Strony

poniedziałek, 24 listopada 2014

XIV

  Rozdział dedykuję Ired. ;)
Wstawiam rozdzialik dlatego, że chyba źle mnie zrozumiałas. Chodziło mi o dwa komentarze od dwóch innych czytelników, nie mniej jednak, żeby cię nie zawieść, wstawiam rozdział (ja taka kochana xd). Dziękuję, że czytasz moje wypociny. :*
Pod tym rozdziałem mam jednak nadzieję na komentarz od dwóch czytelników. ;) Piszę przecież dla Was! :*

Co do rozdziału: Tak wiem... Hermiona podsłuchuje rozmowę Aranei z Timorem i ich rozumie, chociaż powinni syczeć. Nie, absolutnie nie chcę Hermiony uczynić wężoustą. Co to, to nie. Po prostu najpierw to napisała, a potem se myślę: Kurde. przecież ona nie powinna tego rozumieć. Ale to tylko mały szczególnik. Mam nadzieję, że Wam to nie przeszkadza. ;)

  Kolejne dni września minęły uczniom Hogwartu spokojnie, chodź dosyć ciężko. Po bitwie o Hogwart nauczyciele bardziej uwzięli się na uczniów i chcąc uczynić pierwszy rok po odbudowaniu szkoły idealnym, uczynili go nieznośnym. Przynajmniej tak większość szkoły oceniła pierwszy miesiąc nauki.
Pewnej październikowej soboty Aranei rano wymknęła się z pokoju, kiedy Pansy jeszcze spała. Brunetka chciała sama pospacerować po błoniach i pomyśleć, a nie chciała niepotrzebnych pytań i towarzystwa, a wiedziała, że Mopsica na pewno chciałaby pójść z nią. Tak więc Ślizgonka po cichu przebrała koszulę nocną na jasnoróżowy sweter i jeansy, po czym wzięła kurtkę i wyszła z pokoju, nie budząc przy tym Parkinson.
  Gdy dziewczyna przemierzała korytarze Hogwartu, zauważyła że chyba jedyna wstała o tej porze. Korytarze były puste, nigdzie żywego ducha. Wszyscy najwyraźniej w weekendy odsypiali za wszystkie nieprzespane godziny w ciągu tygodnia.
  Wychodząc na błonia, Ślizgonka poczuła chłodne, jesienne powietrze, więc schowała ręce do kieszeni kurtki. Przechodząc przez trawę, mokrą od porannej rosy, dziewczyna kopała napotkane liście, które spadły z drzew. W pewnym momencie Aranei stanęła, zamknęła oczy i wzięła głęboki oddech. Nikt nigdy jej nie rozumiał, ale naprawdę lubiła jesień. Była taka ciemna, mroczna, a zarazem kolorowa i wesoła. Otwierając oczy zauważyła, że przecież tak właśnie jest. Mroczność jesieni polega na chłodnym powietrzu i porannej mgle, a jej wesołość na kolorowych liściach, niesionych delikatnie na wietrze  i opadających na mokrą trawę. Obserwując naturę nawet nie zauważyła, że ktoś do niej podszedł.
-Widzę, że nasza Tarantula się zawiesiła… -zakpiła Weasley’ówna. Aranei obróciła się raptownie, gotowa zoabczyć rudą w gronie przyjaciółek, aby zemścić się na niej za Hermionę, jednak ku swojemu zdziwieniu, zauważyła że Gryfonka jest sama. A jednak odważyła się ją obrazić.  „Ach ci Gryfoni… Są odważni nawet wtedy, gdy jest to najbardziej niestosowne. „ –pomyślała brązowooka.
-Tarantula? –zapytała, unosząc jedną brew. Ruda wzruszyła ramionami.
-Czyżbyś nie wiedziała, że „Aranei” to po łacinie „pająki”? Chyba powinnaś wiedzieć…
-Wiem. –urwała Ślizgonka przypominając sobie, jak bardzo nienawidzi pająków. –Ktoś jeszcze tak na mnie mówi?
-Na razie tylko ja. –Ginny uśmiechnęła się szeroko, na co Callidus się skrzywiła. –Co tu robisz o tej porze?
-Nie twoja sprawa. Zresztą mogłabym zapytać cię o to samo. –odparła Ślizonka, unosząc brodę.
-Tylko pytam...
„Durna, ciekawska Gryfonka” –pomyślała Aranei.
-Coś jeszcze? –zapytała z zażenowaniem brunetka. Ginny spojrzała na nią ze zdziwieniem.
-Nie?
-Tak więc żegnam. –powiedziała Callidus, mijając Gryfonkę i wracając w stronę szkoły.
-Właściwie to… -zaczęła Weasley’ówną, a Aranei przystanęła, wiedząc już, co ruda zamierza zrobić i uśmiechając się pod nosem. –Chciałam cię przeprosić…
Ślizgonka odwróciła się. Ginny, widząc jej uśmiech, pożałowała swoich słów, ale skoro już zaczęła to nie chciała stchórzyć, więc ciągnęła dalej:
-Chciałaś pogodzić się z Hermioną, a ja na ciebie naskoczyłam… I na Hermionę…
-Ją musisz osobno przeprosić. –pouczyła ją brunetka.
-Wiem… -odparła z zażenowaniem Gryfonka. –I wiedz, że przeproszę.
-Nie musiałam tego wiedzieć, ale niech będzie, że dziękuję za tę cenną informację. –odparła Aranei z kpiną.
-Czy ty zawsze musisz być taka wredna? –warknęła ruda, powtarzając sobie w myślach, że drugi raz ta Ślizgonka już jej nie wytrąci z równowagi. Callidus udała, że się zastanawia.
-Tak… Chyba tak… -powiedziała po chwili z uśmiechem.
-Wiesz, że przez to nikt cię nie lubi? –zapytała po chwili Weasley’ówna. Aranei spojrzała na nią pobłażliwie.
-Wszyscy mnie lubią.
-Tak ci się zdaje…
-Ach tak? Nikt mi nic nie odmawia. –odparła z wyższością Ślizonka.
-Jesteś pewna? –zapytała z kpiną Ginny.
-Ależ naturalnie. Udowodnić?-spytała brunetka, po czym chwilę się zastanowiła, obmyślając w głowie genialny plan. - Zaproszę Blaise’a na bal. Ciekawe, jak się będziesz czuła. Harry już się nad tobą nie zlituje.
Ruda otworzyła usta ze zdumienia.
-Proszę?
-Dobrze słyszałaś. Ja wiem wszystko, kochaniutka. Wiem, że zostawiłaś Pottera dla Blaise’a. Ale z kolei Blaise niczego mi nie odmówi. A tobie… To już inna sprawa. –powiedziała Aranei. Tak naprawdę wiedziała, że Ginny teraz za wszelką cenę postara się zaprosić Diabła pierwsza i w ten sposób dogada się z Zabinim i będą żyć długo i szczęśliwie. „Jaka ja dobroduszna” – pochwaliła się w duchu.
-Jeszcze zobaczymy. –odparła Ginny, mrużąc oczy, po czym popędziła w stronę szkoły.
„I do tego genialna… I sprytna…”
Aranei spojrzała na zegarek i zauważyła, że niedługo śniadanie, tak więc wolnym krokiem skierowała się w stronę szkoły. 

