł kawałek tosta.
-Nie zapomnij. Dzisiaj po lekcjach masz u mnie lekcję latania. –zwrócił się Blaise do Aranei, puszczając jej oczko.
-Wiem, wiem… -odparła brunetka, uśmiechając się lekko. Draco tylko wywrócił oczami. Ta… O Pottera nie mam się co martwić…
-Historia magii. –oznajmił blondyn, wstając od stolika. Callidus i Zabini jeszcze nie skończyli jeść.
-Nie poczekasz na nas? –zdziwiła się brunetka.
-Chyba mnie nie potrzebujecie. –odparł Malfoy, lekko pretensjonalnym tonem.
-Ja cię potrzebuję! –jęknął ciemnoskóry. –Nie zostawiaj mnie!
  Aranei parsknęła śmiechem, a Draco nie mógł się powstrzymać od lekkiego uśmiechu.
-Skoro tak… -westchnął, ponownie siadając. Co jak co, ale Diabeł jest jego przyjacielem i żadna głupia zazdrość tego nie zepsuje.

-*-

Gdy po ostatniej lekcji Aranei wraz z Blaisem udali się na boisko Quidditcha, Draco i Pansy zmierzali do pokoju wspólnego Slytherinu. W pewnym momencie Parkinson się zatrzymała, a Malfoy uczynił to samo.
-Może pójdziemy na błonia? –zapytała. –Jest taka ładna pogoda…
-Jasne. Czemu nie? –odparł blondyn i razem ze Ślizgonką, skierował się na błonia. Wyszli ze szkoły i kierowali się w stronę jeziora, gdy nagle Pansy zatrzymała się przy grupce Ślizgonek, wśród których Draco rozpoznał siostry Greengrass i Milicentę Bulstrode. Gdy podeszli, Astoria uśmiechnęła się do niego, a on odwzajemnił gest. Lubił ją. Naprawdę. Była chyba jedyną Ślizgonką w tej grupce, która nie lubiła gadać o ciuchach i chłopakach. Ona po prostu chodziła ciągle za siostrą. Nie wiedzieć czemu, chyba zawsze za nią łaziła, robiła to co ona i kolegowała się z tymi ludźmi, co Dafne, chociaż sama na pewno znalazłaby sobie lepsze towarzystwo. Gdy Pansy pogrążyła się w rozmowie z przyjaciółkami, blondyn rozejrzał się po błoniach, a jego wzrok padł na brązowowłosą dziewczynę, siedzącą pod drzewem i czytającą książkę. Malfoy ruszył w jej kierunku, a Parkinson nawet tego nie zauważyła, zbyt zajęta rozmową.