-*-

  Blaise szedł razem z Draconem na śniadanie. W którymś momencie podbiegła do niego Ginny, której kamień spadł z serca, gdy zobaczyła, że nie ma z nimi Aranei.
-Możemy porozmawiać? –zapytała.
Draco spojrzał znacząco na przyjaciela.
-E… Teraz? –spytał zdziwiony ciemnoskóry.
-Najlepiej… -odparła ruda. Blaise spojrzał na blondyna oczekując bezgłośnej rady. Jednak się jej nie doczekał.
-Niech będzie. –powiedział w końcu, po czym przeprosił Dracona i razem z Gryfonką skierował się z dala od uczniów, którzy zmierzali właśnie na śniadanie.
-Coś się stało? –zapytał z troską Ślizgon. Ginny przewróciła oczami. Nie lubiła, gdy ktoś się o nią troszczył. Z jednej strony to słodkie, ale z drugiej strony czuła się wtedy słaba.
-Tak właściwie to chciałam cię zaprosić na bal… -zaczęła.
-Ty?! Zapraszasz mnie?! –zdziwił się chłopak. –To ja miałem ciebie zaprosić!
Ruda uśmiechnęła się szeroko wiedząc, że to znaczy „tak”. „Pieprz się Callidus” – pomyślała.
-Rozumiem, że to oznacza potwierdzenie? –upewniła się.
-No tak, ale… Teraz się czuję po nie-dżentelmeńsku…
Gryfonka przewróciła z zażenowaniem oczami.
-Jakby ktoś pytał, to ty mnie zaprosiłeś… -powiedziała, po czym się zamyśliła. –Chyba, żeby to była Aranei. Jej możesz powiedzieć, że to ja cię zaprosiłam.
-Aranei? –zdziwił się Zabini.
-Nieważne… -odparła szybko ruda, nie chcąc niewygodnych pytań. –Chodźmy już lepiej na śniadanie. Wchodząc do Wielkiej Sali, Gryfonka zauważyła Aranei. Właśnie chciała zobaczyć jej zawiedzioną minę i pokazać środkowy palec, ale zamiast tego ku swojemu zdziwieniu zobaczyła, że Ślizgonka uśmiecha się z satysfakcją i szturcha siedzącego obok niej Dracona. „Czyżby ona to wszystko zaplanowała?” –pomyślała ruda, siadając przy swoim stoliku. „Nie… Na pewno nie. Przecież nie byłaby na tyle mądra…”. Po chwili Weasley’ówna rozglądnęła się po Sali i zauważyła, że na śniadaniu nie ma Hermiony…
-Kto jest geniuszem? –zapytała Aranei, szturchając Dracona, gdy Ginny weszła razem z Blaisem do Wielkiej Sali, trzymając się za ręce. Blondyn spojrzał najpierw na nich, potem na przyjaciółkę.
-Ty?
-A jakże by inaczej! –ucieszyła się Callidus.
-Nie wiem, jak to zrobiłaś, ale gratuluję. –pochwalił ją Ślizgon.
-Za co jej gratulujesz? –zaciekawiła się Pansy. –I dlaczego Diabeł trzyma się z Weasley za ręce?! Widzieliście to?! To oburzające! Co tu jest grane?!
Malfoy złapał się za głowę.
-Czy ona zawsze musi być tak cholernie wkurzająca? –zapytał, kierując się do Aranei.
-Że kto?! –fuknęła Parkinson. –Że niby ja?!
-Uznaj to za tak… -powiedziała bezgłośnie Aranei, a blondyn pokiwał głową. W tym momencie obok Pansy usiadł Blaise.
-Co to było?! –zapytała go od razu Mopsica. –Dlaczego trzymałeś się z tą Zdrajczynią Krwi za ręce?! O co tu chodzi?!
Zabini spojrzał na nią, próbując ukryć rozbawienie.
-Ja i Ginny jesteśmy teraz razem. –odparł spokojnie.
-CO?! –fuknęła Pansy.
-Wooohoooo! –krzyknęła Aranei, klaskając w ręce. Połowa uczniów zebranych w Wielkiej Sali na nią spojrzała, ale ona nie zwróciła na to uwagi.
-No, gratulacje. –pochwalił go Malfoy.
-Czy to jest jakiś żart? –ciągnęła Mopsica.
-Da się ją jakoś wyłączyć? –zapytała Callidus.
-Niestety chyba tylko avadą… -odparł Blaise ze smutkiem. Pansy zrobiła oburzoną minę, ale już do końca śniadania nie odezwała się ani słowem.

Po śniadaniu Aranei skierowała się w przeciwną stronę, niż jej przyjaciele.
-A ty dokąd? –zdziwił się Draco.
-Do… biblioteki… -odparła brunetka, po czym popędziła do Łazienki Jęczącej Marty. Ktoś jednak, skryty pod peleryną-niewidką, poszedł za nią. 


-Najlepiej to zrobić w czasie balu… Bal będzie na wiosnę, więc będziemy mogli jeszcze dopracować szczegóły. –zaczęła brunetka.
-Zwabimy Pottera do Komnaty. Wtedy ty robisz swoje, a ja stanę się twoim horkruksem. –dokończył za nią gad. Hermiona obserwowała całe zdarzenie zza jednego z filarów. Co ją poprowadziło do tego, aby pójść za Ślizgonką? Czysta ciekawość. Dziewczyna ostatnio dziwnie się zachowywała. Jednak to, co Gryfonka zobaczyła i usłyszała, okazało się być jeszcze dziwniejsze.
-Więc co zrobisz teraz? –zapytał wąż.
-Proste: Zaproszę Pottera na bal, zanim zrobi to ktoś inny. Nie byłoby przyjemnie, jakby jakaś lala się za nim tutaj przypałętała. Byłoby o jedną ofiarę więcej, a tego nie chcemy… -oznajmiła Callidus, udając smutną.
Hermiona zakryła ręką usta. To, co właśnie usłyszała wyraźnie nią wstrząsnęło. Starała się opanować wszystkie emocje, jakie nią targały. Dopiero co wybaczyła Aranei, a tymczasem ona planuje zabić Harry’ego i stworzyć horkruksa… Nie wiedziała, co ujrzy idąc za dziewczyną, ale na pewno nie spodziewała się TEGO. Już sam fakt, że Ślizgonka otworzyła Komnatę Tajemnic okazał się być przerażający. I ten nieludzki syk, który z siebie wydała, próbując otworzyć wejście do Komnaty. Słyszała to już, kiedy robił to Harry, ale w ustach Aranei wydawało to się być o wiele bardziej przerażające. Hermiona starała się opanować emocje, aby móc myśleć racjonalnie i po chwili zrozumiała pewien fakt. Aranei mówi w języku wężów. Aranei musi być potomkiem Salazara Slytherina, bądź kolejnym horkruksem. Obie opcje były równie przerażające. Albo Aranei jest córką Lorda Voldemorta, albo Czarny Pan nadal żyje, a jedna jego cząstka duszy może pomóc mu odrodzić się na nowo.
Gryfonka wzięła głęboki oddech.
„Myśl racjonalnie Hermiono…” – pomyślała. „Przecież Voldemort mógł mieć brata… Albo siostrę… Albo kuzyna… Nie musi to od razu być takie przerażające… Dobra… To i tak jest przerażające…” .
Próbując się opanować, Gryfonka dalej słuchała rozmowy.
-Sprytny plan. Jesteś genialna. –syknął Timore. Hermiona usłyszała jedynie syk.
-Oczywiście, że jestem. –odparła Aranei. –Mam to po tatusiu. Córka Lorda Voldemorta musi być przecież geniuszem.
Hermiona powtrzymała się, aby nie krzyknąć „A jednak!”.
Po tych słowach Aranei pożegnała się z wężem i opuściła Komnatę Tajemnic.
Gryfonka po chwili namysłu, poszła cicho za nią, modląc się, aby wąż nie usłyszał jej butów, stukających delikatnie o posadzkę.
                                                                                                                                                     

niedziela, 23 listopada 2014

XIII

Witam! Jako, że był jeden komentarz - wstawiam rozdział. ;)
Miłego czytania.
Wstawię następny kiedy będą... dwa komentarze (pogwiazdorzę sobie! a co!). :D


Draco szedł razem z Blaisem na śniadanie, ale gdy znaleźli się w tłumie uczniów, którzy przepychali się do Wielkiej Sali, stracił przyjaciela z zasięgu wzroku. W pewnym momencie poczuł czyjąś rękę na ramieniu i został wypchnięty z tłumu i popchnięty na ścianę. Zdenerwowany Ślizgon odwrócił się, by rozpoznać napastnika, którym okazała się być Aranei. Ta, widząc groźną minę przyjaciela, wybuchła śmiechem.
-Groooźny… -zakpiła. Draco złagodniał i uśmiechnął się.
-No? –zapytała Aranei. Malfoy zmarszczył brwi, nie wiedząc o co chodzi. –Co z Blaisem i Weasley?!
-Aaaa… -mruknął Draco, drapiąc się po karku. -Właściwie to wczoraj, jak wróciłem do dormitorium, Diabeł brał prysznic, a zanim wyszedł, to ja już zasnąłem.
Brunetka przewróciła oczami.
-Poważnie?
-Jak najbardziej. Dzisiaj rano go przycisnąłem, to powiedział, że mi wszystko opowie po lekcjach, więc się zgodziłem…
-Idiota. –warknęła Ślizgonka, po czym ponownie przyłączyła się to tłumu. Draco tylko z rozbawieniem pokręcił głową, po czym podążył za nią.