  Po lekcjach Harry i Ginny poszli na spacer po błoniach, a że Hermiona nie zniosłaby obecności Rona w pokoju wspólnym, poszła tam gdzie zazwyczaj, czyli do biblioteki. Wybrała kilka książek z półek i usiadła przy jednym ze stolików. Po chwili uznała, że nie ma co marnować ładnej pogody, więc wypożyczyła książki i ruszyła na błonia, gdzie usiadła pod wielkim drzewem i uznając, że nikt jej nie przeszkodzi, zaszyła się w lekturze. Przeliczyła się jednak, ponieważ po niecałych dziesięciu minutach, ktoś stanął nad nią, przysłaniając jedyne światło, jakie wyłapała pod drzewem.
-Mógłbyś się odsunąć? –zapytała, unosząc wzrok i widząc Dracona Malfoy’a, uśmiechającego się nonszalancko. –Ach, to ty…  -westchnęła i znów zatopiła wzrok w książce, chociaż pod tym światłem gorzej jej się czytało. Blondyn schylił się do dziewczyny i zatrzasnął jej książkę.
-Ej! Ja to czytam! –fuknęła Gryfonka, ale Malfoy, jak gdyby nigdy nic usiadł naprzeciw niej.
-Już nie… -odparł obojętnie.
-Czego chcesz? –zapytała Hermiona, przymrużając oczy.
-Może to trochę głupie, ale znów potrzebuję od ciebie rady… -westchnął Ślizgon, bawiąc się źdźbłem trawy, które przed chwilą wyrwał.
-W jakiej sprawie? –zapytała zrezygnowana dziewczyna.
-Znów w tej samej…
-Jakieś zmiany od wczoraj? –zdziwiła się Gryfonka, unosząc jedną brew.
-Tak jakby… Jak już mówiłem, Blaise uczy Aranei latać na miotle… No i właśnie dzisiaj mają pierwszą lekcje. Teraz są na stadionie.
-Ech, i czego ty chcesz? Przerwać tą lekcję? Zapobiec prowadzeniu jej?
-Nie wiem… Może… Hm… Chcę mieć te lekcje pod kontrolą. –odparł blondyn.
-Pod kontrolą? –zapytała zdziwiona Granger.
-Chcę ich obserwować, a w razie jakiegoś niechcianego zbliżenia jakimś niegroźnym zaklęciem odsunąć ich od siebie.
-No i co ja mam ci doradzić?
-Masz mi doradzić, jak mam obserwować te lekcje, będąc niezauważonym.
-Zaklęcie kameleona? Peleryna-niewidka? Nie… To drugie odpada…
-Nie. Peleryna-niewidka jest dobra. Wiesz jak ją zdobyć… Masz przyjaciela… Wystarczy…
-Nie, nie i jeszcze raz nie, Malfoy. –zaprzeczyła Hermiona.
-Ale dlaczego? –zdziwił się blondyn.
-Nie będę pożyczała peleryny-niewidki od przyjaciela dla twoich prywatnych celów, zapomnij. Nie ufam ci. Jeszcze użyjesz ją „przy okazji” do nie wiadomo czego… Nie… Nie załatwię ci peleryny-niewidki… Nie ma takiej opcji. –powiedziała stanowczo brunetka.
-No to skoro tak mi nie ufasz, to pójdziesz razem ze mną. Będziesz mnie pilnować. Okay? Chyba we dwoje się zmieścimy pod nią… -powiedział, po czym zamyślił się.
-NIE! ZAPOMNIJ! –fuknęła dziewczyna.
-Wiesz co, Granger? Wkurzasz mnie. –oznajmił Ślizgon z pretensją w głosie.
-To znakomicie, bo ty mnie też, Malfoy. Miała być tylko jedna szczera rozmowa, nie pamiętasz? To nie znaczy, żebyś od razu przychodził do mnie po rady!
-Dobra, poradzę sobie sam! –warknął Draco, wstając. Hermiona pomyślała Nareszcie!, ale Malfoy jeszcze dodał: –Nie wiem po co w ogóle tu przychodziłem…
I odszedł. Gryfonka tylko wywróciła oczami i powróciła do czytania. Trochę zajęło jej szukanie strony, na której skończyła, bo blondyn zamknął jej niespodziewanie książkę, ale po jakimś czasie nareszcie znalazła poszukiwaną kartkę. Nie mogła jednak spokojnie czytać, bo była za bardzo zdenerwowana. Malfoy jak zawsze musiał jej zepsuć humor.

  Co mnie w ogóle napadło, że postanowiłem poprosić o radę Granger?! Granger! Jakbym nie mógł zapytać kogoś innego… A zresztą… Poradzę sobie sam…              , pomyślał Draco, wchodząc do swojego dormitorium.
A może faktycznie dać sobie spokój?
Nie… Draco Malfoy nie przegrywa…
Ale z drugiej strony… Nie będę się poniżał. Nie będę się starał o coś, co może nawet nie być tego warte…
Postanowione: Aranei Callidus – to koniec.
W sumie, to jakby nie patrzył… Nie było nawet początku.