  Hermiona zeszła po schodach w pięknej, fiołkowej sukni, która doskonale do niej pasowała. Na twarzy miała delikatny uśmiech, a jej włosy upięte były w pięknego koka. Szpilki stukały delikatnie o schody, gdy szła ku swojemu partnerowi, który czekał na nią na dole i patrzył na Gryfonkę, niczym na boginię. Gdy dziewczyna stanęła koło niego, delikatnie wziął ją pod ramię i ruszyli razem na parkiet. Po Sali rozniósł się dźwięk skrzypiec, grający ulubioną melodię brunetki. W tym momencie na parkiecie nie było już nikogo, oprócz niej i jej partnera. Brązowooka nawet nie zastanawiała się jak dotąd, kim jest jej partner. Wiedziała po prostu, że czuje się w jego towarzystwie bardzo dobrze i tańczyła, przytulona do niego. Gdy jednak chłopak ujął ją pod brodę i zmusił, by spojrzała w jego piękne, szare tęczówki, zrozumiała z kim tańczy. Tańczyła właśnie z Draconem Malfoy’em! Brunetka wstrzymała oddech, jednak nie zaprzeczyła, gdy blondyn pocałował ją delikatnie w usta. Po jej ciele rozniosło się przyjemne ciepło, a na plecach Hermiona poczuła dziwne dreszcze. Nagle jednak Ślizgon zniknął, a zamiast w Sali balowej, Gryfonka znalazła się w jakimś bardzo ciemnym pomieszczeniu.
-Halo? –zawołała dziewczyna. Nikt nie odpowiedział. Nie wiedząc, czemu to robi brunetka pobiegła przed siebie i w tamtym momencie pomieszczenie wydało jej się nieskończenie długie.
-Halo? –zawołało coś za nią. W pierwszej chwili brązowooka pomyślała, że to echo, ale po chwili zorientowała się, że nie tak brzmi jej głos. Zatrzymała się więc, odwróciła niepewnie i niemal krzyknęła, gdy zobaczyła przed sobą Aranei Callidus. Ślizgonka miała na sobie długą, czarną szatę z ogromnym kapturem. Jej brązowe włosy były rozpuszczone i sięgały jej pasa. Pomimo ogromnego kaptura, przez który nie było widać połowy twarzy dziewczyny, Hermiona ją rozpoznała.
-A… Aranei? –zapytała niepewnie. W tym momencie usłyszała syk i spojrzała za siebie. Nim jednak zdążyła jakkolwiek zareagować, runęła na ziemię. Jedyne, co zobaczyła to ogromnego węża, który pełznął po jej nogach.
Oddychając ciężko, Gryfonka podniosła się do pozycji siedzącej i rozglądnęła wokół siebie. Nadal znajdowała się w Skrzydle Szpitalnym. Gdy trochę się uspokoiła, opadła z powrotem na łóżko i położyła się na boku. Chciała z powrotem zasnąć, ale nie mogła. Z ciekawości spojrzała na zegarek obok siebie, który wskazywał 7 rano. Brunetka przeciągnęła się leniwie i zawołała panią Pomfrey, która zadała jej setki pytań, takich jak „Jak się czujesz?”, „Czy coś cię boli?”, „Dobrze spałaś?” itp. Skończyło się na tym, że dała jej jakieś lekarstwa i pozwoliła wyjść, zanim jeszcze rozpoczęły się lekcje. Pani Pomfrey uznała, że Gryfonka już wydobrzała, ale ostrzegła ją, żeby miała się na baczności i nie wdawała więcej w żadne bójki. Granger niemalże prychnęła. Powstrzymała się jednak, bo to byłoby niegrzeczne. Hermiona nie zdążyła jednak na śniadanie, więc poszła prosto do dormitorium, gdzie zastała Ginny, pakującą w pośpiechu książki do torby. Gdy brunetka weszła do pokoju, ruda obejrzała się i spojrzała na nią, ale gdy tylko zobaczyła, że to ona, od razu odwróciła wzrok i zaczęła pakować książki z jeszcze większym pośpiechem.
-Ginn… -zaczęła Hermiona, ale nim zdążyła powiedzieć coś więcej, Wealsey’ówna minęła ją w drzwiach i wyszła szybkim krokiem z pokoju. Brunetka tylko westchnęła ze znużeniem. „Przecież nic takiego nie zrobiłam!” –pomyśła z zażenowaniem. Wiedziała jednak, że aby utrzymać dobre stosunki z przyjaciółką, będzie musiała ją później przeprosić. Dziewczyna spojrzała na zegarek i aż podskoczyła, kiedy okazało się, że już późno. Niemal w biegu wyciągnęła torbę i wrzuciła do niej potrzebne książki, pergamin i pióro, po czym wybiegła z pokoju i pobiegła do klasy eliksirów ile sił w nogach. Nie zdążyła jednak i gdy wpadła do klasy okazało się, że lekcja już trwa. Cała klasa spojrzała na nią. Zapewne wszyscy wiedzieli już o incydencie z poprzedniego dnia. A może nie?
-Prze.. praszam za spóźnienie… -wymamrotała dziewczyna, czując się bardzo niezręcznie.
-Nie szkodzi, panno Granger. –odparł spokojnie profesor Slughorn. –Proszę usiąść.
Hermiona pokiwała niepewnie głową i poczłapała do stolika, przy którym siedział Harry i Ron.
-Wypuściła cię?
-Jak się czujesz?
Ron i Harry równocześnie zasypali ją pytaniami, ale Hermiona powiedziała, że powie im wszystko na przerwie, bo na razie jest lekcja. Chłopcy tylko pokiwali głowami z zawiedzionymi minami, ale nie pytali już więcej. Nie wiedzieć czemu, uwagę dziewczyny przykuł stolik na drugim końcu klasy, gdzie siedzieli: Malfoy, Zabini, Parkinson i Callidus. Gryfonka najpierw spojrzała na Aranei, która wyglądała na znudzoną wykładem profesora. W tym momencie przypomniał jej się dzisiejszy sen i aż się wzdrygnęła. Zastanawiała się, co mógł on znaczyć. W tamtym momencie Aranei spojrzała prosto na nią i uśmiechnęła się. Hermiona zmarszczyła brwi i wtedy przypomniała sobie, że poprzedniego dnia się pogodziły, więc odwzajemniła uśmiech, chodź był on bardzo wymuszony. Obok Ślizgonki siedział Draco  i gdy Hermiona przypomniała sobie pierwszą część snu, momentalnie zrobiła się czerwona jak burak i raptownie odwróciła wzrok od ich stolika, próbując skupić uwagę na Slughornie.

  Po lekcji eliksirów, Aranei wyszła rozpromieniona z klasy, w towarzystwie Blaise’a i Dracona.
-A ty co się tak cieszysz? –zapytał zdziwiony ciemnoskóry.
-No bo wiecie, że teraz jest czas wolny? Można go wykorzystać na jakieś długie rozmowy o Diabłach i Wiewiórkach… 
-Ar! –skarcił ją Zabini, zatykając ręką usta. –Ktoś mógł usłyszeć.
Ślizgonka przewróciła oczami, a ciemnoskóry zabrał rękę.
-Dobra chodźcie do dormitorium mojego i Smoka. –powiedział po chwili ze zrezygnowaniem, po czym ruszył przed siebie. Draco i Aranei spojrzeli po sobie po czym przybili piątkę i ruszyli za przyjacielem.