-*-

Aranei po lekcjach jeszcze wstąpiła do dormitorium po miotłę, po czym ruszyła wraz z Blaisem na boisko do Quidditcha.
-Nie ma jeszcze treningów, więc mamy pewność, że mamy całe boisko dla siebie. –oznajmił ciemnoskóry.
-Pewności nie mamy… -odparła dziewczyna. –Możemy przecież tam zastać jakąś dwójkę uczniów, z których jedno uczy się latać na miotle. –powiedziała brunetka z rozbawieniem, a Zabini się zaśmiał.
-Tego nie przewidziałem. Miejmy nadzieję, że tak nie będzie. –odparł.
  Na ich szczęście okazało się, że nikogo na boisku nie zastali, więc było ono całe do ich dyspozycji.
-Witam na pierwszej lekcji latania. –oznajmił Blaise, naśladując głos pani Hooch. –Na początku połóż miotłę na trawę. –powiedział, wskazując na trawnik, a Aranei uczyniła to, co nakazał. –Teraz stań po lewej stronie miotły. –brunetka wykonała rozkaz. –I powiedz „do mnie”.
-Do mnie! –powiedziała Ślizgonka, ale miotła ni drgnęła.
-Z uczuciem! –upomniał ją Zabini, powstrzymując się od śmiechu.
-Do mnie, kotek… -mruknęła uwodzicielsko Callidus w stronę miotły.
-Nie takim uczuciem… -zaśmiał się Diabeł. –Ale takim zawołaniem na pewno przywołasz niejednego faceta. Odsuń się. Pokażę ci, jak to się robi. –powiedział, a Aranei przewróciła oczami, ale wysłuchała polecenia. –Do mnie! –zawołał Blaise. Miotła się nie ruszyła.
-Ej no, co jest nie tak z tą miotłą?! –obruszył się ciemnoskóry.
-Ja nie wiem… Ty mi ją kupiłeś… -zaśmiała się brunetka. Diabeł jeszcze kilka razy próbował przywołać miotłę, ale na próżno. Uparty przedmiot nie chciał unieść się od trawnika nawet o milimetr. Aranei w końcu zlitowała się nad ciemnoskórym i wycelowała różdżką w miotłę, używając magii niewerbalnej do wypowiedzenia zaklęcia.
-EJ! –fuknął Zabini, gdy po kolejnym „Do mnie” miotła od razu podniosła się z ziemi. –Zrobiłaś to specjalnie!
-Może… -odparła tajemniczo Callidus, uśmiechając się szeroko. –Chciałam po prostu zobaczyć, jak się męczysz. –zaśmiała się dziewczyna.
-Na przyszłość tego nie rób, albo nici z lekcji! –upomniał ją Zabini.
-No trudno… Będę musiała skorzystać z lekcji u Dracona… -podpuściła go Ślizgonka.
-Żartowałem. –zaśmiał się Diabeł.
-Ja też.
-No dobra. Teraz ty. –powiedział Blaise, odsuwając się od miotły, a Aranei podeszła do miotły, po czym ją przywołała. –Bardzo dobrze. Teraz wsiądź na miotłę. –brunetka wykonała polecenie. –I na mój gwizdek unosisz się parę metrów od ziemi, po czym lądujesz. –oznajmił chłopak.
-Ale ty nie masz gwizdka. –powiedziała Ślizgonka z rozbawieniem.
-Cicho mi tam. Wiem, że nie mam gwizdka. No to… Na… „Teraz”. Okay?
-Okay.
-3… 2… 1… Teraz!
  Aranei odbiła się nogami od ziemi i uniosła parę metrów od podłoża, po czym lekko wylądowała.
-Świetnie. Prawie się nie chwiałaś. Latałaś już kiedyś? –zdziwił się ciemnoskóry.
-Tylko raz. –odpowiedziała szczerze Ślizgonka, przypominając sobie swój lot na miotle, kiedy próbowała wydostać się z Komnaty Tajemnic. To nie było najlepsze wspomnienie, bo miotła była bardzo słaba i rzucała na wszystkie strony. Tym razem będzie pamiętać, żeby wziąć ze sobą miotłę, gdy będzie wybierać się do Timore’a. –Ale wtedy nikt mnie nie instruował. Sama wsiadłam i leciałam. W dodatku miota nie była za dobra.
-Taki spontan… -powiedział Blaise ze zrozumieniem.
-Dokładnie. –odparła dziewczyna.
-Chcesz teraz wznieść się trochę wyżej? –zapytał Zabini z uśmiechem.
-Jasne. Ale nie jestem pewna, czy…
-Ja ci pomogę. –zaproponował, wciskając się za nią na miotłę i chwytając za rączkę miotły, przez co był zmuszony obejmować Ślizgonkę, jednak ani jej, ani Zabiniemu to nie przeszkadzało.