Gdy już byli w ich pokoju, Blaise rzucił zaklęcie wyciszające, aby nikt z zewnątrz nie mógł podsłuchać.
Aranei usiadła na łóżku Dracona, obok blondyna, a Zabini na swoim.
-Zanim zaczniesz… -powiedział Malfoy. –Masz świadomość, że obojętnie, jak dziwna byłaby twoja opowieść, to i tak dostaniesz wpierdol za to, że nam o tym nie powiedziałeś wcześniej?
-Draco miał na myśli, że dostaniesz lanie. –wytłumaczyła sfrustrowana Callidus, jakby Blaise nie zrozumiał. Blondyn przewrócił oczami.
-Dobrze, że wytłumaczyłaś, bo na pewno nie zrozumiał…
-Chodziło mi o to, że…
-Dobra, macie zamiar gadać bez sensu, czy chcecie posłuchać? –zapytał zażenowany ciemnoskóry. Pozostała dwójka natychmiast się uspokoiła i nastawiła uszu.


 
  Hermiona miała akurat czas wolny, więc kierowała się do biblioteki, gdy nagle ktoś na nią wpadł.
-Ojej, przepraszam… -zaczęła natychmiast, ale gdy zobaczyła dobrze znanego sobie Rudzielca, dodała: -Albo i nie…
-Możemy porozmawiać? –zapytał spokojnie Gryfon. Hermiona chwilę się zastanowiła, po czym odparła „Czemu nie?”.
-Ale… nie tutaj… -powiedział chłopak, spoglądając na kilku uczniów, którzy również byli na korytarzu. Brunetka pokiwała głową, po czym ruszyła razem z Weasley’em w sąsiedni korytarz. Zatrzymali się, gdy nikogo nie zobaczyli na horyzoncie.
-O co chodzi? –zapytała Hermiona.
-No bo… Posłuchaj… Wcześniej nie miałem odwagi ci tego powiedzieć, ale… przepraszam.
Gryfonka uniosła jedną brew.
-Poważnie? Teraz? Wiesz, jest już chyba trochę za późno, więc… Wybacz, ale nie przyjmuję twoich przeprosin…
-Nie, Hermiono… Ja naprawdę… Naprawdę jest mi przykro i to był tylko jeden malutki pocałunek i ja nie chciałem, żeby to tak się potoczyło…
-Jeden, malutki pocałunek?! Ty chyba sobie żarty robisz! –przerwała mu dziewczyna. Nie miała ochoty wysłuchiwać takich głupot. Ledwo co się otrząsnęła, a rany powoli się goiły, a on musiał od nowa je rozdrapać. Wiedziała, że jeśli będzie dłużej drążyć tą rozmowę, to wygarnie wszystko Rudzielcowi i dobrze się to dla niego nie skończy.
-To nic nie znaczyło!
-Dlaczego mówisz mi to teraz?! –warknęła Gryfonka. –Tyle czasu czekałam na twoje przeprosiny, a doczekałam się ich dopiero po dwóch miesiącach?! Jesteś śmieszny!
-Ja po prostu…
-Nie, Ronaldzie. Nie chcę o tym rozmawiać. I … jeśli to już wszystko to… żegnam. –fuknęła Granger, coraz bardziej tracąc cierpliwość, po czym odwróciła się na pięcie, ale Weasley złapał ją za ramię, po czym przyciągnął do siebie i złączył jej usta ze swoimi. Hermiona oczekiwała na przyjemne ciepło, które kiedyś czuła, gdy Ron ją całował, ale nic. Jej uczucie do niego wygasło. Po prostu. Rana była tak ogromna, że teraz jedyne co do niego czuła to żal. Nic więcej.
Brunetka po chwili odepchnęła rudego.
-Idiota! –fuknęła, po czym spoliczkowała Gryfona.
-Myślałem że…
-Źle myślałeś Ron! Rozumiesz?! Nie kocham cię! I już nigdy nie pokocham!  -krzyknęła przez łzy dziewczyna, po czym uciekła.

  Blaise opowiedział przyjaciołom o tym, że Ginny podobała mu się od kiedy pamiętał, a potem, kiedy Harry, Ron i Hermiona wyruszyli na poszukiwanie horkruksów, ruda zamartwiała się jak nigdy. Mroczne Czasy to było dla niej nie lada zmartwienie. Chodź była twarda i w dzień skrywała emocje, to płakała po nocach. Któregoś wieczoru, gdy już była cisza nocna, Blaise pokłócił się z Pensy w pokoju wspólnym, po czym nie zwracając uwagi na ciszę nocną, wybiegł jak burza z lochów i gdy przechodził obok  Łazienki Jęczącej Marty, usłyszał szloch. Z ciekawości zajrzał do środka i zobaczył płaczącą Weasley’ównę. Wygadała mu się o tym, jak to martwi się o przyjaciół i zagroziła, że jeśli komuś o tym powie to znajdzie go i powiesi za jaja. Od tamtej pory Zabini martwił się o Weasley’ównę i codziennie patrzył na nią. Na jej cienie pod oczami, wynikające z nocnego płaczu, na jej smutne oczy i rude włosy, które straciły swój dawny blask. Potem była bitwa o Hogwart. Po bitwie Blaise zastanawiał się, co dzieje się z Ginny, a gdy na początku sierpnia spotkali się na Pokątnej i chłopak zobaczył Gryfonkę całą i zdrową, kamień mu spadł z serca. Zagadał ją i wtedy umówili się pierwszy raz, potem drugi. Nim się obejrzeli, oboje byli w sobie zakochani. Spotykali się ukradkiem prawie cały sierpień. Tydzień przed początkiem roku szkolnego, Weasley’ówna wystawiła Ślizgona i nie odpowiadała na sowy. Odezwała się dopiero dwa dni przed końcem roku i wtedy spotkali się ostatni raz po to, by z tym skończyć. Właściwie to Blaise nie miał nic do gadania. Kiedy zaczął się rok szkolny, Zabini widział, że Ginny dalej jest z Harrym, więc postanowił, że nie będzie ubiegał się o jej względy, skoro ona tego nie chce. Gdy jednak podsłuchał rozmowę Weasley’ówny z Potterem zrozumiał, że się pomylił. Gdy ruda wybiegła ze Skrzydła Szpitalnego zbulwersowana, chłopak uznał tę okazję za idealną do rozmowy.
-No… To właściwie tyle… -zakończył ciemnoskóry. Miał niepewności, co do reakcji swoich przyjaciół, ale z drugiej strony cieszył się, że mógł się wreszcie komuś wygadać.
-Och, słodki Salazarze! –powiedziała zafascynowana Aranei, łapiąc się za głowę. –Jakież to urocze!
Pozostała dwójka spojrzała na nią dziwnie.
-Co? Jestem pieprzoną romantyczką… -oznajmiła, wzruszając ramionami.
-Ach, te problemy sercowe… -zaśmiał się Draco. –Kurde, w ogóle to nieźle, nieźle… Nie wiem, co ci poradzić. Problemy sercowe to nie moja działka, ale dalej mam do ciebie wyrzuty o to, że mi o tym nie powiedziałeś wcześniej….
-No kurde, nie miałem jak, okay? To miała być tajemnica!
-Ale mi mogłeś powiedzieć…
-Oj wiem, że mogłem to zrobić wcześniej, ale zrobiłem teraz, jasne?
-Ciemne… -dodała zażenowana brunetka. –To co zamierzasz z tym zrobić?
-Oj nie, nie, nie. Koniec szczerych rozmów na dziś… -zaczął Blaise.
-Ach, mężczyźni… -westchnęła Callidus, po czym spojrzała na Dracona. –Za ile transma?
-Za 10 galeonów. –odparł blondyn z rozbawieniem.
-Bardzo śmieszne… -odparła ze znużeniem brunetka, chodź dało się dostrzec cień uśmiechu na jej twarzy.