czwartek, 14 sierpnia 2014

Rozdział VII

Witam Was w Dzień Energetyka! :D
Rozdział kończyłam pisać wczoraj, ale skończyłam dopiero dzisiaj, bo wiecie... Gwiazd Naszych Wina! :) Czytam, czytam... Narazie świetne, ale straszne jest to, że wiem, że (UWAGA SPOILER!) Gus umrze, bo jedna stronka zapomniała napisać "Uwaga spoiler", przed dodaniem obrazka, na którym Prim, Tris i Gus są w niebie :'(
Nie przedłużając, miłego czytania życzę! ;D

  Gdy Aranei skończyła książkę i wyszła z łazienki, okazało się, że Pansy już śpi. Brunetka spojrzała na zegarek. Za pięć minut kolacja. ,pomyślała. Obudzić ją czy nie obudzić?...
-Hej… Idziesz na kolację? –zapytała Ślizgonka, potrząsając lekko ramieniem czarnowłosej.
-Co? Nie, mamo… nie chcę truskawek... –mruknęła Parkinson, po czym przekręciła się na drugi bok. Aranei wywróciła oczami.
-Nie jestem twoją mamą, Pansy… To ja, Aranei… -zirytowała się brązowooka.
-Aranei?! –czarnowłosa nagle podniosła się raptownie i usiadła. –Po co mnie budziłaś?!
-Zaraz kolacja… Pomyślałam, że może chciałabyś coś zjeść. –odparła Ślizgonka, wzruszając ramionami.
-Ach, jasne… Ee… Dzięki… -mruknęła Pansy. Aranei nic jej nie odpowiedziała, tylko ruszyła do drzwi. –Poczekasz na mnie? –zapytała niepewnie czarnowłosa, gdy Callidus dotknęła klamki.
-Żartujesz sobie? Zanim zasnęłaś doszło między nami do małej sprzeczki. A jeszcze wcześniej obie się pokłóciłyśmy i zarobiłyśmy szlaban u McGonagall. Nie pamiętasz? –zadrwiła brązowooka, jednak tak naprawdę miała nadzieję na pogodzenie się z Mopsicą. Bądź co bądź, Ar nie miała jeszcze żadnej koleżanki w Hogwarcie. Jak na razie trzymała się z Blaisem i Draconem. W dodatku były współlokatorkami.
-No właśnie ja chciałam cię… przeprosić. –ostatnie słowo ledwo wyszło z ust Pansy.
-Słucham?
-Nie każ mi tego powtarzać. Rzadko to robię, okay? Wiem, że to moja wina. W dodatku przeze mnie i Draco się wkurzył… Ja po prostu… Nie ważne…
-Zaczęłaś do dokończ… -zachęciła ją brunetka, siadając obok Parkinson na łóżku.
-Ja… Byłam trochę zazdrosna tak szczerze… Bo… Przyjaźnię się z Blaisem i Draco od kiedy pamiętam. W dodatku Draco podoba mi się od pierwszej klasy… -oznajmiła, lekko się rumieniąc. –A nagle pojawiasz się ty, a oni mnie olewają. Wiesz… Kiedy wtedy na eliksirach Draco próbował mnie zepchnąć, żeby zrobić ci miejsce, to naprawdę zabolało. Mój przyjaciel mnie odrzuca, ponieważ jakaś nowa, rozkapryszona Ślizgonka myśli, że wolno jej wszystko i przystawia się do moich przyjaciół.
-Miło… -odparła Aranei, nie wiedząc co odpowiedzieć. Teraz jestem rozkapryszona i przystawiam się do czyichś przyjaciół? Po prostu cudownie. Nie tak chciałam zacząć ten rok. –Przykro mi, że tak o mnie myślisz…
-Nie jest ci przykro. –przerwała jej Parkinson.
-Uwierz mi, jest. Chciałam zrobić na wszystkich dobre, pierwsze wrażenie. Znaleźć przyjaciół, uczynić ten mój jedyny rok w Hogwarcie idealnym…
-No właśnie. Dlaczego JEDYNY rok? Dlaczego wcześniej nie pojechałaś do Hogwartu? –zapytała czarnowłosa.
-Boże, wszyscy mnie o to pytają. Nie powiem ci tego, okay? Nawet Draconowi i Blaise’owi nie powiedziałam, a im ufam bardziej, niż tobie. Dopiero się pogodziłyśmy, a i tak jeszcze do końca nie jestem pewna, czy to nie jest podstęp…
-To nie jest podstęp. –oznajmiła stanowczo Mopsica.
-No dobra. Nie mniej jednak, nie powiem ci tego. Może kiedyś… -powiedziała brunetka.
-Jasne… -odparła Ślizgonka z zamyśleniem. –Ja lecę do łazienki ogarnąć trochę włosy i poprawić makijaż, a ty poczekaj na mnie. Ok.?
-Ok.
  Czarnowłosa pobiegła do łazienki i już po chwili wypadła z niej odświeżona.
-Spóźnimy się. -zaśmiała się Parkinson, gdy wychodziły z dormitorium.
-Nie ważne. –odparła Aranei z uśmiechem i ruszyły do Wielkiej Sali.