  Na następnych lekcjach Hermiona starała się siadać z dala od Rona, co zmuszało ją również do siedzenia z daleka od Harry’ego, którego dziwiła postawa przyjaciółki.
-Wiesz może, o co chodzi Hermionie? –zapytał okularnik, gdy na zielarstwie Hermiona usiadła z Nevillem Longbottom’em i nawet nie spojrzała w stronę przyjaciół. Ron spojrzał na brunetkę.
-Nie mam pojęcia… -mruknął, po czym spojrzał na panią Sprout. Potter od razu rozpoznał, że Rudzielec kłamie, ale nie naciskał. Wiedział, że Gryfon prędzej, czy później powie mu o co chodzi .

niedziela, 16 listopada 2014

XII

Witam! Przepraszam, że tak dawno mnie nie było, ale miałam zepsuty internet :D
Na reszcie powrócił!
Mam trochę rozdziałów napisanych do przodu, także aby był następny rozdział poproszę... jeden komentarz :D Chcę wiedzieć, czy ktoś jeszcze tu zagląda. Pozdrawiam i zapraszam do czytania ;)


 McGonagall po dostaniu cynku od uczniów o tym, że Callidus i Granger pobiły się na błoniach, od razu popędziła czym prędzej do Skrzydła Szpitalnego, gdzie aktualnie przebywały uczennice. Jej buty klapały głośno o posadzkę, gdy przemierzała korytarze z groźną miną. Znowu ta Callidus! – pomyślała dyrektorka. - Ale z drugiej strony… Może wreszcie znalazłam pretekst na wyrzucenie jej ze szkoły… - z tą myślą wkroczyła już spokojniej do Skrzydła Szpitalnego. Zastała dwie grupki uczniów. Przy jednym łóżku zastała grupkę uczniów zebraną wokół Hermiony. Wśród nich kobieta rozpoznała Pottera, Rona i Ginny Weasley’ów, a także Neville’a Longbottoma i Lunę Lovegood, którzy trzymali się za ręce. Ach, młodzież… Kiedy ja byłam młoda… -pomyślała dyrektorka, ale z rozmyślań wyrwał ją głos młodej Weasle’ówny:
-Profesor McGonagall! –krzyknęła, kipiąc z radości i wskazując palcem na profesorkę. Wiedziała już, że McGonagall potrafi być surowa i tym razem Ślizgonka poniesie zasłużoną karę. Minerwa spojrzała na Ginny karcącym spojrzeniem i skierowała się do łóżka, przy którym siedziało sporo Ślizgonów, w tym Parkinson, Malfoy, Zabini, Nott i siostry Greengrass. Gdy się rozstąpili, kobieta ujrzała siedzącą na łóżku Callidus. Przez niemal sekundę jej twarz wyrażała strach, ale jednak po chwili na twarz dziewczyny wpłynął jak zwykle kpiący uśmieszek. Dyrektorka zastanowiła się przez chwilę, czy jej się nie przewidziało.
-Pani pójdzie ze mną do gabinetu, panno Callidus. –oznajmiła surowo. –Czy mamy tu świadków owej bójki? –skierowała się do reszty Ślizgonów. Wszyscy podnieśli ręce. Aranei posłała im słodki uśmiech.
-Tak właściwie to tylko Astoria i Dafne. –oznajmił Draco w końcu. –Ja i Blaise przyszliśmy trochę później.
-Tak więc panny Greengras, pan Zabini i pan, panie Malfoy również pójdą ze mną. –oznajmiła sucho kobieta, po czym podeszła do łóżka Gryfonów. Ślizgoni spojrzeli po sobie.
-Chodź. –zachęcił brunetkę Malfoy, wstając z miejsca i wyciągając do niej rękę. Nim jednak zdążył choćby mrugnąć, już Blaise pomógł jej wstać. Draco pokręcił jedynie głową z dezaprobatą i razem z przyjaciółmi ruszył za dyrektorką. Wraz z nimi poszła również Ginny z dumnie uniesioną głową.
-Skłam, że to Granger zaczęła. –szepnął rudej do ucha Blaise. Weasley’ównę przeszły dziwne dreszcze, ale odparła szybko i stanowczo: Nie.
-Zrób to, albo będziesz miała ze mną do czynienia. –oznajmił groźnie ciemnoskóry.
-Nie boję się ciebie. –odparła z rozbawieniem ruda.
-A powinnaś. –odparł z uśmiechem Zabini. Ginny spojrzała na niego dziwnie.
-Zaryzykuję. –powiedziała po chwili i w tym momencie ocknęła się, że już są pod gabinetem dyrektorki. 

-*-

-Podobno już jutro będziesz mogła wyjść ze Skrzydła Szpitalnego. –powiedział spokojnie Harry. Hermiona właśnie odzyskała przytomność i przyjaciel poinformował ją, że Ginny, Aranei i reszta Ślizgonów są teraz u dyrektorki. –Pewnie wtedy McGonagall przesłucha cię osobno.
-Przesłucha? -powtórzyła Hermiona z rozbawieniem. Po chwili doszła do jej mózgu pewna informacja. –Ale chyba rano, prawda?! –zapytała nagle.
-No nie wiem… -zaczął Harry. – Pani Pomfrey powiedziała, że to będzie zależało od tego, jak będziesz się czuła…
-Nie mogę opuścić lekcji! –oburzyła się brunetka.
-Spokojnie Hermiono…  -próbował ją uspokoić okularnik. –W razie czego razem z Ronem przygotujemy ci notatki…
-Wy nie potraficie robić notatek! –zdenerwowała się Granger. W tym momencie do gabinetu wpadła Ginny, cała czerwona od złości, jaka od niej biła.
-Co się stało? –zapytał od razu Neville.
-Wiecie co?! –warknęła ruda. –Ci Ślizgoni nagadali, że to ty zaczęłaś, inni uczniowie, którzy byli akurat na błoniach to potwierdzili, a ja wyszłam na idiotkę, która próbuje bronić swojej przyjaciółki za wszelką cenę, jeszcze Blaise palnął, że prosiłam go niby przed wejściem do gabinetu, żeby skłamał, że to Callidus zaczęła i skończyło się na tym, że obie dostaniecie szlaban! –fuknęła na jednym wdechu.
-CO?! –krzyknęli równocześnie Harry, Hermiona i Neville.
-Ojejciu… -mruknęła Luna w tym samym czasie.
-DACIE WIARĘ?! –fuknęła Ginny, po czym opadła na krzesło przy łóżku Hermiony.
-To nie fair! –oburzyła się Granger.
-Mówiłam to samo, ale nikt mnie nie poparł… -bąknęła Weasley’ówna. Nagle do Skrzydła Szpitalnego weszła trójka znienawidzonych przez nich Ślizgonów, na czele z Aranei.
-No cześć. –przywitała się jak gdyby nigdy nic Ślizgonka, przysuwając sobie jeden z taboretów i siadając między Harrym, a Ginny.
-Co ty tu do cholery robisz?! –warknęła ruda Gryfonka. –Pani Pomfrey mówiła, że już nic ci nie jest! Czego ty jeszcze chcesz?
-Przyszłam odwiedzić koleżankę. Nie wolno? –zapytała brunetka, udając oburzenie. –Jak się czujesz, Herm?
-Nie mów tak do niej! I wynoś się! –krzyknęła Ginny, wstając z krzesła i wskazując palcem drzwi.
-Po co ta agresja? –zaśmiała się Aranei. –Chciałam się pogodzić…
-Pogodzić się? Poważnie?! Po… TYM! –fuknęła ruda, wskazując ręką Hermionę.
-Nie chciałam się pogodzić z tobą, tak dla jasności. –warknęła nagle Ar z jadem w głosie. –Tylko z Hermioną.
-Od kiedy to mówisz do niej po imieniu?!
-Dość tego! Chciałam być miła…
-Nie wyszło ci…
-A ty mi to utrudniasz!
Blaise obserwował tę potyczkę słowną w ciszy, próbując ukryć rozbawienie.
-Jeśli myślisz, że po tym wszystkim Hermiona ci…
-Uspokój się Wiewióro, bo ci żyłka pęknie. –zaśmiał się Blaise.
-Ja mam się uspokoić?!
-Ginny! –krzyknęła Hermiona. –Przestań! Doceniam to, że mnie tak bronisz, ale teraz… Ja też nie chciałabym tego już dłużej ciągnąć…
-Co?! –fuknęła ruda. –To ja się tu produkuję, próbuję cię bronić, a ty mi mówisz, że mam przestać?! Dość tego! Wychodzę. –oznajmiła, po czym wypadła ze Skrzydła Szpitalnego niczym burza.
-Ja ją uspokoję… -powiedział Blaise z tajemniczym uśmieszkiem, po czym wyszedł za Weasley’ówną.
-No pięknie… -mruknęła Hermiona. –I widzisz co narobiłaś? –skierowała się do Aranei.
-Co ja narobiłam? –spytała z niedowierzaniem Callidus.
-Aranei. –skarcił ją Draco. –Nie kłóćcie się już…
-No dobra. W końcu nie przychodziłam tu po to, żeby znowu się pokłócić… -powiedziała z westchnieniem Ślizgonka. –McGonagall powiedziała, żebyśmy się pogodziły, bo kiedy wyjdziesz ze Skrzydła Szpitalnego, będziemy miały razem szlaban, a nie chcemy przecież kolejnego incydentu, prawda? Tak więc… przepraszam.
-Czy ja się oby nie przesłyszałam? –zapytała z niedowierzaniem Gryfonka, rozglądając się po towarzyszach. –Czy ty mnie właśnie przeprosiłaś?
Aranei przewróciła oczami.
-Najwyraźniej… -bąknęła.
-Och… -Hermiona nie do końca wiedziała, jak się zachować. –Ja też przepraszam za to, że rzuciłam się na ciebie… -mruknęła ledwo słyszalnie.
-To... rozejm? –zapytała z rozbawieniem Aranei, wyciągając rękę w stronę Gryfonki. Granger niepewnie spojrzała na rękę Ślizgonki, ale po chwili ją uścisnęła.
-To świetnie. –powiedziała z uśmiechem Callidus, wstając z krzesła. –Idziemy sprawdzić co robią Blaise i Weasley? –skierowała się do Dracona.
-Zostawmy ich samych… -zażartował Malfoy. Brunetka spojrzała na niego z uniesioną brwią. Blondyn przewrócił oczami. –No dobra, chodź. –powiedział ze zrezygnowaniem, po czym wstał i razem z przyjaciółką wyszedł.
-To było dziwne. –oznajmił Neville po chwili ciszy. Reszta mu przytaknęła.
-I tak po prostu jej wybaczyłaś? –zapytał w końcu Harry z powątpieniem.
-Nie mogłam inaczej. –odparła brunetka. –Wiesz, że nie znoszę sporów.
-Wiem… -powiedział Harry z westchnieniem, po czym spojrzał w sufit. –Kurwa…
-Harry! –skarciła go Hermiona.
-Przepraszam Hermiono… Ja po prostu… Na Godryka, jaki ze mnie idiota! –stęknął po czym zmierzwił ręką włosy.
-O co chodzi? –zdziwiła się Gryfonka. Potter spojrzał na nią i dziewczyna zrozumiała o co chodzi.
-No tak… Usłyszałeś o co poszło… 
-Jak mogłem zapomnieć?! I Ron! Jak oboje mogliśmy zapomnieć?!
-Spokojnie Harry… Oczywiście, było mi przykro, ale…
-Nie. Na to nie ma wytłumaczenia. Tak bardzo przepraszam…
-Nie szkodzi, Harry. Naprawdę…
-Koniec odwiedzin! –zaszczebiotała pani Pomfrey. –Już późno. Niech panna Granger się wyśpi! Na pewno jest zmęczona. No już!
Luna, Neville i Harry posłusznie pożegnali się z Hermioną i wyszli ze Skrzydła.
Hermiona jednak jeszcze chwilę myślała, zanim zasnęła. Miała wyrzuty sumienia, że prawie pokłóciła się z Ginny przez taką błahą rzecz. Zastanawiało ją też to, dlaczego akurat Blaise zaoferował się, by ją uspokoić… Dlaczego Harry za nim nie pobiegł krzycząc „Zostaw moją dziewczynę”?