-*-

-Cholera, gdzie one są? –zdziwił się Blaise, rozglądając się po Wielkiej Sali. –Chyba nie myślisz, że się tam pozabijały? –skierował się do Dracona, a ten wzruszył ramionami. –Boże, jak mogłem je zostawić same w jednym pokoju… -powiedział ciemnoskóry łapiąc się za głowę. Nagle obydwoje Ślizgoni podnieśli głowy, ponieważ drzwi Sali się otworzyły i weszły do niej dwie uśmiechnięte Ślizgonki, rozmawiając o czymś z entuzjazmem.
-A w czwartej klasie, jeden nauczyciel przemienił Dracona w fretkę na oczach całej szkoły. –szepnęła Pansy brunetce do ucha z rozbawieniem.
-Naprawdę? Haha! Boże! Ile mnie ominęło! –zaśmiała się brązowooka, siadając. Zabini i Malfoy patrzyli na nie z widocznym zaskoczeniem.
-Czy my o czymś nie wiemy? –zapytał Draco.
-O co ci chodzi? –zapytała Pansy z udawanym zdziwieniem.
-Nie zabijacie się i w ogóle… -rzucił Blaise, wymachując widelcem od niechcenia. Obie dziewczyny parsknęły śmiechem.
-Pogodziłyśmy się. –oznajmiła Callidus z szerokim uśmiechem.
-Nie wierzę. –powiedział Malfoy, kręcąc głową.
-To jakiś podstęp… -szepnął ciemnoskóry do blondyna.
-Zapewne… -zgodził się Ślizgon.
  Kolacja przebiegła w dziwnym nastroju. Pogodzone dziewczyny rozmawiały szeptem i co jakiś czas chichotały, a dwójka Ślizgonów wpatrywała się w nie, jakby któraś z nich nagle miała oznajmić, że to był żart. Nic takiego jednak nie nastąpiło, więc po zjedzeniu kolacji, czwórka Ślizgonów ruszyła w stronę lochów. Na korytarzu ujrzeli, idących parę metrów od nich Harry’ego, Rona, Hermionę i Ginny.
-Hej, może ponaśmiewamy się z nich, jak za starych, dobrych lat? –zaproponowała czarnowłosa.
-W sumie, czemu nie? –odparł blondyn i wszyscy przyspieszyli kroku, doganiając czwórkę Gryfonów.
-No proszę, proszę... Kogo my tu mamy? –zaśmiał się Draco, gdy czwórka Ślizgonów stanęła naprzeciw Gryfonom i zablokowała im drogę.
-Odsuń się, Malfoy. –warknął Harry, próbując przejść.
-Łohoho, co tak ostro, Potter? –zadrwił Ślizgon. –Jak ci się miewa z Weasley? Dobrana z was parka. Zdrajczyni krwi i Wielki Zbawca Świata Czarodziejów, Któremu W Przezwyciężaniu Zła Pomagała Cała Szkoła. –prychnął, a Pansy i Blaise ryknęli śmiechem. Aranei tylko stała i przyglądała się poczynaniom znajomych.
-Jak możesz tak mówić? –odezwała się Hermiona. –On uratował ci życie! Co? Już tego nie pamiętasz?!
-Doskonale sam bym sobie poradził… -odparł obojętnie blondyn, wzruszając ramionami.
-Ta, akurat… -prychnęła Granger.
-Co? Nie wierzysz w moje umiejętności? To może mały pojedynek. –zaproponował Ślizgon.
-Akurat swoich umiejętności jestem pewna. Co do twoich nie jestem przekonana. Pokonałabym cię, jednak nie chcę zarobić szlabanu. –odparła Gryfonka, unosząc dumnie głowę.
-No jasne… Ty nie boisz się szlabanu. Ty BOISZ SIĘ mnie… -zadrwił.
-Nawet nie mam powodów, by się ciebie bać. –zaśmiała się dziewczyna.
-A co? Naślesz na mnie swojego chłopaka, Weasley’a?
-Jakbyś chciał wiedzieć to my już nie jesteśmy razem… -rozpędziła się Hermiona, ale Rudzielec natychmiast jej przerwał.
-Przestań. To nie jego sprawa!
-Jasne, przepraszam… Rozpędziłam się… -wytłumaczyła się szybko.
-Ohoho… Więc zerwała z tobą, jak zobaczyła, jakim to jesteś nieudacznikiem, Weasley? –zadrwiła tym razem Pansy.
-Odwal się od niego, Parkinson. –warknęła Ginny Weasley.
-Bo co mi zrobisz? –zapytała wyzywająco Ślizgonka. Gryfonka nic nie odpowiedziała. –Tak myślałam. –uśmiechnęła się szyderczo czarnowłosa.
-Jak myślicie, że możecie sobie tak po prostu drwić z nas i psuć nam humor, żeby sobie go poprawić, to bardzo się mylicie. –rzucił Harry, patrząc na Aranei. –I jeszcze ty, Aranei? Tego się po tobie nie spodziewałem…
-Nie znasz mnie, Potter. –warknęła Ślizgonka, przymrużając oczy. Boże, ale ona jest dwulicowa. ,pomyślał okularnik. Raz jest miła, chce pożyczyć pelerynę, a raz wredna i opryskliwa. Ja już za nią nie nadążam…
-To już sam zdążyłem zauważyć. –warknął Potter. –Jesteś bardzo zmienna. Okres ci się spóźnia?
  Na te słowa Gryfoni powstrzymali wybuch śmiechu.
-Odwal się od niej. –fuknął blondyn, popychając Harry’ego na ścianę. Ron rozdziawił usta, Hermiona zakryła usta ręką, a trójka Ślizgonów wpatrywała się w rozgrywającą się scenkę z szyderczymi uśmiechami. Tylko Ginny Weasley zareagowała. Podeszła do Dracona i walnęła go w prawe ramie. Ten jednak nawet jej nie zauważył i przyciskał Pottera do ściany.
-Przeproś. –warknął, uśmiechając się z satysfakcją.
-Draco… -odezwała się wreszcie Aranei. –Przestań. –rozkazała stanowczo. Malfoy momentalnie odwrócił się do dziewczyny i spojrzał na nią z powątpieniem. –Proszę. –dodała, a Ślizgon puścił okularnika i razem z przyjaciółmi oddalili się od Gryfonów bez słowa. Harry miał zamiar rzucić się na Dracona, ale Ginny szybko go przytrzymała.
-Przestań, Harry. Nie warto. –powiedziała spokojnie.

-Za kogo on się uważa?! –fuknęła Hermiona, gdy wraz z przyjaciółmi przechodzili przez wejście pod portretem Grubej Damy.
-Powinieneś go zatrzymać i porządnie mu dokopać. –oznajmił Ron, gdy siadali na jednej z kanap w pokoju wspólnym.
-Dajcie spokój… Przecież to tylko Malfoy… -odezwała się Ginny.
-Ale na za dużo sobie pozwala. –powiedziała stanowczo brunetka. –Myślałam, że po bitwie zmieni się chociaż trochę…
-No to się przeliczyłaś. –odparł Rudzielec, wzruszając ramionami.
-Dobrze, że Aranei zareagowała, bo na was nie mogłem liczyć. –powiedział ponuro Harry. Gdy Ginny otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, dodał: -Przepraszam, Ginn. Nie mówiłem o tobie.
-Zacznijmy od tego, że gdyby nie Aranei, to Malfoy w ogóle by cię nie zaatakował. –zauważyła Granger.
-On tylko szukał pretekstu…
-Dlaczego ją bronisz?! –oburzyła się Hermiona. –A może… Ona ci się podoba? –zastanowiła się na głos.
-Hermiona! –skarciła ją młoda Weasley, która aktualnie chodziła z Potterem.
-Co? Ja już nie ogarniam chłopaków… Bywają przecież i tacy, którym się dobrze układa z dziewczyną, ale nagle pojawia się jakaś ślicznotka, zatrzepocze rzęsami i wszystko szlak trafia! –fuknęła Gryfonka, patrząc na Rona.
-Herm… -zaczął Rudzielec, ale dziewczyna natychmiast mu przerwała.
-Tak, wiem! Rozmawialiśmy już o tym! Ja po prostu… muszę ochłonąć… -oznajmiła, po czym wstała i wyszła z pokoju wspólnego. Nikt jej nie zatrzymywał. Najwyraźniej zrozumieli, że potrzebuje chwili samotności.
  Szła korytarzami Hogwartu, gdy nagle spostrzegła pustą klasę, więc weszła do niej, po czym upewniwszy się, że nie ma w niej nikogo, osunęła się na ścianie i schowała twarz w dłoniach. Łzy spłynęły jej po policzkach. Znowu płakała. I znowu przez niego…