-*-

Ginny szła przed siebie szybkim krokiem, kipiąc ze złości. Nagle ku jej zdziwieniu ktoś złapał ją za ramię. Myśląc, że to Harry odwróciła się już, ale ku jej zaskoczeniu nie zobaczyła Pottera, a Blaise’a.
-Czego chcesz Zabini? –zapytała nieuprzejmym tonem.
-Po co te nerwy, Wiewiórko? –zapytał z uśmieszkiem ciemnoskóry.
-Nie nazywaj mnie tak!
-Nie lubisz jak do ciebie mówię „Wiewiórko”… Wiewiórko? –zapytał, drocząc się z nią. Ruda zrobiła groźną minę.
-Poszedłeś za mną po to, żeby mi dokuczać? Jeśli tak, to przykro mi, ale nie mam ochoty się z tobą użerać…
-Właściwie to myślałem, że ci poprawię humor… -oparł Ślizgon, udając rozczarowanie.
-Niby czym?
-A na przykład tym… -powiedział chłopak i nim ruda zdążyła choćby zaprzeczyć, Ślizgon złapał ją za podbródek i pocałował z uczuciem. Dziewczyna przez chwilę się poddała i odwzajemniła pocałunek, jednak po chwili ocknęła się, co robi i szybko odepchnęła od siebie ciemnoskórego.
-Co ty… Blaise! Rozmawialiśmy o tym! –warknęła ruda, rozglądając się nerwowo, żeby sprawdzić, czy ktoś oby tego nie widział.
-O ile dobrze pamiętam, ta rozmowa wyglądała tak, że ty gadałaś, ja próbowałem ci przerwać, ale mi nie pozwoliłaś, a potem po prostu odeszłaś. –odparł Ślizgon, chowając ręce do kieszeni spodni i patrząc z góry na Weasley’ównę, która była od niego znacznie niższa.
-Co z tego?! Rozmowa to rozmowa. Jestem z Harrym i jestem z nim szczęśliwa.
-Czy oby na pewno? –zapytał z rozbawieniem ciemnoskóry. –Słyszałem co innego…
-Co?! Od kogo?! –zdenerwowała się Ginny. Nie przypomniała sobie, żeby komuś o tym mówiła. Zerwali dopiero rano i na razie nawet Hermiona o tym nie wiedziała. Tylko ona i Harry. Chyba, że Harry komuś powiedział… Albo ktoś ich podglądał… -Śledzisz mnie?!
-Oj tam zaraz „śledziłem”… Po prostu obserwowałem z ukrycia…
-Śledziłeś mnie, ty idioto! –fuknęła ruda, waląc Zabini’ego w klatkę piersiową. Ten wyglądał na nieporuszonego.
-Oj nie denerwuj się tak… Po prostu się o ciebie troszczę…
-Ty?! Troszczysz się o mnie?! –zapytała z niedowierzaniem Gryfonka. –Akurat…
-Dlaczego zerwaliście? –zapytał nagle ciemnoskóry, wpatrując się w podłogę.
Ginny również spojrzała w podłogę. Przecież nie mogła mu od tak powiedzieć, że powiedziała Harry’emu o tym, że zdradziła go z Blaisem i wyznała, że nadal kocha Ślizgona i nie jest w stanie dłużej tego ciągnąć.
Gryfonka westchnęła ze zrezygnowaniem i zamknęła oczy.
-Po prostu… -ruda otworzyła oczy i zauważyła, że Blaise patrzy prosto na nią. Szybko zabrała wzrok. –To nie twoja sprawa. –oznajmiła sucho, po czym odwróciła się na pięcie i poszła. Znowu za mną nie poszedł… Już drugi raz…-pomyślała ze smutkiem, gdy przekraczała próg pokoju wspólnego Gryffindoru. 

-*-

-No, no, no. –powiedział z rozbawieniem Draco, razem z Aranei wychodząc zza rogu, gdy tylko ruda się oddaliła. Blaise odwrócił się raptownie i spojrzał zmieszany na przyjaciół.
-To nie to, co myślicie… -zaczął.
-To dokładnie to, co myślimy. –powiedziała Aranei, zakładając ręce na wysokości klatki piersiowej. –Dlaczego nam o tym nie powiedziałeś?
-Bo… Och… Nie zrozumiecie… -mruknął ciemnoskóry, machnąwszy lekceważąco ręką, po czym ruszył przed siebie.
-Ale on chyba wie, że ty też zaraz idziesz do waszego dormitorium i że i tak go przepytasz o to wszystko? –skierowała się Aranei do Dracona. Blondyn się zaśmiał.
-Pewnie chciał, żeby to wyglądało… Wiesz… Dramatycznie…  -odparł chłopak, po czym oboje ryknęli śmiechem.