-*-

 -Dlaczego nie chciałaś, żebym go uderzył? –zdziwił się Malfoy, gdy wraz z przyjaciółmi wchodzili do pokoju wspólnego.
-Nie wiem… -odparła brunetka. -Po prostu… Właściwie nic takiego nie powiedział, a ty go siłą zmuszasz, żeby mnie przeprosił. Nie ty jesteś od uczenia go dobrych manier.
-A kto inny? Jego rodzice nie żyją. –zaśmiał się Ślizgon, gdy siadali w kącie pokoju wspólnego.
-Przestań. To nie jest śmieszne. –powiedziała stanowczym tonem Aranei. –Niektórzy nigdy nie poznają swoich rodziców… Ty masz oboje rodziców. Nie wiesz jak to jest…
-A ty wiesz? –zadrwił blondyn. –Też masz oboje rodziców.
-Taa… -powiedziała ponuro brunetka. Tak naprawdę nie wie, jak to jest żyć bez rodziców, ale przykro jej było, że nie miała ojca. Przez tyle lat była święcie przekonana, że to Marcus jest jej ojcem, ale tak naprawdę tylko jej go zastępował. A kiedy dowiedziała się, że nim nie jest, chciała poznać biologicznego ojca. Niestety, wtedy okazało się, że on nie żyje. Co więcej, nie mogłaby go poznać, bo gdyby ją znalazł, to by ją zabił.
-Coś się stało? –zapytał Blaise, widząc zamyśloną minę Ślizgonki.
-Co? Nie… Nic, nic… -odparła szybko dziewczyna.
-To co, Draco? Już się nie gniewasz na Ar, że gadała z Potterem? –zadrwiła Pansy.
-Daj spokój. Nie jestem zły, że z nim gadała, tylko o to, że coś przed nami ukrywa. –oznajmił blondyn.
-A ty znowu swoje?! –zapytała zrezygnowana brązowooka.
-Po prostu jemu to mówisz, a nam to już nie… -bąknął.
-Nie mówię mu o tym, dlaczego byłam w tej łazience, jeśli o to ci chodzi. Ja tylko chciałam od niego pożyczyć pelerynę-niewidkę! –odparła, poddając się wreszcie. Pozostała trójka spojrzała na nią z zaciekawieniem.
-Po co ci peleryna-niewidka? –zdziwiła się Parkinson.
-Oj, po prostu… -ściszyła głos. –Chciałam pożyczyć parę książek z Działu Ksiąg Zakazanych… Nie z jakiegoś konkretnego powodu. –powiedziała szybko, widząc że Draco już otwiera usta, by ją o to zapytać. –Po prostu chciałam trochę poczytać. Okay? To wszystko.
-I on ci tak po prostu ją pożyczył? –zdziwił się ciemnoskóry, podnosząc jedną brew. –Nie wierzę.
-Najpierw się mnie dopytywał, po co ją chcę, ale potem… Tak, po prostu mi ją pożyczył. W sumie, jak teraz się tak nad tym zastanawiam, to dziwne… Ale on jest naiwny… -zadrwiła dziewczyna. –Oczywiście nie potrzebowałam jej do niczego innego, ale jakbym na przykład chciała kogoś okraść, czy coś. Przecież on mnie nie zna…
-No właśnie… -przytaknął Zabini.
-Dobra, to przecież Potter. W jego oczach każdy może się nawrócić i być dobrym. Nawet Ślizgoni… -zaśmiała się Pansy. –Ale… Widzieliście minę Weasley’a, jak Draco przygniótł Harry’ego do ściany? Normalnie myślałam, że zaraz się zesra ze strachu. A myślałam, że chlubą Gryfonów jest odwaga. –zadrwiła.
-Hahaha, faktycznie… -przytaknęła brązowooka. –Draco, co ci jest? –zapytała blondyna, gdyż zauważyła, że jakoś dziwnie się zachowuje. Nie śmiał się, tylko patrzył pustym wzrokiem w podłogę. Ta… Mina Weasley’a była bezcenna. Ale byłaby jeszcze lepsza, gdybym przywalił Potterowi. A ona musiała go obronić! , myślał Ślizgon.
-Co? Nic… Tylko głowa mnie boli… Muszę się przejść… -odparł i wstał. Wiedział, że gdyby został z nimi chwilę dłużej, mogłoby dojść znowu do kłótni, a nie chciał znowu wyjść na zazdrosnego.
-Może pójść z tobą? Poszlibyśmy do pani Pomfrey… Ona by ci dała jakąś tabletkę... –zaproponowała Parkinson.
-Nie, dzięki. Poradzę sobie sam. –oznajmił stanowczo i wyszedł.
  Szedł korytarzami Hogwartu i myślał. Znowu ten Potter… Jak z nim nie gada, to go broni. On ją przecież obraził! Zasłużył na nauczkę!  
  Z rozmyślań wyrwały go odgłosy, dochodzące z jednej z klas. Brzmiało to jak… płacz. Ciekawość wzięła swoje, więc Ślizgon lekko uchylił drzwi klasy i zobaczył... Hermionę Granger. Siedziała skulona przy jednej ze ścian. Twarz miała schowaną w dłoniach, które tłumiły jej płacz, jednak nie zagłuszały go całkowicie. Słyszał jej pochlipywanie.
-Granger? –zdziwił się, a Gryfonka natychmiast oderwała dłonie od twarzy i spojrzała na niego ze strachem. No pięknie… Teraz wszyscy Ślizgoni będą mieli o czym gadać. „Panna Wszystko-Wiem-Najlepiej płacząca w pustej Sali od zaklęć.”
  Blondyn miał rzucić jakąś zgryźliwą uwagę, ale coś go powstrzymało. Zobaczył jej czekoladowe tęczówki, zwykle takie pewne siebie, a teraz zapuchnięte od płaczu. Nie wiedział co zrobić. Najlepiej w ogóle nie wchodziłby do tej klasy, gdyby wiedział, że zastanie tam płaczącą Granger.
-Czy ty… płaczesz? –zapytał w końcu, chodź wiedział, jaka jest odpowiedź na to pytanie. Hermiona była zdziwiona brakiem jakiejkolwiek drwiny w jego głosie.
-Nie twoja sprawa. –Gryfonka chciała, aby jej głos brzmiał pewnie, ale teraz, gdy płakała, nie potrafiła sprawić, aby głos jej się nie trząsł. –Wyjdź.
  Blondyn jednak nie wysłuchał jej rozkazu. Nie wiedząc czemu to robi, zamknął za sobą drzwi, podszedł do oniemiałej brunetki i usiadł obok, opierając się plecami o ścianę.
-Czego chcesz? –bąknęła Granger.
-Porozmawiać. Chyba oboje teraz tego potrzebujemy… -odparł spokojnie, patrząc na swoje buty.